Święta wojna przeciw Żydom

Podczas agresji Iraku na Kuwejt prezydentowi George'owi Bushowi i krajom koalicji antyirackiej często zarzucano stronniczość: iż dążąc do wymuszenia realizacji rezolucji 660 Narodów Zjednoczonych, żądającej wycofania się Iraku z Kuwejtu, nie postępują tak samo wobec rezolucji 242, żądającej wycofania Izraela z „okupowanych terytoriów palestyńskich”. Nie wspominano wówczas o fakcie, że rezolucja 242 przyznaje jednoczeœnie Izraelowi prawo do istnienia w bezpiecznych granicach, którego to prawa Arabowie nie uznają.
Świat wydaje się zresztą ślepy i głuchy, jeśli idzie o sposób, w jaki Izrael wszedł w posiadanie „ziem okupowanych”. A są to fakty o znaczeniu zasadniczym.


Początek państwa
Wymordowanie 6 milionów Żydów przez Hitlera i powojenne pogromy na ocalałych Żydach, którzy próbowali powrócić do swoich domów, stworzyły grunt pod narodziny państwa izraelskiego. (Np. w Kielcach zaatakowano grupę 200 ocalałych z 25-tysięcznej przedwojennej społeczności żydowskiej. Zabito wtedy 75 osób). Narody Zjednoczone, poruszone głosami kilkuset tysięcy osób, które przetrwały hitlerowski Holocaust, 17 listopada 1947 r. postanowiły o podziale Palestyny: ok. 18% przeznaczono na ojczyznę dla Żydów, resztę, czyli ok. 82%, mieli zatrzymać Arabowie palestyńscy.
Po wycofaniu się Brytyjczyków 14 maja 1948 r. przeważająca potęga pięciu państw arabskich najechała młodziutkie państwo, aby „wpędzić Żydów do Morza Śródziemnego”. Król Egiptu Faruk oznajmił: „Nie toleruję i nie będę tolerował państwa syjonistycznego na Bliskim Wschodzie”. W tym właśnie roku Arabowie jasno zadeklarowali zamiar eksterminacji palestyńskich Żydów, zamiar podtrzymywany do dziś.
Prawdziwym cudem Bożym nieliczne i słabo uzbrojone siły izraelskie wyszły z wojny obronną ręką. Wbrew rozgłaszanym plotkom, iż Żydzi wyganiali Arabów z ich domów, było wręcz przeciwnie: namawiali sąsiadów do pozostania. Np. w kwietniu 1948 r. szef policji brytyjskiej w Hajfie A.J. Bridmead zanotował: „Żydzi czynią wszelkie wysiłki, aby nakłonić ludność arabską do pozostania”. Pewien gość zagraniczny opowiadał: „W Tyberiadzie na arabskim meczecie spostrzegłem plakat: Nie wypędziliśmy ich [...] nadejdzie dzień, kiedy Arabowie powrócą do swoich domów i majątków w tym mieście. Tymczasem niech żaden obywatel nie narusza ich własności. Podpisano: Żydowska Rada Miasta Tyberiady”.
2 października 1948 r. czasopismo London Economist pisało: „Władze izraelskie proszą wszystkich Arabów o pozostanie [...] tymczasem przez radio nadano komunikat władz arabskich polecający wszystkim Arabom opuszczenie tych ziem [...] gdyż po ostatecznym wycofaniu się Brytyjczyków połączone wojska państw arabskich zaatakują Palestynę i wpędzą Żydów do morza”. Dziennik jordański Al Difaa 6 września 1948 r. skarżył się: „Rządy państw arabskich powiedziały nam: »Wyjdźcie, to my tam wejdziemy«. Myśmy wyszli, ale oni nie weszli”. Jak ujęto to nie tak dawno w tygodniku Time (4 kwietnia 1988): „Gdyby Egipt, Syria i inne narody arabskie uznały w 1947 r. prawo Izraela do istnienia, Palestyńczycy żyliby już od 40 lat we własnym państwie”.
Po zwycięstwie w 1948 r. Izrael poszerzył granice, tak by zapewnić sobie korzystne warunki do obrony w przypadku kolejnych ataków arabskich. Pozostałą zaś część ziem, przyznaną przez ONZ Arabom palestyńskim, w tym Zachodni Brzeg (tereny nad Jordanem), przyłączyła do swego terytorium Jordania. Tylko podczas jednego powstania palestyńskiego przeciwko Jordanii w 1970 r. zabito więcej Palestyńczyków, niż zginęło ich w starciach z Izraelem przez całe 43 lata [do 1991 r.].


Sąsiadom zawsze wojna w głowie
W 1967 r. Izrael, znów zmuszony bronić się przed przeważającymi siłami wrogów, ze względów strategicznych zajął Brzeg Zachodni. Obrona państwa jest znacznie łatwiejsza, jeśli Arabowie nie kontrolują obszaru po zachodniej stronie naturalnej granicy, Jordanu. Izrael wyraził jednak gotowość zwrócenia tej ziemi w zamian za uznanie przez Arabów jego prawa do istnienia. Arabowie zareagowali słynnymi „trzema nie”: nie dla uznania Izraela, nie dla negocjacji, nie dla pokoju.
Organizacja Wyzwolenia Palestyny nie powstała w drodze głosowania samych Arabów palestyńskich, lecz została stworzona przez egipskiego prezydenta Nasera, który mianował też jej pierwszego przywódcę. Obecny przywódca OWP Jaser Arafat został wybrany na prezydenta przyszłego państwa palestyńskiego też nie przez ogół Palestyńczyków, ale przez Komitet Centralny OWP.


Hitler - arabski führer?
Arafat jest siostrzeńcem Hadż Amina el-Husajniego, dawnego Wielkiego Muftiego Jerozolimy i gorącego zwolennika Hitlera. Husajni otwarcie ogłosił, że w II wojnie światowej Arabowie popierają siły Osi, ponieważ gwarantują one „rozwiązanie problemu żydowskiego”.
Szef SS Heinrich Himmler tak wyjaśnił istotę tego „rozwiązania”: „Rasa żydowska podlega dziś procesowi eksterminacji [...] taki jest nasz program [...] świetlana karta naszej historii”. Himmler przesłał Husajniemu miłą wieść: „Partia Narodowo-Socjalistyczna wypisała na swej fladze eksterminację światowego Żydostwa. Nasza partia identyfikuje się z walką Arabów [...] przeciw obcemu elementowi żydowskiemu”. 1 marca 1944 r. Mufti, wuj Arafata, wygłosił przez Radio Berlińskie następujący apel: „Arabowie, powstańcie jak jeden mąż i walczcie o swe święte prawa. Zabijajcie Żydów na każdym miejscu. Jest to zaszczyt w oczach Boga [Allacha] i religii, tak zachowacie honor. Bóg jest z wami”. Podobne wołania, ignorowane dziś tak samo, jak niegdyś ignorowano wrzaski Hitlera, rozbrzmiewają w niemal każdym muzułmańskim meczecie! Diaboliczny duch, który natchnął Hitlera myślą o Holocauście, nadal woła o „pokój” - i nadal żąda tej samej ceny. Według Jasera Arafata eksterminacja Żydów to najświętszy islamski obowiązek spoczywający na OWP, której deklaracja wzywa przecież do unicestwienia państwa izraelskiego.
„Plan  etapowy”  Palestyńskiej  Rady  Narodowej  obejmuje cztery fazy: 1. odrzucenie prawa Izraela do istnienia; 2. utworzenie agresywnego państwa palestyńskiego na każdym obszarze, jaki uda się zdobyć; 3. wykorzystanie tego terytorium do kontynuacji wojny przeciw Izraelowi w celu „wyzwolenia” jeszcze większej części Palestyny; 4. wciągnięcie zantagonizowanych państw do udziału w ostatecznym unicestwieniu Izraela. Arafat oznajmił: „Celem naszej walki jest kres Izraela, kompromisu być nie może”. Mimo tak oczywistych faktów Izrael wciąż spotyka potępienie za nieprzystępowanie do „negocjacji” z OWP w kwestii utworzenia państwa palestyńskiego!


Miecz islamu
Zasadnicza przeszkoda na drodze do pokoju na Bliskim Wschodzie to sam islam. Przyczyna jest oczywista: nienawiści do Izraela jako centralnej doktryny tej religii naucza się w każdym meczecie. Koran kłamliwie twierdzi, że Bóg obiecał ziemię palestyńską nie Żydom, lecz Arabom. Tak więc już samo istnienie państwa izraelskiego jest zaprzeczeniem wiarygodności islamu i musi być rozwiązane sposobem przewidzianym przez Koran dla wszystkich „niewiernych” (niemuzułmanów) - - czyli śmiercią! Aby być posłusznym Mahometowi, każdy muzułmanin musi groźbą śmierci zmuszać ludzkość do poddaństwa Allachowi i zabijać wszystkich, którzy go odmówią.
Światowa opinia publiczna i brak wystarczającego uzbrojenia sprawiają, że muzułmanom trudno dziś stosować się do zaleceń Mahometa dosłownie, jak to czynili wcześniej, poddając pod jarzmo islamu znaczną część Europy. Tam gdzie włada islam, inne religie są prześladowane, a muzułmanin, który zechce się na nie nawrócić, ponosi śmierć! Współcześnie islam zapoczątkował liczne krwawe dyktatury, gdzie „niewiernych” traktuje się jak ludzi drugiej kategorii, a podstawowych praw odmawia się nawet samym muzułmanom.
Korzystając z wolności wyznania w krajach niemuzułmańskich islam zdołał wysforować się na pozycję najszybciej rosnącej religii świata. W Chicago więcej jest muzułmanów niż metodystów, w Los Angeles jest ich 400 tysięcy, w całych Stanach Zjednoczonych - 7 milionów. Islam to trzecia religia Wielkiej Brytanii, po anglikanizmie i katolicyzmie. 50 milionów muzułmanów w krajach WNP to najszybciej powiększająca się grupa ludności.


Saddam - nowy młot Allacha?
Mimo mordów, które znaczyły dojście Saddama Husajna do władzy, mimo otwartego wspierania przezeń światowego terroryzmu, mimo wojny z Iranem i mordu na 5 000 irackich Kurdów za pomocą gazów trujących, mimo barbarzyńskiego gwałtu na Kuwejcie, plądrowania i zapamiętałego niszczenia tego kraju oraz nie mającego precedensu skażenia środowiska - Saddam Husajn pozostaje bohaterem milionów muzułmanów i ich przywódców. Nie świadczy to dobrze o islamie.
Jak to możliwe, że nieludzki potwór jest obiektem czci niezliczonych rzesz muzułmanów? Ten dylemat z pewnością nie daje spokoju myślącym Arabom! Husajnowski status „bohatera” ma oparcie w jego obietnicy „zniszczenia Izraela” i „wyzwolenia Palestyny”. Już po brutalnej aneksji Kuwejtu jordański król Husajn powiedział, że „dla większości świata arabskiego [Saddam Husajn] jest patriotą, który [...] traktuje innych zgodnie z zasadą wzajemnego szacunku”. Tak oto zło staje się dobrem, pod warunkiem że chodzi o „sprawiedliwą sprawę”: eksterminację Żydów!
„To nie są ludzie” - stwierdziła pewna osobistość z Kuwejckiej Kompanii Naftowej podczas wywiadu telewizyjnego przeprowadzanego na tle płonących szybów naftowych. - „To istoty, jakich ta ziemia jeszcze nie nosiła. Doszczętnie zniszczyli środowisko w całym kraju... na całym świecie. Nie ufam żadnemu Irakijczykowi”. Gdyby jednak podobne zniszczenie dotknęło Izrael, wywołałoby powszechny aplauz. Tak - za tragedię Kuwejtu odpowiedzialny jest islam.


Islamscy sami swoi
To islam stanowi karmę nienawiści, płodzącej potem kolejnego Saddama Husajna, kolejnego Arafata czy kolejnego Nasera, który w wojnie z Jemenem też posługiwał się zabójczymi gazami. Kiedy Kadafi ryczy: „Bitwa z Izaelem musi być taka, żeby na jej koniec po Izraelu nie pozostał ślad”, nie można na to wzruszyć ramionami i stwierdzić, że brak mu muzułmańskiego miłosierdzia. Podobne hitlerowskie w swym brzmieniu groźby są obecne nieustannie na ustach arabskich przywódców religijnych i politycznych, słychać je w radio, w telewizji, na ulicach w każdym kraju arabskim.
Świat islamski to świat nieustannych niepokojów, łamania paktów, zamieszek i wojen. Przywódcy arabscy nie ufają sobie nawzajem i kopią pod sobą dołki. Łączy ich tylko islam i pasja zniszczenia Izraela. A przecież to właśnie sam islam narzuca taki sposób życia.
To Kuwejt był głównym mecenasem OWP i jej międzynarodowego terroryzmu, który miał służyć do „wojny z Izraelem” za pomocą zabijania niewinnych cywilów. Kiedy z rąk terrorystów zginął szereg dyplomatów, w tym ambasador USA, zapytano Emira Kuwejtu, czy nadal zamierza finansować OWP. Odparł, iż owszem, i to „wszelkimi możliwymi środkami”. OWP odpłaciło mu się za gest, przekazując dane wywiadowcze na temat Kuwejtu Irakowi, co umożliwiło inwazję. Arafat oznajmił wówczas: „Mówimy bratu i przywódcy Saddamowi Husajnowi: Idź naprzód z błogosławieństwem Bożym [Allacha]!” Ot, braterstwo morderców!
Pogróżki Arabii Saudyjskiej wobec Izraela w niczym nie ustępują groźbom Husajna czy Arafata. Typowe są słowa saudyjskiego monarchy Fahda: „Mass media muszą naciskać na muzułmanów, aby rozpoczęli dżihad (świętą wojnę) [...] zjednoczeni w starciu z Żydami i tymi, którzy ich popierają”. Fakt, że Kuwejt i Arabia Saudyjska musiały się w końcu zwrócić do „niewiernych”, prosząc o ratunek przed uwielbianym bohaterem dążącym do ich zagłady, musi dawać światu arabskiemu do myślenia. Nienawiść do Izraela jednak nie wygaśnie.


Stara tradycja - dobra tradycja?
Świat ogarnęła nowa fala antysemityzmu. Mury żydowskich cmentarzy w Polsce znów pokryły swastyki. Izrael rozważa wywiezienie z Polski 7 tysięcy ocalałych z Holocaustu, resztki spośród 3,5 miliona, która tu niegdyś żyła, bo Polska nie jest dla Żydów miejscem bezpiecznym [...]
J u ż  p o  aneksji Kuwejtu jerozolimski patriarcha katolicki Michel Sabbah wyrażał się o Saddamie Husajnie w samych superlatywach, za to że „prawdziwie nosi on w sercu sprawę palestyńską”, upierając się, że Husajn nie jest „bardziej niebezpieczny” niż prezydent Bush. Wpływowa osobistość katolicka Iraku patriarcha Rafael Bidawid poparł iracką inwazję na Kuwejt i ataki pocisków rakietowych na Izrael. „Ta cała wojna została zaplanowana przez Izrael” - wypowiedział się podczas pobytu w Rzymie, gdzie konferował z papieżem i innymi dostojnikami watykańskimi na temat „pokoju” na Bliskim Wschodzie. Kościół rzymskokatolicki, który nie godzi się na żydowską władzę nad Jerozolimą, jak dotąd nie uznał oficjalnie Izraela jako suwerennego państwa.
Również czołowe postacie protestantyzmu coraz częściej potępiają Izrael i wykluczają myśl, że dzisiejsze istnienie tego państwa ma związek z realizacją Bożych obietnic. Tymczasem obietnice te nie przestają się wypełniać. Np. w Księdze Jeremiasza 23,7-8 Bóg obiecuje sprowadzić Żydów w dniach ostatnich do ich ziemi „z ziemi północnej [Rosji] i ze wszystkich ziemi, do których ich wygnał” [...]

Boża obietnica dana Abrahamowi wciąż zachowuje ważność: „Będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę” (1 Mojż 12,3; BB). Po wojnie w Zatoce Saddam Husajn zrozumiał być może wagę tych słów, podobnie jak Hitler. Błogosławmy Izrael, nawet jeśli w najbliższej przyszłości jego terytorium skurczy się kosztem państwa palestyńskiego, nawet jeśli Izraelczycy będą kłócić się między sobą, przyciskani do muru przez „światową opinię publiczną”, żądającą ustępstw. Prośmy o pokój dla Jeruzalem (Ps 122,6), jak to polecił Pan, i nie zapominajmy, że Ewangelia jest wciąż „najpierw [dla] Żyda, potem Greka [nie-Żyda]” (Rz 1,16).

Na podstawie CIB Bulletin kwiecień 1991
(za uprzejmą zgodą Autora;
tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji).

Pisz do nas: kontakt@tiqva.pl