O Palestyńczykach

                                    

„Izaak modlił się do PANA za żonę swoją, bo była niepłodna, a PAN wysłuchał go i Rebeka, żona jego, poczęła. A gdy dzieci trącały się w jej łonie, rzekła: Jeżeli tak się zdarza, to czemu mnie to spotyka? Poszła więc zapytać PANA. A PAN rzekł do niej: Dwa narody są w łonie twoim i dwa ludy wywiodą się z żywota twego. Jeden naród będzie miał przewagę nad drugim, starszy będzie służył młodszemu” (1 Mojż 52,21-23).

Biblijna relacja o walce sprzed tysiącleci między dwoma nie narodzonymi jeszcze braćmi: Jakubem i Ezawem rozgrywa się od nowa, na tej samej ziemi, ale w innej już epoce. Jak dwa narody walczyły wtedy w łonie Rebeki, tak dwa narody walczą dziś w łonie Ziemi Świętej. Izraelczycy i Palestyńczycy, naród posiadający państwowość i naród jej nie posiadający, mocują się dziś ze sobą na biblijnej ziemi na śmierć i życie. Artykuł napisany dziś o przebiegu tzw. procesu pokojowego już za parę miesięcy, a nawet tygodni okaże się nieaktualny. Mimo to spróbujmy podjąć próbę lepszego zrozumienia konfliktu i przyjrzeć się historii ludów, które są jego stronami.
Czytelnicy niniejszej publikacji zapewne wiedzą co nieco o Izraelczykach: ich biblijnej historii, Bożych obietnicach i obecnym położeniu na Bliskim Wschodzie; co do Palestyńczyków natomiast wielu może się zastanawiać: kim są, skąd się wzięli? Stereotyp terrorysty w masce narciarskiej, niestety nazbyt często tragicznie prawdziwy, zdominował nasze postrzeganie Palestyńczyków. Kim jest ten naród? Dlaczego tak zawziął się na Izraela i czemu tak pragnie własnego państwa? W artykule tym chciałbym omówić historię tych spraw i odpowiedzieć na najważniejsze pytania.

Skąd się wzięła Palestyna?
W oryginalnym tekście Biblii nie znajdziemy słowa „Palestyna”. W niektórych starych przekładach na inne języki znajdujemy je w paru miejscach (jak np. w King James Version 2 Mojż 15,14; Iz 14,29.31; Jl 3,9), po hebrajsku jednak pojawia się tam zawsze słowo oznaczające Filisteę. Filistyni, stary lud pogański zamieszkujący południowo-zachodnie wybrzeże śródziemnomorskie w Kanaanie, należeli do najzagorzalszych nieprzyjaciół Izraela. O nieustannych problemach z nimi mówią Księgi Sędziów oraz Samuelowe. Kłopoty Samsona i liczne spośród bitew Dawida wiązały się właśnie z Filistynami. Po klęsce z rąk króla Hiskiasza (2 Krl 18,8) naród ten nie pojawia się już na kartach Biblii. W końcu znikł również z kart historii, wtapiając się w inne ludy i przechodząc na inne religie. Niezwykle znikome jest prawdopodobieństwo, aby właśnie Filistyni byli przodkami dzisiejszych Palestyńczyków. Nie znam ani jednej publikacji autorstwa Palestyńczyka, w której twierdzono by, że Palestyńczycy to potomkowie Filistyńczyków, natknąłem się natomiast na twierdzenia, że pochodzą oni od Kananejczyków, czyli innej grupy etnicznej zamieszkującej Kanaan w czasach biblijnych.
Faktem jest natomiast, że nigdy nie istniało państwo zwane Palestyną, a słowo „Palestyna” jako wyróżnik etniczny zastosowano po raz pierwszy dopiero w XX wieku. Słowa te pochodzą od łacińskiego Palestina, nazwy nadanej temu regionowi geograficznemu przez rzymskiego cesarza Hadriana w 135 r. po Chr., po stłumieniu żydowskiego powstania, któremu przewodził fałszywy mesjasz Bar Kochba. Przedtem ta prowincja rzymska nosiła nazwę Judei, oddając żydowski charakter tego obszaru poprzez nawiązanie do nazwy jednego z biblijnych plemion izraelskich. Hadrian jednakże zapragnął ukarać i upokorzyć Żydów, usuwając z nazwy ich ziemi jakiekolwiek żydowskie skojarzenia. Posłużył się więc nazwą Palestina, łacińską wersją nazwy nawiązującej do prastarego nieżydowskiego ludu, który niegdyś zamieszkiwał wybrzeże tej krainy. Dopiero więc od II wieku po Chr. nazwę Palestina zaczęto stosować do oznaczenia tego regionu, i to – oględnie mówiąc – w kontekście nader pogańskim.
Palestyna nigdy nie była państwem, lecz zawsze prowincją większego obszaru zwanego Syrią. Taka sytuacja utrzymywała się przez całe wieki panowania tureckiego, zakończonego wraz z I wojną światową. Wówczas to dwa mocarstwa europejskie podzieliły między siebie obszar wschodniego wybrzeża śródziemnomorskiego. Francja otrzymała mandat nad północną częścią tego obszaru: Syrią i Libanem, Wielka Brytania zaś nad częścią południową, rozciągającą się od gór Libanu aż po Półwysep Synajski po obu brzegach rzeki Jordan. Obszar ten nosił nazwę  Mandatu Palestyńskiego.

Skąd się wzięli Palestyńczycy?
Z goryczą wypada zauważyć, że wszystkich ówczesnych mieszkańców tego regionu, zarówno Żydów jak i Arabów, określano mianem  Palestyńczyków, różnicując w latach 1920-1948 nazwy na co najwyżej: „Palestyńczyk żydowski” i „Palestyńczyk arabski”.
W okresie obowiązywania mandatu brytyjskiego nie powstał w zasadzie żaden niezależny ruch dążenia do państwowości palestyńskiej; sami Arabowie zaczęli mówić o tym poważniej dopiero w latach siedemdziesiątych, o czym podczas obecnych dyskusji nie chce się pamiętać.
Rozważmy choćby następujące fakty:
W 1947 roku Narody Zjednoczone przegłosowały podział Mandatu Palestyńskiego na dwa odrębne kraje: o dominacji żydowskiej i o dominacji arabskiej. Część obszaru położoną na zachodnim brzegu Jordanu podzielono na dwie części różnej wielkości (obszary na wschodnim brzegu Jordanu, darowane już w 1922 roku beduińskiemu królowi Abdullachowi, stanowiły już odrębne państwo zwane Jordanią). Choć decyzja taka niezupełnie przypadła do gustu przywództwu syjonistycznemu z Dawidem Ben-Gurionem na czele, Żydzi uznali decyzję ONZ i zaczęli przygotowania do stworzenia państwa. Arabowie tymczasem, zarówno zamieszkali na terenie Mandatu Palestyńskiego, jak i poza nim, jednomyślnie odrzucili decyzję ONZ, mimo że gwarantowała ona powstanie niezawisłego państwa arabskiego w Palestynie. Historia pełna jest gdybania i straconych szans, do najdziwniejszych jednak jej paradoksów należy fakt, że „Palestyńczycy arabscy” mogli mieć własne państwo już w 1948 roku. Możliwość tę jednak odrzucili, a to z dwu powodów:
(1) Arabowie, zwłaszcza zaś muzułmanie, odrzucali wszelki plan dopuszczający istnienie na Bliskim Wschodzie państwa żydowskiego. Państwo takie bowiem byłoby – i właśnie dziś jest – hańbą dla islamu;
(2) Nie istniało wówczas (o czym wspomnieliśmy) wśród Arabów silniejsze parcie ku utworzeniu państwa palestyńskiego. Sąsiednie państwa arabskie nie chciały niezawisłej Palestyny, a samemu przywództwu Arabów palestyńskich też niespecjalnie na tym zależało. Większość Arabów palestyńskich uważała się za część większego „narodu arabskiego”, identyfikując się już to z Jordanią, już to z Syrią.
Kolejną gorzką, a przeoczaną prawdą jest fakt, że nacjonalizm palestyński to w pewnym sensie dziecko Żydów i syjonizmu. W doskonałej książce The Palestinians Kimmerling i Migdal, dwaj Izraelczycy sympatyzujący z Palestyńczykami, przekonująco zauważają:

,,W pewien sposób ruch dążenia do państwowości żydowskiej ukształtował naród palestyński niemal w takim stopniu, jak wpłynął na samych Żydów. Gdyby nie nacisk wywierany na palestyńskich Arabów przez ruch syjonistyczny, nie rozwinęłaby się nawet koncepcja narodu palestyńskiego; i Palestyńczycy dość trafnie widzą w podstawowym, egzystencjalnym statusie swego społeczeństwa bezpośredni skutek żydowskiego odrodzenia politycznego i osadnictwa."

Z tej linii argumentacyjnej wynika, że Arabowie z Palestyny zareagowali w końcu na syjonistyczny ruch dążenia do państwowości własnym ruchem narodowym. Ruch palestyński nie rozwinąłby się bez Żydów.

Kto winien?

W dyskusji o Palestyńczykach trzeba wziąć pod uwagę jeszcze inną prawdę historyczną: smutne dzieje uchodźców palestyńskich. Wskutek ogłoszenia państwowości izraelskiej w 1948 roku swoje domy straciło około 700 tysięcy Arabów palestyńskich. Opieką objęła uchodźców ONZ, nie otrzymując żadnej większej pomocy od bogatych w ropę państw arabskich. Obywatelstwo uchodźcom zaoferowała tylko Jordania, trzymając jednak znakomitą większość z nich w nędznych obozach  podatnym gruncie do rozniecania nienawiści do Izraelczyków i szkolenia terrorystów. Winą za problem uchodźców obarczyli Arabowie jednomyślnie żołnierzy izraelskich, którzy mieli zmusić ich do ucieczki. Izraelczycy natomiast obarczają winą przywódców arabskich, którzy nakazali Arabom palestyńskim chwilowe opuszczenie domostw do czasu, aż wojska arabskie wybiją Izraelczyków – co nigdy nie nastąpiło. Bezstronna lektura wszystkich racji ukazuje nam obraz bardziej złożony. Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem wojny w maju 1948 roku tysiące Arabów zdążyło opuścić domy ze strachu oraz w posłuszeństwie apelom swojego przywództwa. Po rozpoczęciu regularnej wojny wielu z nich uciekło po prostu dlatego, żeby nie znaleźć się na linii ognia. W końcu zdarzały się też przypadki zmuszania Arabów przez żołnierzy izraelskich do opuszczenia domu, zwłaszcza w Liddzie i Ramle.
Niestety, z każdą wojną wiążą się ruchy ludności i problem uchodźców. Często zapomina się o tym, że wskutek wojny 1948 roku z krajów arabskich wygnano ponad pół miliona obywateli żydowskich, którzy uciekając z Egiptu, Algerii, Iraku czy Jemenu musieli częstokroć pozostawiać na miejscu cały swój dobytek. Państwo izraelskie – mimo że borykające się z licznymi trudnościami – nie pozamykało bezdomnych i wyzutych z majątku ludzi w obozach dla uchodźców, lecz przyjęło ich. Dokonano tego skromnymi środkami i ogromnym wysiłkiem, gdyż młoda gospodarka i tak była do granic możliwości obciążona podatkami, usiłując wchłonąć rzeszę bezdomnych Żydów ocalałych z Holokaustu.
Los uchodźców palestyńskich jest tragiczny, lecz nie sposób składać całej winy na Izrael. Smutną prawdą jest fakt, że uchodźcy stali się wygodnym pionkiem w rękach krajów arabskich, a zarazem ościeniem w boku Izraela, służąc jako żywy dowód niegodziwości syjonistów. Co gorsza, w ostatnich latach przywództwo palestyńskie częściej zajmuje się podżeganiem do aktów terroryzmu względem ludności cywilnej niż konkretnymi wysiłkami na rzecz unormowania sytuacji. Abba Eban powiedział kiedyś: „Palestyńczycy nigdy nie tracą okazji, żeby stracić okazję”. W 1948 roku stracili okazję stworzenia własnego państwa. Aż do niedawna odrzucali każdą okazję, która nie wiązałaby się ze zniszczeniem Izraela. Najwyraźniej bardziej zależy im na terroryzmie niż na pokoju.
Znam osobiście wielu Palestyńczyków i spostrzegłem, że pomimo stanowiska ich przywództwa sporo pojedynczych Palestyńczyków znacznie trzeźwiej ocenia stosunki palestyńsko-izraelskie. Rodzinom arabskim, które w 1948 roku nie zdecydowały się uciec, powodzi się pod rządami izraelskimi bardzo dobrze, a ich stopa życiowa jest jedną z najwyższych na Bliskim Wschodzie. Wielu Palestyńczyków pragnie pokoju, ale milczy wskutek zastraszenia przez OWP.
Wielu Izraelczykom trudno byłoby się pogodzić z istnieniem niezawisłego państwa palestyńskiego, i łatwo rozumieć ich niepokój. Trudno wymazać z pamięci obraz Arafata obejmującego się z Sadamem Husajnem i obraz Palestyńczyków wiwatujących w chwili, gdy na Tel-Awiw i Hajfę spadały irackie skudy. Trudno zapomnieć o tysiącach cywilnych Izraelczyków pomordowanych w palestyńskich zamachach terrorystycznych. Jeśli Arafat poważnie mówi o pokoju, to powinien jednoznacznie odciąć się od terroryzmu. Póki pozwala na działanie Hamasowi i innym islamskim ugrupowaniom fundamentalistycznym, póty trudno marzyć o pokoju, tym bardziej że Książę Pokoju nie zasiadł jeszcze na tronie.
Jako chrześcijanie wierzący w Słowo Boże, musimy uznać biblijny fakt, że ziemia izraelska została przyobiecana potomkom Jakuba. Fakt ten jednak nie powinien nam przesłaniać niedoli Palestyńczyków: tragicznych postaci skazanych na taki los przede wszystkim przez własnych ziomków, jak i ich przeświadczenia, że zostali przez historię pokrzywdzeni. Nie zaogniajmy tego cierpienia przez uproszczone stereotypy i raniące komentarze. Czyż Chrystus nie umarł za Ismaela w równym stopniu jak za Izaaka?
Często jestem pytany o to, jak wiele kościołów i zborów ewangelicznych znajduje się na obszarze Izraela. Z tego, co nam obecnie wiadomo, w kraju tym działa kilkadziesiąt kościołów skupiających Żydów. Jako The Friends of Israel, cieszymy się z kontaktu z jedną z takich wspólnot, której przewodzi zresztą absolwent naszego Instytutu Studiów Biblijnych [Meno Kaliszer  red.]. Istnieją jednak w Izraelu również dziesiątki kościołów skupiających wierzących arabskich. W niektórych tych zborach nowo narodzeni Palestyńczycy wielbią Boga ramię w ramię z nowo narodzonymi Żydami. [Łącznie kościołów ewangelicznych jest około 80, średnio po około 60 osób – red.]. Ci bracia posmakowali już w sercach tej rzeczywistości, którą w sferze politycznej chcieliby stworzyć Icchak Rabin i Jaser Arafat [artykuł pisano jeszcze przed śmiercią Rabina i Jasera Arafata].

Zarówno terroryści jak i ich ofiary mają jedną wielką Potrzebę. Nie odmawiajmy im okazji poznania Tego, który może ich wszystkich obdarzyć zarówno pokojem na tym świecie jak i życiem wiecznym po śmierci.

Israel My Glory  październik/listopad 1994.
(Used by permission by The Friends of Israel Gospel Ministry, Inc., Bellmawr, NJ, USA).

 Śródtytuły pochodzą od redakcji.

                         

                                               

                        

Pisz do nas: kontakt@tiqva.pl