Nie odrzucił Bóg swego ludu, który uprzednio sobie upatrzył.

Rzym. 11:2

Kurczące sie państwo

Z wielką przyjemnością przekazuję wam w imieniu rzą­du Jego Królewskiej Mości następującą deklarację sympatii z syjonistycznymi ambicjami żydowskimi, które zostały przed­stawione gabinetowi i przezeń zatwierdzone. „Rząd Je­go Królewskiej Mości patrzy przychylnie na utworzenie na­rodowej  ojczyzny dla narodu żydowskiego i uczyni wszy­stko, co w jego mocy, aby wspomóc osiągnięcie tego ce­lu” (wyjątek z Deklaracji Balfoura, 2 listopada 1917).

Nim naród żydowski otrzymał na ręce barona Roth­schi­lda oficjalny list sankcjonujący tworzenie ojczyzny dla Żydów w Palestynie, przez ogromną część ostatnich dwóch tysiącleci podróżował drogą pe­ł­ną cierpień. 400 lat (1516-1917) Turcy osmańscy wła­dali nad ogromnym obszarem, obejmującym także ca­łą Palestynę.

Turcy osmańscy to nie Palestyńczycy, nie byli oni Ara­bami. Byli jednakże muzułmanami, co jest dziś osią kon­fliktu pomiędzy Izraelem i jego nie­przy­ja­ciół­mi. Kwe­stią nie są bowiem narodowościowe rosz­cze­nia Ara­bów do Palestyny, ale chęć rozszerzenia islamu na kręgi ży­dowskie i chrześcijańskie oraz na ziemię, nad któ­rą wzy­wa się imienia Allacha.

W I wojnie światowej Brytyjczycy pokonali Turków osmań­skich, a Palestyna znalazła się pod rządami man­da­tu brytyjskiego. Brytyjczycy zaś oficjalnie podjęli de­cy­zję, ratyfikowaną przez Ligę Narodów, aby stworzyć w Palestynie ojczyznę dla Żydów. Mandat nabrał mocy w 1921 roku. Obszar, jaki miał być przyznany Żydom, od­powiadał mniej więcej obszarowi biblijnego Izraela i roz­ciągał się od Morza Śródziemnego po Irak, obe­j­mu­jąc też tereny dzisiejszej Jordanii.

 

Kurczące się państwo

Wbrew pogłoskom szerzonym przez antysemitów, zwo­lenników Arabów oraz większość agencji infor­ma­cyj­nych nie sposób zakwalifikować Izraela do grona państw ekspansjonistycznych. Co więcej, od chwili pie­rw­szej obietnicy ziemi, otrzymanej za czasów Mandatu Bry­tyjskiego, ojczyzna Żydów ma tendencje do kur­cze­nia się, a nie ekspansji. Tak jest po dziś dzień.

Kurczenie rozpoczęło się już w rok po usta­no­wie­niu Ma­ndatu Brytyjskiego. W 1922 roku Brytyjczycy ar­bi­t­ral­nie podzielili żydowską ojczyznę na dwa nie­za­leż­ne ob­sza­ry. Obszar na wschód od Jordanu aż do pustyni irac­kiej darowano Emirowi Abdullahowi, szejkowi arab­skie­mu, dziadowi obecnego króla Jordanii Husajna [w tej chwi­li już pradziadowi obecnego króla - red.]. Utwo­rze­nie palestyńskiego państwa Jordanii pozbawiło więc Iz­ra­el ok. 73% ziemi, którą pierwotnie przyznano Żydom.

W roku 1947 granice żydowskiej ojczyzny zdążyły się skurczyć jeszcze bardziej.  Po II wojnie światowej, wo­bec zdziesiątkowania narodu żydowskiego, sprawa jego pań­stwa trafiła na forum ONZ. Wielka Bry­ta­nia poprzez szereg niesławnych „Białych Pa­pie­rów” zdo­ła­ła de facto za­mknąć drogę do Palestyny Ży­dom w panice ucie­ka­ją­cym przed hitlerowskim „osta­te­cz­nym roz­wią­za­niem”.

29 listopada 1947 roku Zgromadzenie Ogólne Na­ro­dów Zjednoczonych zdecydowało o podziale pozo­sta­łych 27 procent ziemi na trzy części.

1. Naród żydowski miał sprawować władzę nad po­łu­dnio­wą częścią Negewu, nad pasem ziemi wzdłuż wy­brze­ża od okolicy Rechowot po okolice Hajfy i nad obsza­rem przylegającym do Libanu, Syrii i Jordanii, obe­j­mującym także Morze Galilejskie.

2. Państwo arabskie miało składać się ze Strefy Gazy, z obszaru zwanego dziś Zachodnim Brzegiem oraz z kli­na graniczącego z Libanem, Morzem Śródziemnym i te­ry­torium Izraela.

3. Trzecim obszarem miała być Jerozolima, określona ja­ko strefa międzynarodowa.

 

Bez negocjacji, bez uznania państwowości, bez pokoju i bez granic

W powszechnym mniemaniu Izrael naruszył granice te­rytorium palestyńskiego i ukradł Arabom ziemię. Ta fa­tal­na dezinformacja była przyczyną kolosalnego nie­po­ro­zumienia podczas prób wynegocjowania rozsądnego po­koju na Bliskim Wschodzie. Z palestyńskiego i szerzej rzecz biorąc arabskiego punktu nie ma sensu ne­go­cjo­wać w sprawie granic. W ich bowiem przekonaniu cała zie­mia należy do ludu islamskiego. Dla Izraela po prostu nie ma miejsca na mapie Bliskiego Wschodu.

Gdy Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjed­no­czo­nych gło­sowało za planem podziału, Żydzi, rozgromieni przez Ho­lokaust i fizycznie, i psychicznie, godzili się na po­dział. Choć pokrojony jeszcze na trzy skra­wek ojczy­z­ny był maleńki, byli skłonni brać cokolwiek, gdzie mógł­by się schronić udręczony naród. Lecz Arabowie ani myśleli uznać prawo Izraela do istnienia - i plan od­rzu­cili. Dla nich i świata islamskiego Izrael nie miał pra­wa istnieć, nie było więc podstaw do roz­mów poko­jo­wych. Slo­ga­nem Palestyńczyków stały się sło­wa: „Nie dla negocjacji, nie dla uznania [Izraela], nie dla pokoju”. Gdy więc 14 maja 1948 roku powstało pań­stwo Izrael, pięć państw arabskich nie zwlekało z ata­kiem, pałając żą­dzą zni­sz­cze­nia młodziutkiego pań­stwa wraz z jego Ży­dami.

W oczekiwaniu na pewne - w swoim i całego świata mniemaniu - zwycięstwo przywództwo arabskie za­leciło Ara­bom żyjącym na spornych ziemiach opu­sz­cze­nie do­mów. Po kilku dniach - zapewniano - wojska Al­lacha upo­rają się z parszywymi Żydami, a wtedy będzie mo­ż­na powrócić w triumfie, odzyskać własność i cieszyć się łupami w postaci mienia żydowskiego.

Przywództwo arabskie fatalnie się pomyliło w ocenie od­wagi, determinacji i pomysłowości narodu, którego hi­s­toria już nieraz przypierała do muru. Tym bowiem ra­zem Żydzi postanowili nie pokornie umierać, ale po­wstać i walczyć. I walczyli - aż wygrali. Dla dob­ro­wol­nie wysiedlonych Arabów to zwycięstwo zrodziło og­rom­ny problem. Oto ich przywódcy nakłonili ich do opu­szczenia ziemi, która teraz nazywała się Izraelem. Przez następne półwiecze mieli być uchodźcami.

Podczas walk Jordańczycy przeprawili się przez Jor­dan i zajęli większość ziem, które miały się w zamyśle stać odrębnym państwem arabskim. Oblężyli też jero­zo­lim­skie Stare Miasto, wygnali żydowskich mie­sz­kań­ców i spustoszyli wszystkie zabytkowe synagogi. Egi­p­cjanie tymczasem atakując z południa zdobyli Strefę Ga­zy.

Kiedy na początku 1949 roku oczywistym stało się, że wbrew deklaracjom wojska arabskie nie zdołają za­pę­dzić Izraela do morza, podpisano zawieszenie broni. Do­kumenty nie miały jednak żadnej wagi. Egipcjanie nie kry­li, iż nie uznają porozumienia ani za korzystne, ani trwa­łe. „Linia demarkacyjna nie będzie wytyczona w ża­d­nym razie jako granica polityczna czy terytorialna, ale zo­staje wyznaczona bez względu na prawa, żądania czy sta­nowiska którejkolwiek ze stron” (Porozumienie w spra­wie zawieszenia broni, art. V.2).

W roku 1950 Transjordania, która przybrała nazwę Kró­le­stwa Jordanii, zajęła obszar zdobyty podczas wojny nie­podległościowej. Zarówno więc Egipt jak i Jordania za­trzymały sobie terytoria zdobyte przemocą. Sytuacja ta­ka trwała aż do roku 1967, kiedy to państwa arabskie znów próbowały zniszczyć Izrael. Znów im się to nie uda­ło, a przy okazji straciły na rzecz Izraela Jerozolimę, Za­chodni Brzeg, Strefę Gazy, Synaj i Wzgórza Golan.

Abstrahując od retoryki i absurdalnych żądań tery­to­rial­nych, dochodzimy do wniosku, że odrzucając w roku 1947 koncepcję utworzenia państwa izraelskiego i pań­stwa arabskiego, Palestyńczycy sami stworzyli swój dy­le­mat. Nie mają więc podstaw twierdzić, że Izrael zajął zie­mie legalnie przynależne palestyńskim Arabom.

 

Wymiana ludności

Jedną z centralnych kwestii poruszanych przez Pa­le­s­tyń­czyków jest „prawo do powrotu” dla Palestyńczyków, któ­rzy opuścili swe domy w latach 1948 i 1967. Ich ar­gu­menty są wspierane przez obrazy serwowane przez za­chodnie mass media, prezentujące straszne warunki ży­cia Palestyńczyków w innych krajach arabskich. Trze­ba powiedzieć, że nikt zdrowy na umyśle nie czerpie przy­jemności z widoku uchodźców cierpiących niejako na własne życzenie. Rozwiązanie jest potrzebne. Ale trze­ba go szukać ze znajomością sytuacji.

Świat w przeważającej większości nie chce pamiętać o setkach tysięcy żydowskich uchodźców z krajów arab­skich, którzy przybyli do Izraela praktycznie bez grosza przy duszy, godząc się na ciężką pracę i codzienną wa­l­kę o przetrwanie. Liczbę uchodźców arabskich z Izraela w 1948 roku szacuje się na około 500 tysięcy; podobnie sza­cuje się też liczbę Żydów wypędzonych z państw arab­skich. Wiele tych osób musiało porzucić swoje do­my i przedsiębiorstwa, uciekając właściwie tylko z tym, co zdołali unieść w rękach. Na przykład w marcu 1950 ro­ku rząd iracki ogłosil „specjalną ustawę za­twier­dza­ją­cą emigrację Żydów”. Aby uzyskać zgodę na emigrację, trze­ba się było wyrzec irackiego obywatelstwa, a wy­wieźć z kraju można było maksymalnie 16 dolarów (dzie­ci jeszcze mniejszą kwotę). Spośród 130 tysięcy irac­kich Ży­dów aż 121 tysięcy zdecydowało się po­zo­sta­wić wszy­st­ko i wyjechać.

Niezmiernie rzadko słyszy się o położeniu Żydów, któ­rzy opuszczali kraje arabskie, gdyż osoby zmuszone do wyjazdu niedługo cierpiały jako uchodźcy. Wielkim wy­siłkiem państwo izraelskie przyjęło do siebie wszy­st­kie dzieci Abrahama.

Los wysiedlonych Arabów był jednak inny. Arabskie ro­dziny, które posłuchały arabskich przywódców, oraz ci nieliczni, których faktycznie wypędzono, nie zostali przez swych rodaków w krajach arabskich przyjęci cie­p­ło. Uciekli do Libanu, Iraku, Syrii, Jordanii, Egiptu, na Za­chodni Brzeg i do Strefy Gazy, znajdując tam jednak opła­kane warunki. Nieszczęśni ludzie z miejsca stali się pion­kami w ręku tych, którym zależało na tym, aby kon­flikt nie wygasł. Choć bogate w ropę państwa arabskie mia­ły wszelkie środki, aby umieścić krewniaków w lu­dz­kich warunkach bądź umożliwić im asymilację, nie zde­cy­dowały się na to. Uczyniono tak celowo, co jest po­sta­wą zgo­ła nieludzką.

Liczyli na to, że trzymanie wysiedlonych w nielu­dz­kich warunkach obozów będzie podsycać problem na are­nie międzynarodowej. Kalkulacja była prawidłowa: pro­blem ropiał jak rana. Tragedią jest, że uchodźcy pa­le­s­tyńscy znaleźli się w tak tragicznym położeniu z wy­ro­ku własnych przywódców. W oczach nieugiętych ra­dy­ka­łów, dążących do zwycięstwa za każdą cenę, bie­d­ni, stło­czeni w obozach Palestyńczycy, uczeni, że Iz­ra­el to źró­dło wszelkiego zła, stali się idealnym materiałem na ter­rorystów i bombiarzy-samobójców.

Nie jest tajemnicą, że bogate w ropę państwa arabskie za­inwestowały w terroryzm już miliony dolarów. Kiedy przy­wódca Hamasu szejk Jassin udał się wiosną 1998 ro­ku w podróż w celu zbierania funduszy, zdołał zgro­ma­dzić w arabskich państwach Zatoki Perskiej od 50 do 300 mln dolarów na rzecz Hamasu. Irańczycy zaś obie­ca­li mu miesięcznie 15 mln. Określono cel tego wspar­cia: było nim wspomaganie Hamasu w działaniach ter­ro­ry­stycznych przeciwko Izraelowi i jego sojusznikom. Tym­czasem ich krewniacy w obozach dla uchodźców ży­li wciąż w tej samej biedzie i opłakanych warunkach.

 

Mapa mówi wszystko

Izrael nadal robi coś, czego historia dotąd nie no­to­wa­ła: oddaje swoją ziemię. Spójrzmy na fakty.

Maleńkie państwo było wiele razy atakowane (prze­trwało pięć wojen) przez tych, którzy po­przy­się­g­li wpę­dzić je do morza. Za każdym razem agresorów po­ko­ny­wa­ły mniejsze liczebnie siły, zdobywając przy oka­zji te­ry­toria. Po tych klęskach agresorzy głośno oska­r­ża­li Iz­ra­el o kradzież ziemi i żądali zwrotu każdej pię­dzi. Mo­żna by oczekiwać, że Izrael postąpi jak każdy zwy­cię­zca na prze­strzeni dziejów: „Przegraliście, ziemię stra­ciliście na wła­sne życzenie, więc nie próbujcie już wię­cej”.

Rosjanie, domagający się dziś od Izraela zwrotu „ziem okupowanych”, do swoich „praw własności” pod­cho­dzą zgoła odmiennie. Ich stanowisko jest dziś normą dla zwycięzców, zwłaszcza jeśli uderzyli pierwsi. W ko­me­ntarzu Prawdy z 2 września 1964 roku czytamy:

Granice państwa zostały uświęcone trudem osadników w nadgranicznych wioskach i potokami krwi, które przelali w swej obronie. Lud zaatakowany, jeśli się bronił i wyszedł z tego zwycięsko, ma święte prawo do ustanowienia sobie ta­kiego ostatecznego stanowiska politycznego, które po­zwo­li na usunięcie źródła zagrożenia. Lud, który nabył so­bie bezpieczeństwo tak ciężką ofiarą, nigdy już nie zgodzi się na powrót do starych granic.

Co jednak dobre dla Rosjan, nie jest w ich mniemaniu do­bre dla bliskowschodnich Żydów. Izrael zwrócił zie­mię najeźdźcom, a ci znów atakowali.

Po wojnie w 1967 roku Izrael oddał Jordanii wła­dzę nad świętym Wzgórzem Świątynnym i za­bro­nił na nie wstępu religijnym Żydom, którzy pragnęli utrwa­lić tam wpły­wy żydowskie. Izrael bał się oczy­wi­ście nie­bez­pie­czeń­stwa świętej wojny. Jednak od tej chwi­li aż po dziś dzień izraelskie ustępstwa i względy na rzecz mu­zuł­ma­nów poza nielicznymi wyjątkami nie są od­wza­jem­niane.

Podczas rozmów pokojowych z Egiptem Izrael zgo­dził się zwrócić mu Synaj, zajęty w 1967 roku. Za po­ro­zu­mienie pokojowe, zawarte zresztą w bardzo chło­d­nej at­mosferze, Izrael zgodził się usunąć miasteczka, fa­b­ry­ki, ho­tele i ośrodki opieki zdrowotnej. Wielką ofiarą by­ło od­danie pól naftowych Alma, które Izrael odkrył i w któ­re dużo zainwestował, a które pokrywały połowę je­go za­potrzebowania na energię. Oddano woj­sko­we urzą­dze­nia systemu ostrzegania, lotniska o dużej wa­dze stra­te­gicznej oraz władzę nad szlakami morskimi do i z Ej­la­tu, poważnie ograniczając izraelskie zdolności obron­ne.

W 1998 roku rząd Netaniahu ogłosił gotowość wy­co­fa­nia się ze strefy bezpieczeństwa w południowym Li­ba­nie. Ale Liban, poduszczony przez Syrię, oświa­d­czył, że nie zamierza ułatwiać życia Izraelczykom w pół­nocnym Izraelu i że do rozmów zasiądzie dopiero wte­dy, gdy Izraelczycy oddadzą Syrii całe Wzgórza Go­lan.

Prezydent Syrii Hafez Asad nim zdecyduje się co­kol­wiek obiecać czy choćby uznać prawo Izraela do ist­nie­nia, najpierw chce dostać wszystko. Tenże sam Asad oku­puje Liban, ogłaszając go częścią Wielkiej Sy­rii, po­za tym daje schronienie najniebezpieczniejszym ter­ro­ry­s­tom świata i szkoli ich. Donosi się też, że brat Asa­da, re­zydujący w dolinie Bekaa w Libanie, kontroluje han­del he­roiną, która wędruje aż na ulice ame­ry­kań­skich miast. W tej chwili wciąż nie wiadomo, ile Golanu zo­stanie od­da­ne Syrii; ale jeśli zgodzi się ona na ne­go­cja­cje, naj­pe­w­niej dostanie przynajmniej część tego ob­sza­ru.

Największym dylematem i zagrożeniem dla Izraela są je­d­nak Palestyńczycy. Są poważne obawy co do na­stęp­cy Jasera Arafata. Jeśli - co jest możliwe - Palestyńczycy do­staną swoje minipaństwo, czego Arafat obiecał dopiąć w 1999 roku, to każdy jego następca będzie dla Izra­el­czy­ków poważnym problemem.

Choć Izrael przestrzega ustaleń z Oslo, Arafat i Pa­le­s­tyń­czycy nie są ani trochę tak akuratni. Niechęć, aby zmie­nić te sformułowania w Karcie Palestyńskiej, które na­wołują do unicestwienia Izraela, dobitnie świadczy o po­stawie znacznej i wpływowej części izraelskiego „pa­r­t­nera w rozmowach pokojowych”. Choć wiele kwe­stii po­ruszanych w rozmowach nie jest łatwych, nawet la­ik mo­że bez trudu rozpoznać prawdziwe intencje.

Gdy piszę ten tekst, nie istnieje ani jedna ma­pa wyda­na w kraju arabskim czy muzułmańskim, na któ­rej wid­nia­łoby państwo Izrael. Izraela nie ma też na ma­pie wi­szą­cej w biurze Przewodniczącego Arafata. Nie ma Iz­ra­e­la na mapach w szkołach, gdzie uczą się mali Pa­les­ty­ń­czy­cy, i nie ma go na mapie wydanej przez Pa­le­styńskie Mi­nisterstwo Turystyki. Z pewnością nie zna­j­dzie­my go też na mapach wiszących w barakach obie­k­tów woj­sko­wych w krajach arabskich i muzułmańskich. Na mapach arab­skich może widnieć tylko jedno słowo: Pa­lestyna. W umy­słach znakomitej większości spośród mi­liarda Ara­bów i muzułmanów Izrael po prostu nie istnieje.

Wypowiedzi Arafata i innych przywódców pa­le­s­tyń­skich nie pozostawiają wątpliwości co do ostatecznego ce­lu. Jedynymi, którzy nie mogą jakoś przejrzeć w tej spra­wie na oczy, są polityczni marzyciele na Zachodzie, na­iwnie uznający palestyńskie deklaracje za retorykę bę­dą­cą wyrazem „palestyńskiego rozgoryczenia”.

Oto kilka przykładów wyrazów tego „roz­go­ry­cze­nia”:

Walka będzie trwać, aż Palestyna zostanie wyzwolona [Ja­ser Arafat, Radio Głos Palestyny, listopad 1995].

Choć przerwaliśmy Intifadę, nie przerwaliśmy Dżihadu [świę­tej wojny islamskiej], aby ustanowić Palestynę z Jero­zo­limą jako naszą stolicą. Znamy tylko jedno słowo: Dżi­had, Dżihad, Dżihad. Nie zgadzamy się z ruchem sy­jo­ni­s­ty­cz­nym, z Deklaracją Balfoura i z całą działalnością im­pe­ria­listyczną [Jaser Arafat, przemówienie koło Betlejem, paź­dzier­nik 1996].

Kto zajął część Palestyny albo Jerozolimę, ten staje wo­bec Dżihadu aż do Sądnego Dnia. Naszym prze­zna­cze­niem jest Dżihad [Szejk Muhammad Husajn w kazaniu w me­czecie Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym, 15 maja 1998].

 

Za wszelką cenę przetrwać

Od procesu pokojowego Izraelczycy oczekują tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze bezpieczeństwa. To znaczy gra­nic bezpiecznych i możliwych do obrony, za­gwa­ra­n­to­wanych zresztą rezolucjami ONZ. Aby to osiągnąć, iz­ra­elskie rządy, zarówno prawicowe jak i lewicowe, go­dzi­ły się na ustępstwa terytorialne i opuszczanie ob­sza­rów, które w przekonaniu wielu Izraelczyków mają naj­więk­szą wagę dla bezpieczeństwa. Na obecnym etapie ne­gocjacji około 95 procent Palestyńczyków żyjących dziś na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy żyje pod wła­dzą Autonomii Palestyńskiej.

Po drugie, Izrael oczekuje wzajemności. Skoro do­trzy­mu­je obietnic, spodziewa się, że i Palestyńczycy zrobią to, na co się zgodzili. Tak się jednak nie dzieje. Fałszywe jest więc przekonanie, że Izraelczycy powinni dalej czy­nić jednostronne ustępstwa, w nadziei, że może kiedyś i Palestyńczycy zgodzą się na re­spe­k­to­wa­nie umów.

Wszyscy, którzy starają się przyczynić do pokojowego roz­wiązania konfliktu pomiędzy Izraelem a Pale­s­tyń­czy­ka­mi, powinni nalegać na spełnienie tych dwóch wy­mo­gów. Ponadto, wobec wrogiego otoczenia, jakie na pe­w­no pozostanie elementem życia na Bliskim Wschodzie, pań­stwa demokratyczne, a zwłaszcza Stany Zjed­no­czo­ne, powinny zadbać o to, aby Izrael pozostał silny.

 

Israel My Glory październik/listopad 1998
(Used by permission by The Friends of Israel Gospel Ministry, Inc., Bellmawr, NJ, USA)

Pisz do nas: kontakt@tiqva.pl