Jeszcze o Promise Keepers
Spojrzenie pastora na ruch Promise Keepers (Dotrzymujących Słowa)
List otwarty pastora Billa Randlesa do Billa McCartneya
22 sierpnia 1995
Drogi Panie McCartney,
Nazywam się Bill Randles, jestem pastorem w kościele Believers in Grace Fellowship, który założyłem w 1982 roku. Piszę, by wyrazić pewne niepokoje i troski co do Promise Keepers. Ująłem to w formę listu otwartego, bo zapewne tysiące innych duszpasterzy odczuwa podobne wątpliwości. Pan też jest tego świadomy, czemu dał Pan wyraz na spotkaniu w Detroit 29 kwietnia 1995 r. Uważnie przesłuchałem to kazanie i znalazłem tam kilka mocnych zdań o rezerwie pastorów wobec idei udziału w Promise Keepers. Posunął się Pan nawet do zdania, iż każdy duszpasterz, który nie zamierza udać się na Pańskie Zgromadzenie Pastorów w lutym 1996 roku w Atlancie, „musi umieć nam wyjaśnić, dlaczego nie chce przyjechać”.
Panie McCartney, oto moja odpowiedź na to braterskie wyzwanie. Cieszę się, że mogę przedstawić Panu moje wątpliwości i troski dotyczące Promise Keepers. Na początek jednak, aby wszystko było jasne, pozwolę sobie zamieścić transkrypt tej części Pańskiego przemówienia w Detroit, która skłoniła mnie do napisania tego listu:
,,Mamy ogromną armię, którą gromadzimy. To mężczyźni-chrześcijanie z tego narodu. Lecz nasze przywództwo, nasze duchowieństwo nie jest ujednolicone. Nasze duchowieństwo jest podzielone. Podział to liczne wizje. Nie ma jedności w dowództwie... wśród naszych duszpasterzy jest straszliwy podział. Musimy podjąć tę odpowiedzialność. Musimy sobie powiedzieć: Czy wywieramy na nasze duchowieństwo wpływ, który uczyni z nich wszystko, czym muszą być, by poprowadzić tę armię? Gdyż pasterze to ci, których wybrał Bóg, aby wyprowadzili nas stąd. Po wyjściu stąd nie będziemy prowadzić się sami. Mamy stąd wyjść i powrócić do naszych ciał, ciał-kościołów, i być prowadzeni przez naszego pasterza. Bóg wybrał ich osobiście, obdarzył ich, przygotował ich, zainwestował w nich, karmił ich...
Otóż mam wrażenie, że wielu z was zdaje sobie sprawę, iż 12, 13 i 14 lutego mamy zgromadzenie dla pastorów w Atlancie. Powinno ono przekroczyć liczbę 100 000 duchownych. Dlaczego? Bo jest ich znacznie więcej i każdy jeden z nich powinien tam być. Nie możemy pozwolić, aby ktoś przepuścił to spotkanie. Jeśli jakiś gość mówi, że nie chce przyjechać, to musi umieć nam wyjaśnić, czemu nie chce przyjechać. Czemu nie chcesz brać udziału w tym, co Bóg chce czynić z wybranymi przez Siebie osobiście przywódcami? Musimy zrozumieć, że nasi duchowni, wielu z nich, nie palą się do przyjazdu. Wielu z was przyjechało z takich kościołów, gdzie duszpasterz nigdy nie był na spotkaniu Dotrzymujących Słowa, bo trzyma się do nas na dystans. Musicie wrócić i powiedzieć im: Dotrzymujący Słowa chcą stanąć po twojej stronie i być wszystkim, czego potrzebujesz, zachęcać mężczyzn [w kościele], dawać środki.
Słuchajcie mnie, mężczyźni. Nie jest przypadkiem, że dni 12, 13 i 14 lutego przypadają na Dzień Świętego Walentego. Myślę, że Wszechmocny Bóg ma zamiar rozerwać serca naszych przywódców. Myślę, że je rozerwie. I myślę, że złączy je na nowo w jedność. Jedno przywództwo. Musimy mieć tylko jedno przywództwo."
[Zgromadzenie Promise Keepers, Detroit Silverdome, 29 kwietnia 1995].
JEDNO PRZYWÓDZTWO
Panie McCartney, w odpowiedzi na te słowa mam jedno pytanie: Co ma Pan na myśli, wzywając duszpasterzy, aby się stali jednym przywództwem? Więcej, ledwie parę minut później dodał Pan wypowiedź o tym wszystkim, czego moglibyśmy dokonać, „gdybyśmy panowali nad sytuacją, gdybyśmy się zeszli, gdyby zadziałała jedność przywództwa”. Pana zdaniem moglibyśmy dokonać takich rzeczy jak „spłata długu narodowego i wyżywienie ubogich [...] moglibyśmy zlikwidować gangi [...] i oddziaływać na życie w miastach”.
Tego typu wypowiedzi ukazują sedno mych wątpliwości. Gdy rozlega się apel o „jedno przywództwo” i „jedność dowodzenia”, robię się bardzo ostrożny. Z jednej strony dlatego, iż w rzeczywistości kościół już ma jedno przywództwo. Sam Jezus Chrystus jest Głową kościoła! Jeśli i Pan, i ja poddamy się Jego przywództwu poprzez posłuszeństwo Jego Słowu, to od razu jesteśmy w jedności i nie musimy wytwarzać jej sami. Ale Pan wzywa najwyraźniej do jednego przywództwa ludzkiego i jedności ludzkiego dowodzenia. Panie McCartney, istnieje już organizacja szczycąca się posiadaniem tego rodzaju przywództwa: kościół rzymskokatolicki z papieżem jako jego głową. Z tego właśnie powodu: „jedności ludzkiego przywództwa i dowodzenia” prawie miliard ludzi tkwi w duchowym zniewoleniu.
Wezwanie, by duchowni zjednoczyli się w przywództwie i dowodzeniu, przypomina ruch pasterski (shepherding) z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, który narodził się we wspólnocie charyzmatycznej Słowo Boże (Word of God) w Ann Arbor (Michigan) opierając się na „Piątce z Fort Lauderdale”: Bobie Mumfordzie, Dereku Princie, Donie Bashamie, Charlesie Simpsonie i Erniem Baxterze. W książce Ashes to Glory wspomina Pan, że dobrze się czuł we wspólnocie Word of God. Być może uległ Pan wpływowi tej właśnie wizji władzy kościelnej?
Scentralizowane ludzkie przywództwo kościelne i ludzka „jedność dowodzenia” w kościele budzą we mnie trzy zasadnicze wątpliwości:
(1) Jedność taka musi być dziełem człowieka, a więc przeczy ona jedności Ducha, w której wszyscy chrześcijanie mają udział.
(2) Daje ona ogromną władzę w ręce ludzi wprawdzie o dobrych intencjach, ale przecież grzesznych.
(3) W końcu - jeśli istnieje jedno scentralizowane, cieleśnie ujednolicone przywództwo, kościół łatwiej pada ofiarą oszustw i manipulacji szatana. (Przypomnijmy sobie średniowiecze i przywództwo papieskie!).
Cieszę się, że w kościele nie ma dziś tego typu przywództwa (przynajmniej na razie). Nasza jedność ma charakter duchowy i opiera się na oddaniu Jezusowi, nie zaś na politycznej centralizacji wedle reguł „ruchu pasterskiego”. W obecnym stanie rzeczy szatan musi uderzać swymi oszustwami na każdy kościół osobno, w razie jednak „ujednoliconego dowodzenia” wystarczy, że zwiedzie tylko grupę przywódców.
EKUMENIZM
Panie McCartney, problem drugi, ale blisko związany z poprzednim, to jedność ekumeniczna lansowana przez Dotrzymujących Słowa. Opowiadam się, rzecz jasna, za prawdziwym ekumenizmem, czyli jednością wszystkich prawdziwych świętych z każdego zakątka ziemi, jednością opartą na prawdzie Ewangelii. Z wielkim natomiast niepokojem patrzę na ruch głoszący hasło „jedność za cenę prawdy”. Jego uczestników zachęca się do pomniejszania wagi poszczególnych prawd doktrynalnych w celu pełniejszego „zjednoczenia”, tak jakby doktryna była szczegółem bez większego znaczenia. Czym jest doktryna? Prawdą raz na zawsze powierzoną świętym!
Nauka dzieli, gdyż prawda dzieli. Istnieje wiele podziałów denominacyjnych, z których nie powinno się rezygnować. Jedyną i wystarczającą podstawą jedności jest wiara (prawda) - wiara, która ma swój kontekst i która wobec swych wyznawców ma określone wymagania. Wszelka inna podstawa jedności - jak płeć męska, polityka, troska społeczna itd. - okaże się domem na piasku.
Panie McCartney, czy wierzy Pan na przykład w taką wypowiedź papieża? „...w tym uniwersalnym wymiarze zwycięstwo, jeśli przyjdzie, będzie odniesione przez Maryję. Chrystus przez Nią zwycięży, bo chce, aby zwycięstwa Kościoła w świecie współczesnym i przyszłym łączyły się z Nią” (Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 161). Jaki mam znaleźć płaszczyznę jedności z kimś, kto wierzy w ten sposób? Gdzie znajduje Pan tutaj podstawę do wspólnoty? Pismo Święte poleca nam nie obcować, ani nawet nie pozdrawiać takich, którzy nie przynoszą nauki Chrystusowej.
Albo weźmy takie słowa z Katechizmu Kościoła Katolickiego (punkt 460, Pallottinum, 1994, s. 114):
Słowo stało się ciałem, by uczynić nas „uczestnikami Boskiej natury” (2 P 1,4) [...] Istotnie Syn Boży stał się człowiekiem, aby uczynić nas Bogiem”1 [...] „Jednorodzony Syn Boży chcąc uczynić nas uczestnikami swego Bóstwa, przyjął naszą naturę, aby stawszy się człowiekiem, uczynić ludzi bogami”2.
Panie McCartney, naszym zadaniem jest piętnować takie herezje! Jak mogę osiągnąć duchową jedność z ludźmi, którzy oddają cześć Maryi i wierzą, że staną się bogami? Mogę oczywiście znaleźć z nimi wiele cech wspólnych, na tej choćby podstawie, iż także jestem człowiekiem bądź też że i ja pragnę, by mężczyzna był lepszym ojcem, mężem, cechował się uczciwością, czystością itd. Ale tego rodzaju „jedność” trudno nazwać „chrześcijańskim przebudzeniem”. Jeśli ruch Dotrzymujących Słowa to wielkie dzieło Boże, to czemu mało w nim miejsca na prawdę i rozeznanie? Cóż powstrzyma mormonów i Świadków Jehowy od zakładania oddziałów Promise Keepers w swoim kościele? Czemu nie? Przecież oni także składają identyczne obietnice [Chodzi o siedem obietnic składanych przez członków ruchu - przyp. red.].
JAY GARY I KSIĄŻKA THE STAR OF 2000 (GWIAZDA ROKU 2000)
Panie McCartney, czy ruch Dotrzymujących Słowa będzie wykorzystany do światowego zbierania środków na organizację obchodów dwutysiąclecia narodzin Jezusa? Pytam o to, bo w piśmie New Man (oficjalny organ Promise Keepers) z lipca/sierpnia 1995 roku zamieszczono pochlebną recenzję książki Jaya Gary'ego The Star of 2000, wydanej nakładem autora, gdzie wzywa on do organizacji takich obchodów.
Panie McCartney, czy wie Pan, że w raporcie Spiritual Counterfeits Project (Zespołu Badania Oszustw Duchowych), zatytułowanym „Znaki czasów: Zwolennicy ewangelikalizmu i New Age razem”, Jay Gary jest przedmiotem wielkiej troski? Niepokój budzą zwłaszcza jego bliskie ostatnio kontakty z byłym zastępcą sekretarza generalnego ONZ, słynnym pisarzem New Age Robertem Mullerem, autorem m.in. książki New Genesis: Shaping a Global Spirituality (Nowe Genesis. O kształtowaniu duchowości globalnej). Książka wzywa wszystkie religie do odnalezienia płaszczyzny wspólnej i współpracy na rzecz jednej religii światowej.
Artykuł Spiritual Counterfeit Project (który Panu załączam) powinien zatrwożyć każdego, kto traktuje poważnie Gary'ego i jego plan obchodów dwutysiąclecia narodzin Jezusa. Jest tam napisane, że Gary zaproponował Mullerowi stanowisko głównego doradcy w swojej organizacji BEGIN (Bimillennial Global Interactive Network - Światowa Sieć Interaktywna Dwutysiąclecia). W książce The Star of 2000 Gary cytuje z książki Mullera zatytułowanej First Lady of the World (Pierwsza Dama świata), w której Muller przedstawił propozycję przygotowania się ONZ na obchody dwutysiąclecia naszej ery. W Bimillennial Research Report (Raporcie Badawczym Dwutysiąclecia) z marca/kwietnia 1992 Gary poleca inną książkę Mullera: The Birth of a Global Civilization (Narodziny cywilizacji globalnej). Według Gary'ego Muller prezentuje „inspirujące spojrzenie na nasz powstający system globalny, w tym nowe globalne prawa człowieka, globalny system sieciowy, globalne cele oraz globalne obchody osiągające punkt kulminacyjny w 2000 roku”. Zacytuję tylko jeden akapit z polecanej przez Gary'ego książki Mullera, ukazujący faktyczne oblicze Mullera:
,,A Bóg ujrzał, że wszystkie narody ziemi, czarne i białe, biedne i bogate, z Północy i Południa, ze Wschodu i Zachodu oraz wszystkie religie wysyłały emisariuszy do wysokiego szklanego gmachu nad brzegami rzeki wschodzącego słońca na wyspie Manhattan, aby razem uczyć się, razem myśleć i razem troszczyć się o świat i wszystkich ludzi. I rzekł Bóg, że to jest dobre. I był to dzień pierwszy nowej ery [ang. the new age] na ziemi” (Robert Muller, The Birth of a Global Civilization, s. 134).
Panie McCartney, mogę oprzeć się tylko na faktycznych słowach i działaniach ruchu Dotrzymujących Słowa. Wnioskuję, że skoro New Man, jego oficjalny organ, życzliwie wypowiada się o książce Gary'ego, to tym samym propaguje jego i jego idee. Jeszcze raz zapytuję: Czy ruch Promise Keepers będzie narzędziem zdobywania światowego poparcia dla celebracji dwutysięcznej rocznicy narodzin Jezusa w 2000 roku, celebracji już w tej chwili przygotowywanej we współpracy z New Age?
WĘDRÓWKA MĘŻCZYZNY ROBERTA HICKSA
Panie McCartney, chciałbym wiedzieć, dlaczego gdy pozyskał Pan uwagę 50 000 mężczyzn, pełnych zapału, gotowych do działania, duchowo złaknionych, ze wszystkich możliwych książek mających pomóc w duchowym wzroście postanowił Pan polecić im akurat Masculine Journey (Wędrówkę mężczyzny) Roberta Hicksa? Słyszałem, że na konferencji w 1993 roku w Boulder rozprowadzono 50 000 egzemplarzy tego tytułu. Książka de facto nosi „imprimatur” Promise Keepers. Czy naprawdę podpisał się pan pod teorią „mężczyzny fallicznego”? Czy nie przeszkadza Panu, iż Hicks podpiera się autorami z kręgu New Age: Samem Keenem i Robertem Bly'em, nie zamieszczając słowa przestrogi? Rozdział „Mężczyzna falliczny” zaczął Hicks właśnie od cytatu z newage'owskiego bestselleru Keena Fire in the Belly (Ogień w trzewiach): „Lędźwia to miejsce sądu” (s. 47). Czy próbował Pan już praktykować tezę Hicksa ze strony 51?
,,Jesteśmy powołani do czczenia Boga jako faceci typu fallicznego, nie zaś androginiczni, neutralni bezpłciowcy lub sfeminizowani osobnicy płci męskiej, jak to ma miejsce w wielu kościołach, które uległy wpływom feminizmu. Bóg każe oddawać Sobie cześć w zgodzie z tym, czym jesteśmy: mężczyznami fallicznymi."
Czy na tym polega duchowy rozwój mężczyzn? W którym miejscu apostołowie choćby pośrednio zachęcają do podobnej postawy? Mógłbym tu cytować niezliczoną ilość podobnych wyjątków z książki Hicksa, ale chyba nie ma potrzeby.
Co według Pana jest w tej książce tak cennego, iż postanowił ją Pan propagować? Czy podkreśla coś, co według Pana może pomóc mężczyznom duchowo? A może widzi Pan potrzebę wprowadzenia rytów inicjacyjnych, jak proponuje Hicks w studium do tej książki w rozdziale „Analiza zagadnienia wraz z innymi mężczyznami”:
,,Nasza kultura ma do zaoferowania wiele rytów inicjacyjnych i sposobów przechodzenia do męskości związanych z fallusem. Którego doświadczyłeś ty? Czy możesz się podzielić z innymi mężczyznami wspomnieniami z takiego wydarzenia?"
Czy i Pan tak jak Hicks ubolewa nad brakiem w kościele alternatywy dla rytów inicjacyjnych, jak np. obrzezanie? W lansowanej w Promise Keepers „Wędrówce mężczyzny” Hicks głosi, że w taki czy inny sposób powinniśmy świętować kolejne etapy życia młodego mężczyzny - np. upicie się po raz pierwszy bądź pierwsze doświadczenia seksualne (s. 171): „Pewnie wielu wzdrygnie się na moją propozycję celebrowania doświadczenia grzechu. Nie jestem pewien, jak należy to robić. Wiem natomiast na pewno, że robić to musimy. Na przykład: młodzież w naszych kościołach obarczamy zwykle tak potężną dawką potępienia, jeśli idzie o pierwsze doświadczenia z grzechem, iż czasami dziwię się, jak oni w ogóle dochodzą po tym do siebie. Może trzeba by przyjąć inne podejście. Miast naskakiwać na nich po pierwszym zażyciu seksu czy narkotyków, powinniśmy to uznać za dobry do nauki moment i rytuał wtajemniczenia. Czy będzie to tożsame z błogosławieństwem dla grzechu? Oczywiście nie, ale może w takiej chwili prawdziwi starsi kościoła wystąpiliby na środek, wyznali własne grzechy młodości, a kolejnemu pokoleniu pogratulowali człowieczeństwa. Później można przejść do wszystkich ważnych kwestii przebaczenia i pojednania, tym razem jednak na wspólnej płaszczyźnie - z młodym człowiekiem jako towarzyszem w grzechu!”
Panie McCartney, czy uważa pan takie świętowanie za dobry pomysł? Jeśli nie, czemu pan je propaguje? Na końcu książki Hicksa organizacja Promise Keepers zamieściła tekst promocyjny: „Promise Keepers chcą dostarczać mężczyznom materiały (takie jak ta książka)”. I Pan się dziwi, że pastorzy niechętnie przystają na Pańską „pomoc”?
JAMES RYLE I VINEYARD
Inna poważna wątpliwość związana z ruchem Promise Keepers to fakt, iż Pańskim pastorem i mentorem jest James Ryle, człowiek, któremu Bóg rzekomo objawił, iż Beatlesi zostali przez Niego namaszczeni, by doprowadzić do światowego przebudzenia i „wylania Mego [Bożego] ducha”. Według Ryle'a dopiero w 1970 roku Bóg odebrał Beatlesom swoje namaszczenie. (Czyżby płyta Sergeant Pepper's Lonely Hearts Club Band była namaszczona przez Boga? Poza tym w 1970 roku Beatlesi akurat się rozpadli!). Z ostrożnością podchodzę do „proroka”, który uważa za namaszczone coś, co ma raczej związki demoniczne*.
Powiedzmy sobie szczerze: To prawda, że ruch Dotrzymujących Słowa rozprzestrzenia się bardzo szybko i w rozmaitych częściach kościoła, lecz pierwsze skrzypce grają w nim ludzie związani w ruchem Vineyard [Winnica Johna Wimbera]. W zarządzie jest „prorok” James Ryle, prezesem jest Randy Phillips, a Pan należy do kościoła Ryle'a. (Wyjaśniam, dlaczego nie przybędę na „masakrę” w Dniu św. Walentego). Muszę Panu wyznać, że mam wiele wątpliwości co do ruchu Vineyard. Jedną z nich jest osoba Pańskiego pastora i mentora, wygłaszającego niebiblijne proroctwa. Nie zamierzam wylewać z kąpielą wszystkich kościołów związanych z ruchem Vineyard. Niewątpliwie w ruchu tym jest wielu wspaniałych wierzących, którzy pragną tylko wypełnić nakaz Wielkiego Posłannictwa. Pamiętajmy jednak, że to właśnie ruch Vineyard wypromował „proroków z Kansas City” i po dziś dzień dba o ich popularność. Mistyczne „błogosławieństwo z Toronto” jest zjawiskiem opartym głównie o Vineyard, choć wiele zborów tego ruchu odcina się od niego. Czym zatem różni się ruch Promise Keepers od innych przedsięwzięć Vineyard? Czy wierzy Pan, panie McCartney, w Boży charakter „przebudzenia śmiechu”? Czy z jednego źródła może wypływać woda zarazem słodka i gorzka?
DLACZEGO NIE MĘŻOWIE ROZEZNANIA?
Jestem pełen uznania dla Pańskich apeli, by mężczyźni byli „mężami uczciwości”, miłującymi rodzinę, „mężami czystości” itd. - zauważyłem wszakże, że nie ma zbyt wielu zachęt, aby byli oni również mężami rozeznania. Jeśli naprawdę pragnie Pan wiedzieć, o co chodzi wielu spośród nas, pastorów, to wyjaśnię to Panu. Otóż wielu z nas uważa, że największym wyzwaniem dla kościoła dni ostatnich nie jest wcale brak fizycznej jedności kościoła, brak działalności społecznej czy brak znaków i cudów. Według drugiego rozdziału Drugiego Listu do Tesaloniczan podstawowe pytanie stojące przed dzisiejszym kościołem brzmi następująco: „Czy będziemy miłować prawdę bardziej niż kłamstwo w obliczu fałszywego przebudzenia fałszywych znaków i cudów?” Dlatego zdaniem wielu z nas to prawda - a nie tolerancja - jest dziś sprawą priorytetową.
Miłuję wszystkich katolików, mormonów i Świadków Jehowy. Wszyscy oni „wzywają imienia Jezus”! Jednakże niemal wszyscy z nich czczą Jezusa innego, niż czczę ja. Większości z nich nie mogę nazwać moimi braćmi w Chrystusie. Jeśli jakiś mormon będzie przestrzegał wszystkich siedmiu obietnic ruchu Dotrzymujących Słowa, to stanie się być może człowiekiem moralnym; lecz ten moralny człowiek i tak pójdzie do piekła. Dlaczego? Gdyż pomimo swojej moralności, dążenia do jedności, dobrego wypełniania roli ojca, wierności małżeńskiej wciąż pozostaje potępiony, bo nie uwierzył świadectwu, jakie Bóg dał o swoim Synu. Chcę powiedzieć rzecz następującą: Wierzeń danego człowieka nie można uznawać za mało istotne. Powinniśmy raczej głosić Słowo Boże bez kompromisu, bez względu na to, jakie wywoła Ono podziały.
DROGA DOŚĆ SZEROKA
„Przestronna jest droga, która wiedzie na zatracenie”
Na koniec, panie McCartney, pragnę powiedzieć, że patrzę na Promise Keepers z niepokojem, gdyż oferują oni najwyraźniej drogę przestronną, szeroko otwartą. „Zaproszeni i mile widziani na wszystkich [...] spotkaniach” są i katolicy, i mormoni, i nawet homoseksualiści. Istnieją pewne wspólne mianowniki, uznawane przez niemal wszystkich ludzi, które ktokolwiek może podkreślać czyniąc z nich szeroką płaszczyznę jedności. Kiedy jednak prawdziwie namaszczona przez Boga grupa - - kościół - głosi Słowo Boże, ludzie dzielą się wówczas na drogę przestronną, która wiedzie na zatracenie, i drogę wąską, która wiedzie do życia. Znakiem ostrzegawczym niebezpiecznych tendencji w Promise Keepers jest nagłaśnianie ruchu przez światowe mass media. Dlaczego to świat sam reklamuje Pańską organizację, skoro Jezus powiedział, że świat będzie nas nienawidził, tak jak nienawidził Jego? Bóg ma już swoją „organizację” na ziemi - a jest nią kościół Boga Żywego, filar i fundament prawdy. I świat go odrzuca. Dzieło Boże nie opiera się na męskości bądź żeńskości, na tym, że ktoś jest Żydem, a ktoś nie-Żydem, niewolnikiem czy wolnym. Może w nim uczestniczyć każdy, jeśli tylko zechce.
Oto tylko kilka spośród moich wątpliwości co do ruchu Dotrzymujących Słowa. Oby Bóg pozwolił nam na szczery dialog na ten temat.
Believers in Grace Fellowship
3336 Prairie Dr. NE
Cedar Rapids, IA 52402
fax: (0-01) (319) 366 5192
PS. Panie McCartney, dziękuję Panu za zabieranie głosu w obronie nienarodzonych!
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|