O władzy i odpowiedzialności
Wokół trzech blisko ze sobą związanych wypowiedzi Chrystusa do uczniów toczą się ciągle spory interpretacyjne: (1) „I dam ci klucze Królestwa Niebios; i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,19; 18, 18); (2) „Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca Mojego, który jest w niebie” (Mt 18, 19); (3) „Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20,23).
Chcąc zrozumieć dany ustęp Pisma, musimy się kierować zasadą: co Biblia ogłasza, to tylko ona sama (a nie żaden autorytet z zewnątrz) może interpretować. Z Biblii dowiadujemy się o ewangelii, o kościele, który ustanowił Chrystus, o byciu Jego uczniem i o odpowiedzialności, władzy i mocy, jakich udzielił On tym, którzy do Niego należą. Dlatego też w samej Biblii musimy poszukiwać zrozumienia tych spraw - a Biblia pozwala się zrozumieć.
Wybrańcy czy wszyscy?
Słowo Boże zostało adresowane do całej ludzkości. Biblia nigdy nie sugeruje, że tylko pewna kasta przywódców duchowych może ją wyłuszczyć reszcie rodzaju ludzkiego i że bez ich pomocy zwykli ludzie jej nie zrozumieją. Pismo naucza czegoś wręcz przeciwnego. Oto kilka przykładów: „Człowiek nie samym chlebem żyje, lecz [...] żyć będzie wszystkim, co wychodzi z ust PANA” (5 Mojż 8,3; cyt. w Mt 4,4; Łk 4,4); „Szczęśliwy mąż, który [...] ma upodobanie w zakonie PANA i zakon Jego rozważa dniem i nocą” (Ps 1,1-2); „Jak zachowa młodzieniec w czystości życie swoje? Gdy przestrzegać będzie słów Twoich” (Ps 119,9).
Zauważmy, że w każdym z cytowanych przykładów mowa o zwykłym człowieku, a nawet o człowieku młodym, który rozważa Słowo Boże i przestrzega go. Nie ma najmniejszej sugestii, że powinien on wpierw skonsultować się z jakimś autorytetem. Musimy więc wysnuć wniosek, że słowa te odnoszą się do każdego.
Nowy Testament zaświadcza o słuszności tego wniosku. Pamiętamy o naganie, jakiej Chrystus udzielił dwóm uczniom po drodze do Emaus - że nie znali i nie rozumieli Pisma. A nie ulega wątpliwości, że żaden z nich nie należał do najbliższego kręgu uczniów - gdyż zaraz pobiegli do Jerozolimy, aby powiedzieć Jedenastu (Judasz już nie żył), że Go widzieli (Łk 24,33-34). A mimo to tych dwu zwykłych ludzi zganił Jezus ostro: „O głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy” (Łk 24,25). Nie potępiałby ich tak zdecydowanie i nie wyrzucał, że osobiście nie wiedzą wszystkiego, co mówili prorocy, gdyby Pismo nie miało być zrozumiałe dla zwykłego człowieka.
Mieszkańcy Berei, Żydzi i nie-Żydzi, „codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają [jak nauczał Paweł]” (Dz 17,11). Ci zwyczajni ludzie doczekali się pochwały za nieprzyjmowanie „jak leci” interpretacji wielkiego Apostoła, ale sprawdzanie wszystkiego w Piśmie. Na podstawie tego i wielu innych przykładów można dojść do takiego jedynie wniosku, że obowiązkiem każdego człowieka jest poznanie i zrozumienie Słowa Bożego na podstawie zapisanych w nim słów, nie zaś na podstawie deklaracji tego czy innego autorytetu religijnego.
Biblia dla każdego
Fakt ten stawia w prawdziwym świetle bezpodstawne rzymskokatolickie twierdzenie, że jedynie Magisterium tego kościoła (czyli hierarchia biskupów z papieżem na czele) ma prawo interpretować Biblię. Za czasów berejczyków hierarchia ta nawet nie istniała, nie mówiąc już o czasach dwóch uczniów na drodze do Emaus czy czasach starotestamentowych. Roszczenie sobie podobnych praw do wyłączności na interpretację Biblii przez jakikolwiek inny kościół czy sektę bądź ich przywódców trzeba również uznać za sprzeczne z Biblią.
Nie ulega wąptliwości, że: (1) Biblia została dana przez Boga jako Jego Słowo wszystkim, którzy zechcą je przyjąć; (2) może ona być zrozumiana przez zwykłych ludzi, nawet przez młodzież, bez konieczności szczególnego przygotowania czy konsultowania się z interpretacją przywódców religijnych; (3) każdy ma obowiązek zapoznawać się ze Słowem Bożym osobiście i obowiązku tego nie może zrzucić na pastora, księdza, papieża czy kogokolwiek innego.
Kto ma sukcesję po apostołach?
Rozumiejąc to, możemy teraz zastanowić się nad przytoczonymi na początku kontrowersyjnymi fragmentami. W celu wsparcia katolickiej nauki o papieżu jako następcy Piotra twierdzi się, że obietnica z 16 rozdziału Mateusza o kluczach do Niebios oraz związywaniu i rozwiązywaniu została adresowana wyłącznie do Piotra. Gdyby jednak nawet tak było, to obietnica ta jest powiązana z obietnicą związywania i rozwiązywania z 18 rozdziału Mateusza i 20 rozdziału Jana - te zaś zostały dane wszystkim najbliższym uczniom Jezusa. Fakt ten podważa szczególny prymat i autorytet Piotra i ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia tych fragmentów. Dlaczego? Dlatego że każda obietnica i władza przekazana Dwunastu pierwszym uczniom została przekazana każdemu prawdziwemu chrześcijaninowi.
Wniosek taki płynie bezpośrednio z Chrystusowego nakazu: „Idźcie na cały świat i głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu [...] ucząc [tych, którzy uwierzyli w ewangelię] przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem” (Mk 16,15; Mt 28,20). Wszystkie zatem obietnice, które dał Chrystus, i wszystko, czego nauczał pierwszych uczniów i co im nakazywał, miało być przekazane każdemu wierzącemu w dziejach, wliczając w to i nas. Niewątpliwie „wszystko, co wam przykazałem”, a czego miał przestrzegać każdy nowy uczeń, obejmowało także obietnice o kluczach do Królestwa Niebios, związywania i rozwiązywania oraz odpuszczania i zatrzymywania grzechów - a także władzę i moc, aby to czynić.
Nowi uczniowie mieli czynić kolejnych uczniów i nauczać ich przestrzegać wszystkiego, co Chrystus przykazał pierwszym dwunastu uczniom, a co również obejmowało czynienie kolejnych uczniów. Dzięki temu przez wieki nigdy nie brakowało rzeszy uczniów. Każdy chrześcijanin jako uczeń ucznia jakiegoś ucznia (i tak po kolei do pierwszych dwunastu) jest następcą Apostołów i zamieszkuje w nim Duch Święty, udzielając mocy do odpowiedniego postępowania.
Władza i moc używania kluczy poprzez związywanie i rozwiązywanie, odpuszczanie i zatrzymywanie grzechów, dana przez Chrystusa pierwszym uczniom, nie należy zatem do elity przywódców, ale do każdego, kto narodził się na nowo z Ducha Świętego przez wiarę w Chrystusa. Co jednak mielibyśmy związywać i rozwiązywać? Chrystus powiedział: „cokolwiek”. Trudno o szersze pojęcie. Czy mogło mu chodzić również o demony? Jeśli tak, to chyba nie mielibyśmy rozwiązywać demonów! Biblia zresztą nie wspomina o „związywaniu” demonów (czy „duchów terytorialnych”), zapowiadając to zjawisko dopiero na Tysiącletnie Królestwo. Nawet sam Chrystus pozwalał, aby demony wyrzucone z człowieka weszły w stado świń (Mk 5,1-13). O co zatem może tu chodzić?
Rozwiązać, co się nam podoba?
Chrystus dał wszystkim Dwunastu obietnicę związywania i rozwiązywania (Mt 18,18), a potem powtórzył ją jeszcze innymi słowami (w. 19): „Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca Mojego, który jest w niebie”. Po czym następuje werset 20: „Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię Moje, tam jestem pośród nich”. W tym miejscu pojmujemy w końcu, że związywanie czy rozwiązywanie „czegokolwiek” następuje poprzez proszenie Ojca niebieskiego, aby uczynił to, co do czego zgodziło się na ziemi dwóch lub więcej chrześcijan, zebranych w imię Jezusa, z Nim samym pośród siebie.
Obietnica otrzymania od Ojca tego, co do czego zgodzi się dwóch czy trzech uczniów, przypomina podobne obietnice Chrystusa dotyczące modlitwy, np. „Proście, a otrzymacie, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a będzie wam otworzone” (Mt 7,7). Te wszystkie obietnice - związywania i rozwiązywania, zgadzania się co do jakiejś prośby czy po prostu wierzenia - wydają się bardzo podobne. O co w nich jednak chodzi? Chrystus na pewno nie chciał przez to powiedzieć, że bez względu na to, co związujemy czy rozwiązujemy, co do czego się zgadzamy czy o co prosimy, zostanie nam automatycznie dane przez Boga - nadmiernie pobłażliwego Ojca. Oczywistym jest, że Bóg nie wydał swego wszechświata i całej ludzkości na naszą łaskę i niełaskę.
Jakub wyjaśnia, iż Bóg nie daje nam wcale czeku in blanco i nie będzie folgował naszym samolubnym pożądliwościom: „Prosicie, a nie otrzymujecie, dlatego że źle prosicie, zamyślając to zużyć na zaspokojenie swoich namiętności” (Jk 4,3). Jan dodaje: „Otrzymamy od Niego, o cokolwiek prosić będziemy, gdyż przykazań Jego przestrzegamy i czynimy to, co miłe jest przed obliczem Jego. [...] jeżeli prosimy o coś według Jego woli, [...] wiemy, że otrzymaliśmy już od Niego to, o co prosiliśmy” (1 J 3,22; 5,14-15).
Na odpowiedzi na modlitwę może liczyć ten, kto podoba się Bogu, pod warunkiem, że prosi o to, co jest Jego wolą. Trudno zaprzeczyć, iż tak jest najlepiej. Podobne ograniczenia muszą się stosować i do najogólniej brzmiących obietnic, choćby takich: „Wszystko, o cokolwiek byście prosili w modlitwie z wiarą, otrzymacie” (Mt 21,22); „Dlatego powiadam wam: Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam” (Mk 11,24); „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu Moim, da wam” (J 16,23).
Nawet w tych tak szeroko brzmiących obietnicach dostrzegamy warunki: wiara (w Boga) oraz proszenie w imieniu Chrystusa. Są to ważne ograniczenia. Wiara nie jest mocą umysłu, która przez sam akt wierzenia powoduje, że coś się dzieje. Wiara musi być - jak mówi Chrystus - „w Boga” (Mk 11,22). Wiara nie jest zatem wierzeniem w to, że modlitwa zostanie wysłuchana, ale że Bóg na nią odpowie. Ponieważ zaś Bóg „sprawuje wszystko według zamysłu woli swojej” (Ef 1,11), prawdziwa wiara, pochodząca od Boga, nigdy nie uzna, że mógłby On uczynić coś wbrew swej woli.
Proszenie „w imieniu Chrystusa” nie polega na częstym dziś niestety doczepianiu tych słów do modlitw, jak gdyby były zaklęciem typu „sezamie, otwórz się”. Przeciwnie - proszenie w imieniu Jezusa to proszenie w Jego interesie, ku Jego chwale, tak jak On by prosił - a Jego wola przecież zawsze zgadza się z wolą Ojca. Modlitwa nie jest więc sposobem na przymuszanie Boga do naszej woli. Jest danym nam przez łaskawość Bożą przywilejem uczestniczenia w realizacji Jego woli.
Wynika z tego, że używając kluczy do Królestwa w celu związywania bądź rozwiązywania, odpuszczania bądź zatrzymywania grzechów, uczniowie Chrystusa pełnią jedynie rolę nośników Jego mocy i wykonawców Jego woli.
A konkretniej? Chrystus powiedział: „Cokolwiek”, „komukolwiek”. Ponieważ jednak może to nastąpić tylko w zgodzie z Jego wolą, musi On w odpowiedniej chwili objawić nam szczegóły sprawy. Przede wszystkim jednak należy zdać sobie sprawę z tego, że władza ta nie została przekazana wyłącznie Piotrowi ani też tylko pierwszym Dwunastu, ale także nam dziś, wraz ze wszystkim, czego Chrystus ich nauczył i co im przykazał.
Kiedy Jezus uzdrowił kobietę „od osiemnastu lat cierpiącą”, powiedział: „Czy tej córki Abrahama, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało rozwiązać od tych pęt...” (Łk 13,11-13). Poprzez dar uzdrawiania uczniowie mogli więc rozwiązywać chorych z pęt ich choroby, a wyrzucając demony mogli rozwiązywać dusze. Każdy chrześcijanin ma moc, aby w imieniu Jezusa - tak jak On by to uczynił i ku Jego chwale - czynić dziś to samo.
Gdzie są te klucze?
Jak rozwiązać kogoś z grzechów i odpuścić je? Pismo nie pozostawia wątpliwości, że każdy grzech jest przeciwko Bogu, a nie tylko przeciwko bliźniemu. Dlatego w ostatecznym rozrachunku tylko sam Bóg może odpuszczać grzechy. Ponadto odpuszczenie grzechów i los człowieka w wieczności są kwestią nie tylko Bożej miłości, ale i Jego sprawiedliwości. Bóg nie może sprzeciwić się własnej sprawiedliwości i nigdy tego nie uczyni. Grzechy może odpuszczać tylko dlatego, że Chrystus zapłacił cenę, jakiej domagała się Jego nieskończona sprawiedliwość (Rz 3,23-28). Przebaczenie jest zatem dostępne tylko dla tych, którzy uwierzyli w ewangelię. Chrystus powiedział jasno: „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim” (J 3,3-5.36).
Fragment Pisma, który Chrystus odczytał w synagodze w Nazarecie, zaznaczając, że te słowa właśnie się wypełniły, zapowiadał deklarację Mesjasza: „...PAN namaścił Mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; [...] abym ogłosił jeńcom wyzwolenie [...] abym uciśnionych wypuścił na wolność” (Iz 61,1; Łk 4,16-21). Ze słów Izajasza i Chrystusa wynika, że rozwiązywanie z pęt grzechu może się odbywać tylko poprzez głoszenie ewangelii. Bo zresztą cóż innego jeśli nie ewangelia, która jest „mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy”, jest owymi „kluczami Królestwa”?
Wyobrażanie sobie zatem, że Bóg powierzył w ręce człowieka czy jakiegokolwiek kościoła władzę decydowania, kto pójdzie do nieba, a kto do piekła, trzeba uznać za zwodzenie. Byłoby to bowiem niewykonalne. Tylko w krzyżu Chrystusowym „mamy odkupienie przez krew Jego, odpuszczenie grzechów” (Ef 1,7). Nikt, nawet sam Bóg, nie może odpuścić grzechów na jakiejkolwiek innej podstawie. Jedynie ewangelia otwiera drzwi do nieba, ta sama ewangelia, którą Chrystus nakazał pierwszym uczniom głosić na całym świecie - i której obowiązek i zaszczyt głoszenia został dziś przekazany nam.
Nie wolno nam zapominać, że każdy chrześcijanin ma moc uwalniać dusze od kary za grzech, głosząc ewangelię tym, którzy uwierzą. Właśnie ta dobra nowina o łasce Bożej rozwiązuje pęta szatańskiej niewoli u tych, którzy wierzą.
„Klucze” nie mają w sobie nic magicznego. Bez wiary się nie obejdzie. Bóg pragnie, aby „wszyscy ludzi byli zbawieni” (1 Tm 2,4) i „nie chce, aby ktokolwiek zginął” (2 P 3,9). Wielu jednak mimo to zginie, bo trwają w buncie i odrzucają Chrystusa. Bóg nikogo nie może zmusić do pokochania Go, bo dana nam przez Niego wolność wyboru jest nieodzownym warunkiem miłości.
Niech będzie więc naszą pasją przekonywanie innych, aby przyjęli Bożą miłość i przebaczenie oraz dar życia wiecznego. Jaką tragedią jest to, że tylu chrześcijan znających ewangelię nic nie mówi o niej swemu otoczeniu. Kiedy Pan porusza nasze serce miłością i współczuciem dla zgubionych, odpowiedzmy na Jego miłość i użyjmy kluczy Królestwa z całą gorliwością i skutecznie, dla zbawienia wielu!
Chcąc zrozumieć dany ustęp Pisma, musimy się kierować zasadą: co Biblia ogłasza, to tylko ona sama (a nie żaden autorytet z zewnątrz) może interpretować. Z Biblii dowiadujemy się o ewangelii, o kościele, który ustanowił Chrystus, o byciu Jego uczniem i o odpowiedzialności, władzy i mocy, jakich udzielił On tym, którzy do Niego należą. Dlatego też w samej Biblii musimy poszukiwać zrozumienia tych spraw - a Biblia pozwala się zrozumieć.
Wybrańcy czy wszyscy?
Słowo Boże zostało adresowane do całej ludzkości. Biblia nigdy nie sugeruje, że tylko pewna kasta przywódców duchowych może ją wyłuszczyć reszcie rodzaju ludzkiego i że bez ich pomocy zwykli ludzie jej nie zrozumieją. Pismo naucza czegoś wręcz przeciwnego. Oto kilka przykładów: „Człowiek nie samym chlebem żyje, lecz [...] żyć będzie wszystkim, co wychodzi z ust PANA” (5 Mojż 8,3; cyt. w Mt 4,4; Łk 4,4); „Szczęśliwy mąż, który [...] ma upodobanie w zakonie PANA i zakon Jego rozważa dniem i nocą” (Ps 1,1-2); „Jak zachowa młodzieniec w czystości życie swoje? Gdy przestrzegać będzie słów Twoich” (Ps 119,9).
Zauważmy, że w każdym z cytowanych przykładów mowa o zwykłym człowieku, a nawet o człowieku młodym, który rozważa Słowo Boże i przestrzega go. Nie ma najmniejszej sugestii, że powinien on wpierw skonsultować się z jakimś autorytetem. Musimy więc wysnuć wniosek, że słowa te odnoszą się do każdego.
Nowy Testament zaświadcza o słuszności tego wniosku. Pamiętamy o naganie, jakiej Chrystus udzielił dwóm uczniom po drodze do Emaus - że nie znali i nie rozumieli Pisma. A nie ulega wątpliwości, że żaden z nich nie należał do najbliższego kręgu uczniów - gdyż zaraz pobiegli do Jerozolimy, aby powiedzieć Jedenastu (Judasz już nie żył), że Go widzieli (Łk 24,33-34). A mimo to tych dwu zwykłych ludzi zganił Jezus ostro: „O głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy” (Łk 24,25). Nie potępiałby ich tak zdecydowanie i nie wyrzucał, że osobiście nie wiedzą wszystkiego, co mówili prorocy, gdyby Pismo nie miało być zrozumiałe dla zwykłego człowieka.
Mieszkańcy Berei, Żydzi i nie-Żydzi, „codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają [jak nauczał Paweł]” (Dz 17,11). Ci zwyczajni ludzie doczekali się pochwały za nieprzyjmowanie „jak leci” interpretacji wielkiego Apostoła, ale sprawdzanie wszystkiego w Piśmie. Na podstawie tego i wielu innych przykładów można dojść do takiego jedynie wniosku, że obowiązkiem każdego człowieka jest poznanie i zrozumienie Słowa Bożego na podstawie zapisanych w nim słów, nie zaś na podstawie deklaracji tego czy innego autorytetu religijnego.
Biblia dla każdego
Fakt ten stawia w prawdziwym świetle bezpodstawne rzymskokatolickie twierdzenie, że jedynie Magisterium tego kościoła (czyli hierarchia biskupów z papieżem na czele) ma prawo interpretować Biblię. Za czasów berejczyków hierarchia ta nawet nie istniała, nie mówiąc już o czasach dwóch uczniów na drodze do Emaus czy czasach starotestamentowych. Roszczenie sobie podobnych praw do wyłączności na interpretację Biblii przez jakikolwiek inny kościół czy sektę bądź ich przywódców trzeba również uznać za sprzeczne z Biblią.
Nie ulega wąptliwości, że: (1) Biblia została dana przez Boga jako Jego Słowo wszystkim, którzy zechcą je przyjąć; (2) może ona być zrozumiana przez zwykłych ludzi, nawet przez młodzież, bez konieczności szczególnego przygotowania czy konsultowania się z interpretacją przywódców religijnych; (3) każdy ma obowiązek zapoznawać się ze Słowem Bożym osobiście i obowiązku tego nie może zrzucić na pastora, księdza, papieża czy kogokolwiek innego.
Kto ma sukcesję po apostołach?
Rozumiejąc to, możemy teraz zastanowić się nad przytoczonymi na początku kontrowersyjnymi fragmentami. W celu wsparcia katolickiej nauki o papieżu jako następcy Piotra twierdzi się, że obietnica z 16 rozdziału Mateusza o kluczach do Niebios oraz związywaniu i rozwiązywaniu została adresowana wyłącznie do Piotra. Gdyby jednak nawet tak było, to obietnica ta jest powiązana z obietnicą związywania i rozwiązywania z 18 rozdziału Mateusza i 20 rozdziału Jana - te zaś zostały dane wszystkim najbliższym uczniom Jezusa. Fakt ten podważa szczególny prymat i autorytet Piotra i ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia tych fragmentów. Dlaczego? Dlatego że każda obietnica i władza przekazana Dwunastu pierwszym uczniom została przekazana każdemu prawdziwemu chrześcijaninowi.
Wniosek taki płynie bezpośrednio z Chrystusowego nakazu: „Idźcie na cały świat i głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu [...] ucząc [tych, którzy uwierzyli w ewangelię] przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem” (Mk 16,15; Mt 28,20). Wszystkie zatem obietnice, które dał Chrystus, i wszystko, czego nauczał pierwszych uczniów i co im nakazywał, miało być przekazane każdemu wierzącemu w dziejach, wliczając w to i nas. Niewątpliwie „wszystko, co wam przykazałem”, a czego miał przestrzegać każdy nowy uczeń, obejmowało także obietnice o kluczach do Królestwa Niebios, związywania i rozwiązywania oraz odpuszczania i zatrzymywania grzechów - a także władzę i moc, aby to czynić.
Nowi uczniowie mieli czynić kolejnych uczniów i nauczać ich przestrzegać wszystkiego, co Chrystus przykazał pierwszym dwunastu uczniom, a co również obejmowało czynienie kolejnych uczniów. Dzięki temu przez wieki nigdy nie brakowało rzeszy uczniów. Każdy chrześcijanin jako uczeń ucznia jakiegoś ucznia (i tak po kolei do pierwszych dwunastu) jest następcą Apostołów i zamieszkuje w nim Duch Święty, udzielając mocy do odpowiedniego postępowania.
Władza i moc używania kluczy poprzez związywanie i rozwiązywanie, odpuszczanie i zatrzymywanie grzechów, dana przez Chrystusa pierwszym uczniom, nie należy zatem do elity przywódców, ale do każdego, kto narodził się na nowo z Ducha Świętego przez wiarę w Chrystusa. Co jednak mielibyśmy związywać i rozwiązywać? Chrystus powiedział: „cokolwiek”. Trudno o szersze pojęcie. Czy mogło mu chodzić również o demony? Jeśli tak, to chyba nie mielibyśmy rozwiązywać demonów! Biblia zresztą nie wspomina o „związywaniu” demonów (czy „duchów terytorialnych”), zapowiadając to zjawisko dopiero na Tysiącletnie Królestwo. Nawet sam Chrystus pozwalał, aby demony wyrzucone z człowieka weszły w stado świń (Mk 5,1-13). O co zatem może tu chodzić?
Rozwiązać, co się nam podoba?
Chrystus dał wszystkim Dwunastu obietnicę związywania i rozwiązywania (Mt 18,18), a potem powtórzył ją jeszcze innymi słowami (w. 19): „Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca Mojego, który jest w niebie”. Po czym następuje werset 20: „Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię Moje, tam jestem pośród nich”. W tym miejscu pojmujemy w końcu, że związywanie czy rozwiązywanie „czegokolwiek” następuje poprzez proszenie Ojca niebieskiego, aby uczynił to, co do czego zgodziło się na ziemi dwóch lub więcej chrześcijan, zebranych w imię Jezusa, z Nim samym pośród siebie.
Obietnica otrzymania od Ojca tego, co do czego zgodzi się dwóch czy trzech uczniów, przypomina podobne obietnice Chrystusa dotyczące modlitwy, np. „Proście, a otrzymacie, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a będzie wam otworzone” (Mt 7,7). Te wszystkie obietnice - związywania i rozwiązywania, zgadzania się co do jakiejś prośby czy po prostu wierzenia - wydają się bardzo podobne. O co w nich jednak chodzi? Chrystus na pewno nie chciał przez to powiedzieć, że bez względu na to, co związujemy czy rozwiązujemy, co do czego się zgadzamy czy o co prosimy, zostanie nam automatycznie dane przez Boga - nadmiernie pobłażliwego Ojca. Oczywistym jest, że Bóg nie wydał swego wszechświata i całej ludzkości na naszą łaskę i niełaskę.
Jakub wyjaśnia, iż Bóg nie daje nam wcale czeku in blanco i nie będzie folgował naszym samolubnym pożądliwościom: „Prosicie, a nie otrzymujecie, dlatego że źle prosicie, zamyślając to zużyć na zaspokojenie swoich namiętności” (Jk 4,3). Jan dodaje: „Otrzymamy od Niego, o cokolwiek prosić będziemy, gdyż przykazań Jego przestrzegamy i czynimy to, co miłe jest przed obliczem Jego. [...] jeżeli prosimy o coś według Jego woli, [...] wiemy, że otrzymaliśmy już od Niego to, o co prosiliśmy” (1 J 3,22; 5,14-15).
Na odpowiedzi na modlitwę może liczyć ten, kto podoba się Bogu, pod warunkiem, że prosi o to, co jest Jego wolą. Trudno zaprzeczyć, iż tak jest najlepiej. Podobne ograniczenia muszą się stosować i do najogólniej brzmiących obietnic, choćby takich: „Wszystko, o cokolwiek byście prosili w modlitwie z wiarą, otrzymacie” (Mt 21,22); „Dlatego powiadam wam: Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam” (Mk 11,24); „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu Moim, da wam” (J 16,23).
Nawet w tych tak szeroko brzmiących obietnicach dostrzegamy warunki: wiara (w Boga) oraz proszenie w imieniu Chrystusa. Są to ważne ograniczenia. Wiara nie jest mocą umysłu, która przez sam akt wierzenia powoduje, że coś się dzieje. Wiara musi być - jak mówi Chrystus - „w Boga” (Mk 11,22). Wiara nie jest zatem wierzeniem w to, że modlitwa zostanie wysłuchana, ale że Bóg na nią odpowie. Ponieważ zaś Bóg „sprawuje wszystko według zamysłu woli swojej” (Ef 1,11), prawdziwa wiara, pochodząca od Boga, nigdy nie uzna, że mógłby On uczynić coś wbrew swej woli.
Proszenie „w imieniu Chrystusa” nie polega na częstym dziś niestety doczepianiu tych słów do modlitw, jak gdyby były zaklęciem typu „sezamie, otwórz się”. Przeciwnie - proszenie w imieniu Jezusa to proszenie w Jego interesie, ku Jego chwale, tak jak On by prosił - a Jego wola przecież zawsze zgadza się z wolą Ojca. Modlitwa nie jest więc sposobem na przymuszanie Boga do naszej woli. Jest danym nam przez łaskawość Bożą przywilejem uczestniczenia w realizacji Jego woli.
Wynika z tego, że używając kluczy do Królestwa w celu związywania bądź rozwiązywania, odpuszczania bądź zatrzymywania grzechów, uczniowie Chrystusa pełnią jedynie rolę nośników Jego mocy i wykonawców Jego woli.
A konkretniej? Chrystus powiedział: „Cokolwiek”, „komukolwiek”. Ponieważ jednak może to nastąpić tylko w zgodzie z Jego wolą, musi On w odpowiedniej chwili objawić nam szczegóły sprawy. Przede wszystkim jednak należy zdać sobie sprawę z tego, że władza ta nie została przekazana wyłącznie Piotrowi ani też tylko pierwszym Dwunastu, ale także nam dziś, wraz ze wszystkim, czego Chrystus ich nauczył i co im przykazał.
Kiedy Jezus uzdrowił kobietę „od osiemnastu lat cierpiącą”, powiedział: „Czy tej córki Abrahama, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało rozwiązać od tych pęt...” (Łk 13,11-13). Poprzez dar uzdrawiania uczniowie mogli więc rozwiązywać chorych z pęt ich choroby, a wyrzucając demony mogli rozwiązywać dusze. Każdy chrześcijanin ma moc, aby w imieniu Jezusa - tak jak On by to uczynił i ku Jego chwale - czynić dziś to samo.
Gdzie są te klucze?
Jak rozwiązać kogoś z grzechów i odpuścić je? Pismo nie pozostawia wątpliwości, że każdy grzech jest przeciwko Bogu, a nie tylko przeciwko bliźniemu. Dlatego w ostatecznym rozrachunku tylko sam Bóg może odpuszczać grzechy. Ponadto odpuszczenie grzechów i los człowieka w wieczności są kwestią nie tylko Bożej miłości, ale i Jego sprawiedliwości. Bóg nie może sprzeciwić się własnej sprawiedliwości i nigdy tego nie uczyni. Grzechy może odpuszczać tylko dlatego, że Chrystus zapłacił cenę, jakiej domagała się Jego nieskończona sprawiedliwość (Rz 3,23-28). Przebaczenie jest zatem dostępne tylko dla tych, którzy uwierzyli w ewangelię. Chrystus powiedział jasno: „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim” (J 3,3-5.36).
Fragment Pisma, który Chrystus odczytał w synagodze w Nazarecie, zaznaczając, że te słowa właśnie się wypełniły, zapowiadał deklarację Mesjasza: „...PAN namaścił Mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; [...] abym ogłosił jeńcom wyzwolenie [...] abym uciśnionych wypuścił na wolność” (Iz 61,1; Łk 4,16-21). Ze słów Izajasza i Chrystusa wynika, że rozwiązywanie z pęt grzechu może się odbywać tylko poprzez głoszenie ewangelii. Bo zresztą cóż innego jeśli nie ewangelia, która jest „mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy”, jest owymi „kluczami Królestwa”?
Wyobrażanie sobie zatem, że Bóg powierzył w ręce człowieka czy jakiegokolwiek kościoła władzę decydowania, kto pójdzie do nieba, a kto do piekła, trzeba uznać za zwodzenie. Byłoby to bowiem niewykonalne. Tylko w krzyżu Chrystusowym „mamy odkupienie przez krew Jego, odpuszczenie grzechów” (Ef 1,7). Nikt, nawet sam Bóg, nie może odpuścić grzechów na jakiejkolwiek innej podstawie. Jedynie ewangelia otwiera drzwi do nieba, ta sama ewangelia, którą Chrystus nakazał pierwszym uczniom głosić na całym świecie - i której obowiązek i zaszczyt głoszenia został dziś przekazany nam.
Nie wolno nam zapominać, że każdy chrześcijanin ma moc uwalniać dusze od kary za grzech, głosząc ewangelię tym, którzy uwierzą. Właśnie ta dobra nowina o łasce Bożej rozwiązuje pęta szatańskiej niewoli u tych, którzy wierzą.
„Klucze” nie mają w sobie nic magicznego. Bez wiary się nie obejdzie. Bóg pragnie, aby „wszyscy ludzi byli zbawieni” (1 Tm 2,4) i „nie chce, aby ktokolwiek zginął” (2 P 3,9). Wielu jednak mimo to zginie, bo trwają w buncie i odrzucają Chrystusa. Bóg nikogo nie może zmusić do pokochania Go, bo dana nam przez Niego wolność wyboru jest nieodzownym warunkiem miłości.
Niech będzie więc naszą pasją przekonywanie innych, aby przyjęli Bożą miłość i przebaczenie oraz dar życia wiecznego. Jaką tragedią jest to, że tylu chrześcijan znających ewangelię nic nie mówi o niej swemu otoczeniu. Kiedy Pan porusza nasze serce miłością i współczuciem dla zgubionych, odpowiedzmy na Jego miłość i użyjmy kluczy Królestwa z całą gorliwością i skutecznie, dla zbawienia wielu!
The Berean Call kwiecień 2000.
(Druk za uprzejmą zgodą Wydawców).
(Druk za uprzejmą zgodą Wydawców).
„Poślij do Joppy i sprowadź Szymona, którego nazywają Piotrem. A on powie ci słowa, przez które zostaniesz zbawiony” (Dz 11,13-14).
„Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony? A oni rzekli: Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom” (Dz 16,30-31).
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|