Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki,

do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości

2 Tym. 3:16

O władzy i odpowiedzialności

         
Wokół trzech blisko ze sobą zwią­zanych wypowiedzi Chrys­tu­sa do uczniów toczą się ciągle spo­ry interpretacyjne: (1) „I dam ci klu­cze Królestwa Nie­bios; i co­kol­wiek zwiążesz na ziemi, będzie zwią­zane i w niebie, a cokolwiek roz­wiążesz na ziemi, będzie roz­wią­zane w nie­bie” (Mt 16,19; 18, 18); (2) „Nad­to powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na zie­mi uzgo­d­nili swe prośby o ja­ką­ko­l­wiek rzecz, otrzymają ją od Oj­­ca Mo­je­go, który jest w nie­bie” (Mt 18, 19); (3) „Którym­kol­wiek grze­chy od­puścicie, są im od­pu­sz­czo­ne, a któ­rym za­trzyma­cie, są za­trzy­ma­ne” (J 20,23).
Chcąc zrozumieć dany ustęp Pi­s­ma, musimy się kierować za­sa­dą: co Bi­blia ogłasza, to tyl­ko ona sama (a nie żaden auto­ry­tet z zewnątrz) mo­że inter­pre­tować. Z Biblii dowia­du­je­my się o ewa­n­gelii, o kościele, który usta­nowił Chrystus, o byciu Jego ucz­niem i o odpowiedzialności, wła­dzy i mo­cy, jakich udzielił On tym, któ­rzy do Niego należą. Dla­tego też w samej Biblii mu­si­my po­szu­kiwać zrozumienia tych spraw - a Biblia pozwala się zro­zu­mieć.

Wybrańcy czy wszyscy?

Słowo Boże zostało adre­so­wa­ne do całej ludzkości. Biblia nigdy nie su­ge­ruje, że ty­lko pe­w­na kasta przy­wód­ców du­chowych mo­że ją wy­łu­sz­czyć re­szcie rodzaju ludzkiego i że bez ich pomocy zwy­k­li ludzie jej nie zro­zumieją. Pismo na­ucza cze­goś wręcz przeciwnego. Oto ki­lka przy­kła­dów: „Czło­wiek nie sa­­mym chle­bem ży­je, lecz [...] żyć bę­dzie wszy­st­kim, co wy­cho­dzi z ust PANA” (5 Mojż 8,3; cyt. w Mt 4,4; Łk 4,4); „Szczę­ś­li­wy mąż, który [...] ma upo­do­ba­nie w zakonie PANA i za­kon Je­go rozważa dniem i no­cą” (Ps 1,1-2); „Jak zachowa mło­dzie­niec w czy­s­tości życie swoje? Gdy prze­strze­gać bę­dzie słów Two­ich” (Ps 119,9).
Zauważmy, że w każ­dym z cy­to­wa­nych przykładów mo­wa o zwy­k­łym człowieku, a na­wet o czło­wieku młodym, któ­ry rozważa Słowo Boże i prze­strze­ga go. Nie ma naj­mniej­szej su­gestii, że powinien on wpierw skon­sultować się z jakimś auto­ry­te­tem. Musimy więc wysnuć wnio­sek, że słowa te odnoszą się do ka­ż­de­go.
Nowy Testament zaświadcza o słu­sz­ności tego wniosku. Pa­mię­ta­my o naganie, jakiej Chry­s­tus udzielił dwóm uczniom po dro­dze do Emaus - że nie znali i nie rozumieli Pi­sma. A nie ule­ga wątpliwości, że ża­den z nich nie należał do naj­bliż­sze­go kręgu ucz­niów - gdyż zaraz po­biegli do Je­rozolimy, aby powie­dzieć Je­de­na­stu (Judasz już nie żył), że Go wi­dzieli (Łk 24,33-34). A mi­mo to tych dwu zwykłych ludzi zga­nił Jezus ostro: „O głupi i gnu­ś­ne­go se­rca, by uwierzyć we wszy­stko, co po­wiedzieli pro­ro­cy” (Łk 24,25). Nie po­tępiałby ich tak zdecydowanie i nie wy­rzu­cał, że osobiście nie wie­dzą wszystkiego, co mówili pro­­rocy, gdyby Pismo nie miało być zrozumiałe dla zwykłego czło­wieka.
Mieszkańcy Berei, Żydzi i nie-Ży­dzi, „codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają [jak na­u­czał Pa­weł]” (Dz 17,11). Ci zwy­czaj­ni ludzie do­czekali się po­chwa­ły za nieprzy­j­mo­wanie „jak leci” interpretacji wie­lkiego Apo­sto­ła, ale sprawdzanie wszy­­st­kie­go w Piśmie. Na pod­sta­wie tego i wielu innych przykładów mo­ż­na dojść do takiego jedynie wnio­sku, że obowiązkiem każ­de­go czło­wieka jest poznanie i zro­zu­mie­nie Słowa Bożego na pod­sta­wie za­pi­sanych w nim słów, nie zaś na pod­stawie deklaracji te­go czy in­ne­go autorytetu reli­gi­j­nego.

Biblia dla każdego

Fakt ten stawia w prawdziwym świe­tle bezpodstawne rzym­skoka­to­lic­kie twie­r­dze­nie, że je­dy­nie Ma­gis­te­rium tego ko­ścioła (czy­li hierar­chia bi­skupów z papie­żem na cze­le) ma pra­wo in­ter­preto­wać Bi­blię. Za cza­sów berej­czy­ków hie­rarchia ta nawet nie ist­nia­ła, nie mówiąc już o cza­sach dwóch ucz­niów na drodze do Emaus czy czasach starote­s­ta­me­n­to­wych. Rosz­cze­nie so­bie podobnych praw do wy­łączności na inter­pre­ta­cję Bi­b­lii przez jaki­kol­wiek inny ko­ś­ciół czy sektę bądź ich przy­wódców trze­­ba również uznać za sprze­cz­ne z Bi­blią.
Nie ulega wąptliwości, że: (1) Bi­b­lia została dana przez Boga ja­ko Jego Sło­wo wszystkim, którzy ze­chcą je przy­jąć; (2) może ona być zro­zu­mia­na przez zwykłych lu­dzi, nawet przez młodzież, bez ko­nieczności szcze­gólnego przy­gotowania czy kon­sultowania się z interpretacją przy­wódców reli­gi­jnych; (3) każdy ma obowiązek za­poznawać się ze Sło­wem Bo­żym osobiście i obo­wiąz­ku tego nie może zrzucić na pastora, księ­­dza, papieża czy kogo­kol­wiek in­nego.

Kto ma sukcesję po apostołach?

Rozumiejąc to, możemy teraz za­sta­nowić się nad przy­to­czo­ny­mi na początku kontro­wer­syj­ny­mi frag­me­n­tami. W celu wspar­cia katolickiej na­uki o papieżu ja­ko następcy Piotra twie­rdzi się, że obietnica z 16 roz­dzia­łu Mate­u­sza o kluczach do Nie­bios oraz zwią­zywaniu i roz­wią­zy­waniu zo­sta­ła adresowana wyłącznie do Pio­tra. Gdyby jednak nawet tak by­ło, to obietnica ta jest powią­za­na z obietnicą związywania i rozwią­zy­wa­nia z 18 rozdziału Mateusza i 20 rozdziału Jana - te zaś zostały dane wszystkim najbliższym ucz­niom Jezusa. Fakt ten podważa szcze­gólny prymat i autorytet Piotra i ma zasadnicze znaczenie dla zro­zu­mie­nia tych frag­mentów. Dlaczego? Dla­tego że każda obietnica i władza prze­ka­zana Dwunastu pierwszym ucz­niom została przekazana każ­de­mu prawdziwemu chrześcija­ni­nowi.
Wniosek taki płynie bez­po­śre­d­nio z Chrystusowego nakazu: „Idź­cie na ca­ły świat i głoście ewa­ngelię wszy­st­kiemu stwo­rze­niu [...] ucząc [tych, któ­rzy uwie­rzy­li w ewangelię] prze­strze­gać wszy­stkiego, co wam przy­ka­załem” (Mk 16,15; Mt 28,20). Wszy­stkie zatem obietnice, które dał Chrystus, i wszystko, czego na­uczał pierwszych ucz­niów i co im na­ka­zy­wał, miało być przekazane ka­ż­demu wierzą­ce­mu w dziejach, wli­cza­jąc w to i nas. Niewątpliwie „wszy­stko, co wam przykazałem”, a czego miał prze­strzegać każdy no­wy uczeń, obe­jmowało także obie­t­ni­ce o klu­czach do Królestwa Nie­bios, zwią­zy­wa­nia i roz­wią­zy­wa­nia oraz od­pu­sz­czania i za­trzy­my­wania grzechów - a także wła­dzę i moc, aby to czynić.
Nowi uczniowie mieli czynić ko­lejnych uczniów i nauczać ich prze­strzegać wszystkiego, co Chry­stus przykazał pierwszym dwu­nastu ucz­niom, a co również obe­j­mowało czy­nienie kolejnych ucz­niów. Dzięki te­mu przez wieki nigdy nie bra­ko­wa­ło rzeszy ucz­niów. Każdy chrze­ś­ci­janin ja­ko uczeń ucznia jakiegoś ucz­nia (i tak po kolei do pierwszych dwunastu) jest następcą Apo­sto­łów i zamieszkuje w nim Duch Świę­ty, udzie­lając mocy do od­po­wiedniego postępowania.
Władza i moc używania kluczy po­przez związywanie i roz­wią­zy­wa­nie, odpuszczanie i zatrzy­my­wa­nie grze­chów, dana przez Chry­stusa pie­rw­szym uczniom, nie należy zatem do elity przy­wód­ców, ale do każ­de­go, kto na­rodził się na nowo z Du­cha Świę­tego przez wiarę w Chry­s­tu­sa. Co jednak mielibyśmy zwią­zy­wać i rozwiązywać? Chrystus po­wie­dział: „cokolwiek”. Trudno o szersze po­jęcie. Czy mogło mu cho­dzić rów­nież o demony? Jeśli tak, to chyba nie mielibyśmy roz­wią­zywać demo­nów! Biblia zre­sz­tą nie wspomina o „zwią­zy­wa­niu” demonów (czy „du­chów te­ry­torialnych”), zapo­wia­da­jąc to zja­wisko dopiero na Tysiąc­let­nie Kró­lestwo. Nawet sam Chry­s­tus po­zwalał, aby demony wyrzu­co­ne z człowieka weszły w sta­do świń (Mk 5,1-13). O co za­tem może tu chodzić?

Rozwiązać, co się nam podoba?

Chrystus dał wszystkim Dwunastu obietnicę związywania i roz­wią­zy­wa­nia (Mt 18,18), a po­tem powtórzył ją jeszcze in­nymi słowami (w. 19): „Nad­to powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe proś­by o jakąkolwiek rzecz, otrzy­ma­ją ją od Ojca Mojego, któ­ry jest w niebie”. Po czym nastę­puje werset 20: „Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgro­ma­dze­ni w imię Moje, tam jestem po­śród nich”. W tym miejscu po­j­mujemy w końcu, że zwią­zy­wa­nie czy rozwiązywanie „czego­kol­wiek” następuje poprzez pro­sze­nie Oj­ca niebieskiego, aby uczy­nił to, co do czego zgodziło się na ziemi dwóch lub więcej chrze­ścijan, ze­bra­nych w imię Je­zu­sa, z Nim samym po­śród sie­bie.
Obietnica otrzymania od Ojca te­go, co do czego zgodzi się dwóch czy trzech uczniów, przy­po­mina po­do­bne obietnice Chry­s­tusa doty­czą­ce modlitwy, np. „Proście, a otrzy­ma­cie, szukajcie, a znajdziecie, ko­łacz­cie, a będzie wam otworzone” (Mt 7,7). Te wszy­stkie obietnice - zwią­­zy­wa­nia i rozwiązywania, zga­dza­­nia się co do jakiejś prośby czy po prostu wierzenia - wydają się ba­r­dzo podobne. O co w nich je­d­nak cho­dzi? Chrystus na pewno nie chciał przez to powiedzieć, że bez względu na to, co zwią­zu­jemy czy roz­wiązujemy, co do cze­go się zga­dza­my czy o co pro­simy, zostanie nam auto­ma­ty­cznie dane przez Bo­ga - nad­mie­r­nie pobłażliwego Ojca. Oczy­wistym jest, że Bóg nie wy­dał swego wszechświata i całej ludz­ko­ś­ci na naszą łaskę i nie­ła­s­kę.
Jakub wyjaśnia, iż Bóg nie da­je nam wcale czeku in blanco i nie bę­dzie folgował naszym sa­mo­lu­b­nym po­żądliwościom: „Pro­sicie, a nie otrzy­mujecie, dlatego że źle pro­si­cie, zamyślając to zużyć na zaspo­ko­jenie swoich namięt­no­ści” (Jk 4,3). Jan dodaje: „Otrzy­mamy od Niego, o coko­l­wiek prosić będziemy, gdyż przy­kazań Jego przestrzegamy i czy­ni­my to, co miłe jest przed obliczem Je­go. [...] jeżeli prosimy o coś we­dług Jego woli, [...] wie­my, że otrzy­ma­liśmy już od Nie­go to, o co pro­si­li­śmy” (1 J 3,22; 5,14-15).
Na odpowiedzi na modlitwę mo­że liczyć ten, kto podoba się Bo­gu, pod warunkiem, że pro­si o to, co jest Jego wolą. Trudno zaprze­czyć, iż tak jest naj­le­piej. Podobne ogra­ni­cze­nia mu­szą się stosować i do naj­ogólniej brzmiących obietnic, choć­by ta­kich: „Wszystko, o co­kol­wiek by­ś­cie prosili w modlitwie z wia­rą, otrzy­macie” (Mt 21,22); „Dla­te­go po­wiadam wam: Wszy­stko, o co­kol­wiek byście się modlili i pro­sili, tylko wierzcie, że otrzy­ma­cie, a spełni się wam” (Mk 11,24); „Za­prawdę, za­pra­wdę po­wiadam wam: O cokol­wiek by­ście prosili Ojca w imieniu Mo­­im, da wam” (J 16,23).
Nawet w tych tak szeroko brzmią­cych obietnicach dostrze­ga­my wa­ru­n­ki: wiara (w Boga) oraz proszenie w imieniu Chry­stu­sa. Są to ważne ogra­niczenia. Wiara nie jest mocą umy­słu, któ­ra przez sam akt wie­rze­nia po­wo­duje, że coś się dzieje. Wia­ra mu­si być - jak mówi Chrystus - „w Boga” (Mk 11,22). Wiara nie jest zatem wierzeniem w to, że mo­d­litwa zostanie wysłuchana, ale że Bóg na nią od­powie. Po­nie­waż zaś Bóg „spra­wuje wszy­st­ko we­dług za­my­słu woli swojej” (Ef 1,11), pra­wdziwa wiara, pochodząca od Boga, nigdy nie uzna, że mógł­by On uczynić coś wbrew swej woli.
Proszenie „w imieniu Chry­stu­sa” nie polega na częstym dziś nie­stety do­czepianiu tych słów do modlitw, jak gdyby były za­klę­ciem typu „se­za­mie, otwórz się”. Przeciwnie - pro­szenie w imie­niu Jezusa to pro­sze­nie w Je­go interesie, ku Jego chwa­le, tak jak On by prosił - a Jego wo­la prze­cież zawsze zgadza się z wo­lą Ojca. Modlitwa nie jest więc sposobem na przymuszanie Bo­ga do naszej woli. Jest danym nam przez ła­skawość Bożą przy­wi­lejem uczest­ni­czenia w re­a­li­za­cji Jego woli.
Wynika z tego, że używając klu­czy do Królestwa w celu zwią­zy­wania bądź rozwiązywania, od­pu­sz­cza­nia bądź za­trzy­my­wa­nia grze­chów, ucz­nio­wie Chry­s­tu­sa pełnią je­dynie rolę noś­ni­ków Jego mocy i wy­konawców Je­go woli.
A konkretniej? Chrystus po­wie­dział: „Cokolwiek”, „komu­kol­wiek”. Po­nieważ jednak może to nastąpić ty­lko w zgodzie z Je­go wolą, musi On w od­po­wie­d­niej chwili objawić nam szcze­gó­ły sprawy. Przede wszy­stkim jednak należy zdać sobie spra­wę z tego, że władza ta nie zo­sta­ła prze­kazana wyłącznie Piotrowi ani też tylko pierwszym Dwu­na­s­tu, ale także nam dziś, wraz ze wszy­st­kim, czego Chrystus ich na­uczył i co im przykazał.
Kiedy Jezus uzdrowił kobietę „od osiem­nastu lat cierpiącą”, po­wie­dział: „Czy tej córki Ab­ra­ha­ma, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało roz­wiązać od tych pęt...” (Łk 13,11-13). Poprzez dar uzdra­wia­nia uczniowie mogli więc roz­wiązywać chorych z pęt ich cho­roby, a wyrzucając demony mo­gli rozwiązywać dusze. Każdy chrze­ści­ja­nin ma moc, aby w imie­niu Jezusa - tak jak On by to uczy­nił i ku Jego chwale - czynić dziś to samo.

Gdzie są te klucze?

Jak rozwiązać kogoś z grze­chów i odpuścić je? Pismo nie po­zo­sta­wia wątpliwości, że ka­ż­dy grzech jest przeciwko Bogu, a nie tylko prze­ciw­ko bliź­nie­mu. Dlatego w osta­te­cz­nym roz­ra­chunku tylko sam Bóg mo­że od­puszczać grzechy. Po­nad­to od­puszczenie grzechów i los czło­wie­ka w wieczności są kwe­stią nie ty­lko Bożej miłości, ale i Je­go spra­wie­dliwości. Bóg nie mo­że sprze­ci­wić się własnej spra­wie­d­li­wo­ś­ci i ni­gdy tego nie uczy­ni. Grzechy mo­że od­pu­sz­czać tylko dlatego, że Chry­s­tus za­płacił cenę, jakiej do­ma­ga­ła się Je­go nieskończona sprawie­d­li­wość (Rz 3,23-28). Przebaczenie jest za­tem dostępne tylko dla tych, któ­rzy uwierzyli w ewa­n­ge­lię. Chry­s­tus po­wie­dział jasno: „Kto wierzy w Sy­na, ma żywot wie­czny, kto zaś nie słu­cha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Bo­ży ciąży na nim” (J 3,3-5.36).
Fragment Pisma, który Chry­s­tus od­czytał w synagodze w Na­za­recie, za­znaczając, że te słowa wła­śnie się wy­pełniły, zapo­wia­dał deklarację Me­sjasza: „...PAN na­maścił Mnie, abym zwia­sto­wał ubogim dobrą no­wi­nę; [...] abym ogłosił jeńcom wy­zwo­­le­nie [...] abym uciśnionych wy­pu­ścił na wolność” (Iz 61,1; Łk 4,16-21). Ze słów Izajasza i Chry­stusa wy­ni­ka, że rozwią­zy­wa­nie z pęt grze­chu może się od­bywać tylko po­przez gło­sze­nie ewangelii. Bo zre­sz­tą cóż in­ne­go jeśli nie ewangelia, któ­ra jest „mocą Bożą ku zbawieniu ka­­żdego, kto wierzy”, jest owymi „klu­czami Królestwa”?
Wyobrażanie sobie zatem, że Bóg powierzył w ręce człowieka czy ja­kie­gokolwiek kościoła wła­dzę de­cy­do­wania, kto pójdzie do nie­ba, a kto do piekła, trzeba uznać za zwo­dze­nie. Byłoby to bo­wiem nie­wy­ko­nal­ne. Tylko w krzy­żu Chrystusowym „ma­my od­kupienie przez krew Jego, od­pu­szczenie grzechów” (Ef 1,7). Nikt, nawet sam Bóg, nie może od­pu­ścić grzechów na ja­kiej­kol­wiek innej podstawie. Jedynie ewa­ngelia otwie­ra drzwi do nie­ba, ta sama ewa­ngelia, którą Chry­stus nakazał pie­rwszym ucz­niom głosić na całym świe­cie - i której obowiązek i za­sz­czyt gło­szenia został dziś przekazany nam.
Nie wolno nam zapominać, że ka­ż­dy chrześcijanin ma moc uwa­lniać du­sze od kary za grzech, głosząc ewa­ngelię tym, którzy uwierzą. Właśnie ta do­bra nowina o łasce Bożej roz­wią­zu­je pęta sza­tańskiej niewoli u tych, którzy wie­rzą.
„Klucze” nie mają w sobie nic ma­gi­cznego. Bez wiary się nie obe­jdzie. Bóg pragnie, aby „wszy­scy ludzi byli zba­wieni” (1 Tm 2,4) i „nie chce, aby ktokol­wiek zginął” (2 P 3,9). Wielu je­d­nak mimo to zginie, bo trwają w bu­ncie i odrzucają Chrystusa. Bóg ni­kogo nie może zmusić do po­ko­cha­nia Go, bo dana nam przez Nie­go wolność wyboru jest nieod­zo­w­nym warunkiem mi­łości.
Niech będzie więc naszą pasją prze­konywanie innych, aby przy­ję­li Bo­żą miłość i przebaczenie oraz dar ży­cia wiecznego. Jaką tragedią jest to, że ty­lu chrześcijan zna­ją­cych ewangelię nic nie mówi o niej swemu oto­cze­niu. Kiedy Pan porusza nasze serce mi­łością i współczuciem dla zgu­bio­nych, od­powiedzmy na Jego miłość i użyj­my kluczy Królestwa z całą gor­li­wością i skutecznie, dla zba­wie­nia wielu!

The Berean Call kwiecień 2000.
(Druk za uprzejmą zgodą Wydawców).


„Poślij do Joppy i sprowadź Szymona, którego nazywają Piotrem. A on powie ci słowa, przez które zostaniesz zbawiony” (Dz 11,13-14).

„Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony? A oni rzekli: Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom” (Dz 16,30-31).

Pisz do nas: kontakt@tiqva.pl