... Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej,

i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego.

Łuk. 10:27

Wzajemna troska w Ciele Chrystusowym

 

Jak jest...

Ulotka reklamowa włożona do lokalnej gazety zapraszała do udziału w serii wykładów nowego pastora w pewnym kościele o sporej tradycji w naszej okolicy. Postanowiliśmy wybrać się na nie. Ilekroć udajemy się do jakiegoś kościoła, czynimy to z nadzieją, że poznamy kolejną wspólnotę, którą będzie można polecić chrześcijanom poszukującym społeczności wierzących. Skupiamy w takich wypadkach uwagę przede wszystkim na kazaniu, gdyż pierwszorzędną wagę ma to, aby pastor wyznawał zdrową naukę biblijną i głosił Słowo Boże posługując się egzegezą.
Słuchaliśmy więc uważnie i z nadzieją, lecz w miarę trwania kazania zrozumieliśmy, że znów mamy do czynienia z przykładem przemiany, jakiej w ciągu ostatnich 25 lat uległo pod wpływem psychologii nauczanie Słowa Bożego.
Kaznodzieja rozpoczął od podania danych statystycznych na temat rozwodów, następnie przeczytał ustęp z Listu do Efezjan 5,22-33. „Dobry początek” - pomyśleliśmy. Lecz wkrótce zamiast zająć się egzegezą Pisma i zwiastowaniem „całej woli Bożej” poprzez właściwą interpretację i zastosowanie pastor zaczął udzielać najnowszych porad psychologicznych. Na początku słusznie wezwał do wierności względem ślubów małżeńskich, zaraz jednak przeszedł do wyłuszczania koncepcji psychologii potrzeb.
Bezskutecznie usiłując pomóc ludziom zastosować Pismo w życiu posługiwał się takimi lekturami jak Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus Johna Graya oraz His Needs, Her Needs (Potrzeby jego, potrzeby jej) Willarda Harleya. Podał również szereg rad Gary'ego Smalleya, a kazanie zakończył zachętą, aby słuchacze obejrzeli sobie kasety Smalleya na temat małżeństwa.
Pastor mógł mieć jak najlepsze zamiary, lecz oparłszy się na psychologicznych opiniach ludzkich głosił poselstwo łechcące być może uszy, ale pozbawione mocy Bożej, zdolnej przekonywać o grzechu i skłaniać do nawrócenia. Przytaczane podczas kazania niepotwierdzone opinie psychologów rozcieńczyły Słowo Boże i przeszkadzały mu działać. Ze smutkiem pomyśleliśmy, jak wiele owiec w całym naszym kraju otrzymuje takie właśnie śmiecie za pokarm: smaczne, lecz nie pożywne dla duszy.
Kazanie to przypomniało nam znowu o wadze bycia berejczykiem, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. I dało nam nowy bodziec, aby informować i ostrzegać o zagrożeniach związanych z psychoherezją. Powoli zaczyna docierać do nas przykra prawda, iż wiele osób tak bardzo już przesiąkło tym podejściem, iż nie są nawet w stanie i nie mają chęci widzieć jakiś problem w korzystaniu z propozycji psychologii przy rozwiązywaniu codziennych kłopotów. Dzieje się tak, gdyż psychologia niemal niepodzielnie zawładnęła praktyką życia chrześcijańskiego. Chcąc zastosować Pismo w życiu codziennym, duszpasterze i nauczyciele niejednokrotnie sięgają po prostu po najnowszą nowinkę psychologiczną, wierzący zaś bez oporów za tym podążają, nie zdając sobie w ogóle sprawy, że porzucają w ten sposób Pana i Jego Słowo na rzecz świata i jego psychologii.
Nawet ci duszpasterze, którzy w swym nauczaniu starają się wiernie trzymać Biblii, coraz częściej odsyłają swoje owce do „chrześcijańskich psychologów” oraz innych „doradców” i psychoterapeutów. Niedawno otrzymaliśmy taki list:
Niezmiernie potrzebuję w tej chwili biblijnej porady. Poprosiłam mojego pastora, aby zechciał mi doradzić. Jest to bardzo biblijny kościół, bardzo trzymający się Pisma. Pastor odrzekł: „Jestem za bardzo zajęty, żeby się uczciwie zająć poradnictwem” - i odesłał mnie do profesjonalisty. I co ja mam zrobić? Dokąd się zwrócić? Ja naprawdę potrzebuję pomocy!
Jestem osobą na nowo narodzoną, czytam Pismo, modlę się, chodzę do kościoła. Nie mam zamiaru odwrócić się od Słowa Bożego i pójść do systemu humanistów. Wolę już cierpieć, niż zrobić coś podobnego. Ponieważ zasadą poradnictwa jest zaufanie do udzielanych porad, nie sądzę, że takie poradnictwo coś by mi pomogło, bo nie mogłabym zaufać źródłom, na których się oni opierają.

Większość cierpiących decyduje się jednak na skorzystanie z poradnictwa skażonego przez bezbożne koncepcje i terapie psychologiczne, nieraz nazywane nawet „chrześcijańskimi”. Inni, którzy przekonali się, że cysterny są puste, wołają o pomoc prawdziwie zbożną - i nie otrzymują jej, gdyż kościół i „zwykli wierzący” dali się zastraszyć i nabrali przekonania, że nie są w stanie nikomu usłużyć Słowem Bożym w mocy Ducha Świętego.
W naszej poczcie elektronicznej pojawił się też taki list:

Pewna kochana siostra z naszego zboru w najlepszej intencji poleciła innej siostrze mającej kłopoty, aby zwróciła się o poradę psychologiczną. Żona naszego pastora mocno zapragnęła przekonać się, czy tego rodzaju porady są do przyjęcia. A ja - uzbrojona w wasze argumenty - byłam w stanie wytłumaczyć jej, co mówi Bóg: że On sam jest zdolny i jest gotów zaspokoić  wszelką naszą potrzebę.

Przekonujemy się więc, że choć psychologia święci triumfy w świecie chrześcijańskim, to znajdują się jednak tacy, którzy wysłuchują przestróg i robią, co mogą, aby pomóc i innym. Modlimy się gorąco, aby dzieci Boże zaufały swemu Ojcu, że „jest zdolny i jest gotów zaspokoić  wszelką naszą potrzebę”.
Często otrzymujemy świadectwa od osób, które zostały wyrwane ze szponów psychoterapii. Wiele z nich przechodziło całe lata nieskutecznej, a nawet wysoce szkodliwej terapii, lecz narodziwszy się na nowo spostrzegali różnicę pomiędzy mądrością świata a życiodajnym Słowem Bożym. Oto jeden z takich listów:

Przed nawróceniem (które nastąpiło pięć lat temu) byłam „na terapii” i zmierzałam  do nikąd.  Miałam wrażenie, że pogrążam się coraz głębiej i głębiej - lecz w końcu Pan się nade mną ulitował i w swej Łasce wyciągnął mnie z dołu. Postawił moje stopy na Skale i dał mi twardy grunt pod nogami! Przez dwa lata po nawróceniu leczyłam się z tego pięknym Słowem Bożym. W końcu powiedziałam terapeutce, że nie potrzebuję już poradnictwa i że „mój Bóg mnie uleczy, a Jezus Chrystus jest Drogą”. Odtąd moje życie jest cudem. Trzymałam się wersetu 2 Kor 5,17, iż jestem nowym stworzeniem w Chrystusie. Wszystko stare i złe (grzechy przeciwko mnie i moje własne grzechy), depresja, samotność, pustka - przeminęły, a oto  wszystko stało się nowe! Trzymałam się też wersetów Rz 12,2 i Kol 2,8 (co uwolniło mnie od psychologii). Nikt nie może wyrwać człowieka z tak straszliwego dołu, jak tylko Jezus Chrystus. Kiedy podał mi dłoń, uchwyciłam się jej przez wiarę.

Jak bardzo radujemy się świadomością, że Bóg nadal wyciąga ludzi z „dołu zagłady” i daje im zupełnie nowe życie w Chrystusie!
Prosimy o modlitwę, aby Bóg nadal otwierał oczy i by nasze informowanie i ostrzeganie przynosiło skutek, tak ażeby wierzący zaufali w pełnię Bożego zaopatrzenia dzięki łasce przez wiarę w Jezusa Chrystusa.

Bo Bóg, który rzekł: Z ciemności niech światłość zaświeci, rozświecił serca nasze, aby zajaśniało poznanie chwały Bożej, która jest na obliczu Chrystusowym. Mamy zaś ten skarb w naszyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas (2 Kor 4,6-7).


...a jak być powinno

Biblia przemawia do człowieka o każdym wymiarze jego życia, zarówno w aspekcie indywidualnym jak i społecznym. Biblia przemawia do najgłębszej istoty człowieka, do jego umysłu, serca i duszy, do wszystkiego co niefizyczne - ducha i psyche. Biblia traktuje także o zewnętrznych zachowaniach człowieka, zarówno w sensie ich związku z wewnętrznym stanem człowieka jak i w kontekście innych ludzi i rozmaitych okoliczności. Krótko mówiąc, Biblia odnosi się do całości położenia człowieka.
Co więcej, Biblia odnosi się do położenia człowieka w związku z jego relacją do Boga i wyróżnia tutaj dwie kategorie ludzi. Pierwszy z tych ludzi jest tylko potomkiem Adama, drugi natomiast narodził sie na nowo z Ducha (Rz 5 i 6). W tych, którzy narodzili się z Boga, mieszka Duch, dzięki czemu ich człowieczeństwo staje się jeszcze bardziej misterną rzeczywistością. Nie tylko bowiem ludzie tacy mają swoje życie wewnętrzne oraz życie zewnętrzne, które wiodą w wymiarze indywidualnym i społecznym, ale też Chrystus jest istotą ich nowego życia wewnętrznego, wskutek czego ich życie zewnętrzne ma w coraz większym stopniu odzwierciedlać Jego naturę. Ponadto chrześcijan łączą też inne stosunku z innymi ludźmi, są oni bowiem blisko powiązani z innymi członkami Ciała Chrystusowego, składającego się ze wszystkich tych, którzy narodzili się na nowo.
Taka złożoność wewnętrznych relacji współistniejących w każdym wierzącym człowieku wydaje się stwarzać trudności nie do przebycia, zwłaszcza jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że każdy człowiek znajduje się ponadto w innym położeniu. Złożoność ta zadziwia nas szczególnie w kontekście ustępu z Listu do Rzymian 8,28-29:

A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, który Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia Jego są powołani. Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna Jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci.

Jakaż niepojęta moc twórcza! Bóg współdziała we wszystkim ku temu, aby każde ze Swoich dzieci przemienić na „obraz Syna Jego”! Jeśli werset ten wziąć dosłownie, oznacza to, że każde wypowiedziane słowo, każda sytuacja i każdy szczegół życia człowieka wierzącego jest elementem tego Bożego „współdziałania” ku Bożym zamiarom. To Pan jest Stwórców i to On przemienia wierzących na obraz swego Syna. Czyni to z każdym z nas, pomimo że każdemu pozwala na dokonywanie samodzielnych wyborów. Czyni to, nie przemieniając nikogo z nas w marionetki.
Pamiętając o tym, że jako chrześcijanie jesteśmy „Jego dziełem [...], stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” (Ef 2,10), po cóż mielibyśmy gdzieś na zewnątrz szukać pomocy w naszym życiu z Panem? Dlaczego tyle osób zwących się „chrześcijańskimi psychologami”, a nawet „doradcami biblijnymi” usiłuje grzebać we wnętrzu ludzi wierzących i analizować ich duszę bądź też demaskować konkretne „bożki w sercu”, co ma doprowadzać do zmiany? Osoby takie próbują w rzeczywistości czynić to, co może uczynić jedynie sam Bóg, wchodzą więc na teren zakazany, gdzie tylko sam Bóg może się poruszać.
Chrześcijanie to istoty zbyt złożone, by można je analizować. Nie są w stanie zmieniać się samemu czy zmieniać się nawzajem - to Bóg dokonuje dzieła w duszy człowieka. To Duch Święty przekonuje go o grzechu. To Słowo Boże działa w naszym wnętrzu:

Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca; i nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed Nim, przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami Tego, przed którym musimy zdać sprawę [Hbr 4,12-13].

Oczekując od Boga, że to On zbada jego serce i dokona w nim zmian, Dawid tak się modlił:

Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje, doświadcz mnie i poznaj myśli moje! I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną! [Ps 139,23-24].

Wierzący na wiele sposobów mogą służyć sobie nawzajem w dziedzinie duszpasterstwa, lecz zmiana dokonywana we wnętrzu człowieka jest już dziełem wyłącznie samego Boga i kwestią odpowiedzi, jakiej serce wierzącego udziela Bogu.
Nawet apostoł Paweł nie starał się analizować pojedynczych wierzących. A przecież udzielał posługi wnętrzu człowieka! Nauczał. Napominał i ganił. Podnosił na duchu. Lecz dokonanie wewnętrznej zmiany pozostawiał samemu Bogu, tłumacząc wierzącym, jak mają uzewnętrzniać to, co Bóg czyni w środku:

Przeto, umiłowani moi, jak zawsze, nie tylko w mojej obecności, ale jeszcze badziej teraz pod moją nieobecność byliście posłuszni; z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie. Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie, i wykonanie [Flp 2,12-13].

To Bóg dokonuje dzieła wewnątrz. Każdy wierzący zaś stara się uzewnętrzniać to, co Bóg czyni w nim zarówno indywidualnie jak i w ramach ciała Chrystusowego.
Kiedy czyta się Słowo Boże, kiedy głosi się i wpaja biblijne nauki, kiedy nauczyciele wyjaśniają Pismo, kiedy wierzący zaświadczają o Chrystusie i żyją po chrześcijańsku w bliskiej więzi z innymi wierzącymi, to Słowo zapuszcza korzenie w sercach, a woda życia przynosi wzrost. Lecz to sam Bóg ostatecznie daje zmianę na lepsze. To Bóg działa niepostrzeżenie w sercu i w umyśle. Wierzący mogą się nawzajem napominać, mogą mówić sobie prawdę w miłości, nie muszą jednak analizować dusz, a nawet nie powinni tego robić. Dzieło dokonywane w duszy jest dziełem Bożym we wnętrzu wierzącego. Bóg może posłużyć się nawet słowem kogoś świeżo nawróconego, a niekoniecznie mądrością osoby dojrzałej w wierze. Chcąc przyprowadzić z powrotem do siebie syna marnotrawnego, nieraz może wykorzystać wcale nie odpowiedź dorosłego, lecz pytanie zadane przez dziecko.
Wszelkie usiłowania opracowania systemu poradniczego zdolnego odnosić się do nieogarnionej złożoności życia osoby wierzącej w ramach ciała Chrystusowego bywają najczęściej stratą czasu. A jeśli na dodatek ma wówczas miejsce adaptacja, przeróbka i zastosowanie świeckich koncepcji o duszy i możliwości zmiany, to jest to coś gorszego niż strata czasu: to bałwochwalstwo! To poszukiwanie ratunku gdzie indziej niż u Boga i tego, co zapewnił nam już On w Sobie samym, w swoim Słowie, swoim Synu, Duchu Świętym i ciele Chrystusowym. Jeśli ktoś nie doznaje przemiany na podobieństwo Chrystusa przy użyciu tych środków, które zapewnił sam Bóg, skąd przypuszczenie, że powiedzie się to lepiej przy użyciu sposobów ludzkich? Czy doprawdy studiowanie koncepcji ludzi niewierzących, rzekomych znawców duszy, może zaowocować lepszymi sposobami?
Najlepszą poradą, jakiej można zawsze udzielić, jest taka, która pochodzi z Pisma, koncentruje się na Chrystusie i zachęca daną osobę do ufania Bogu i posłuszeństwa Mu. Nie trzeba - a nawet nie wolno - analizować psychiki. Nie tylko nie ma potrzeby zostawać „ekspertem od duszy”, ale jest to wręcz niemożliwe. Nie potrzeba też być uczonym teologiem ze ścianą pokrytą dyplomami, aby stać się posłańcem łaski Bożej. Wystarczy tylko znać Chrystusa i żyć w zgodzie z Jego Duchem.
Ci, którzy praktykują rzekomo „poradnictwo biblijne” i specjalizują się w wykrywaniu „bałwanów w sercu”, bez wątpienia łyknęli psychologicznych teorii tego świata. Biblia nader jasno precyzuje, co jest grzechem, Duch Święty zaś potrafi objawiać „bałwany” w naszym własnym sercu. Natomiast Biblia nigdy nie zachęca do zaglądania do cudzej duszy w próbie analizowania jej „bałwanów”. Jeśli zaś czynimy to, czego Biblia nie poleca, wychodzimy poza granice Pisma. Metoda poszukiwania „bożków serca” może się tylko okazać poważną przeszkodą w owocnej posłudze. Przekonanie o wadze umiejętności wyszukiwania bałwanów w cudzym sercu może mieć tylko skutek zastraszający i zniechęcać wierzących do wzajemnej posługi. Nie mówiąc już o tym, że oferowana przez „doradcę” porada oparta na domysłach o cudzym życiu wewnętrznym może wyprowadzić naszego brata („pacjenta”?) na niebezpieczne manowce.

Prawdziwa troska o dusze
Duszpasterstwo niewątpliwie dotyczy wnętrza człowieka. Duszpasterstwo bez wątpienia zajmuje się także bożkami serca i dąży do ich wyrzucenia. Lecz dzieła tego NIE dokonuje „doradca” analizujący życie wewnętrzne drugiego człowieka. Możliwości służenia sobie nawzajem w dziedzinie duszpasterstwa są ukazane na kartach całego Nowego Testamentu. Możemy się nauczać, głosić sobie Słowo, świadczyć, napominać się nawzajem, zachęcać, pomagać sobie, mówić prawdę w miłości, karcić, wskazywać na ewidentny grzech, poprawiać, pocieszać, przebaczać i modlić się. Takie działania służą i wewnętrznemu, i zewnętrznemu człowiekowi.
My, ludzie, możemy tylko zgadywać na podstawie widocznego dla ogółu grzechu, jakie to bałwany rządzą sercem drugiej osoby - ale i tak nasze wnioski mogą okazać się błędne. Jeśli widzimy grzech, to w sercu jest jakiś bożek, jest umiłowanie tego świata przejawiające się w „pożądliwości ciała, pożądliwości oczu i pysze życia”. Lecz wyjście z sytuacji nie prowadzi przez drugą osobę zwaną „doradcą”, zapuszczającą wzrok w cudzą duszę w celu analizy i obnażenia bożka. Autentycznej zmiany dokonuje tylko Bóg działający w konkretnej osobie. A czyniąc cud w sercu wierzącego, posługuje się On wysiłkiem innych wierzących, którzy nauczają, głoszą Słowo, świadczą, napominają, zachęcają, pomagają sobie, mówią prawdę w miłości, karcą, wytykają widoczny grzech, poprawiają, pocieszają, przebaczają, modlą się, wspierają się w codziennych sprawach życiowych i są żywym przykładem życia w Duchu. Nie pozostawiono nas samym sobie z powierzchownymi, zewnętrznymi narzędziami pomocy. Bóg wzywa nas, abyśmy pomagali sobie wzajemnie na poziomie ludzkim, On natomiast dopełni dzieła, dokonując cudów na poziomie duszy.

PsychoHeresy Awareness Letter
styczeń/luty i listopad/grudzień1997.
(za uprzejmą zgodą Wydawców. Druga część artykułu pochodzi z książki Bobganów Competent to Minister: The Biblical Care of Souls).
Strona internetowa PsychoHeresy Awareness Ministries:
http://www.silcom.com/~phbobgan

                 

                              

Pisz do nas: kontakt@tiqva.pl