Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią,

ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce.

2 Tym. 4:3

Zdobywcy świata ?

Coraz popularniejszy w Ameryce ruch rekonstrukcjonistów głosi ideologię „zdobycia ziemi przez chrześcijan dla Chrystusa”. Choć za oceanem poglądy takie charakteryzują się - jak zwykle - wyjątkową jaskrawością, nie znaczy to, że nie zdołały zdobyć sobie przyczółku i w naszych sercach. Zamieszczamy głos Dave'a Hunta w tej sprawie, zawierający krótkie podsumowanie istoty ruchu i polemikę z jego argumentami. Dodajmy, że najgłośniejsi szermierze tego ruchu (Gary DeMar) są autorami książki Reduction of Christianity (Zredukowane chrześcijaństwo), zarzucającej Zwiedzionemu chrześcijaństwu Hunta i McMahona „zredukowanie chrześcijaństwa”.  Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.                                                                                                                            

Podczas publicznej dyskusji, jaką wspólnie z Tommym Ice'em (pastorem z Austin w Teksasie i byłym rekonstrukcjonistą) przeprowadziliśmy z Garym Northem (który wraz ze swym teściem R.J. Rushdoonym jest założycielem ruchu rekonstrukcjonistycznego) i Garym DeMarem, Tommy zwrócił uwagę, że rekonstrukcjoniści nie są w stanie poprzeć ani jednym wersetem biblijnym swojej  p o s t m i l e n i j n e j  eschatologii (według której żyjemy w tej chwili w Tysiącletnim Królestwie, szatan jest związany, a kościół stopniowo zdobywa ziemię). W latach siedemdziesiątych, kiedy Tommy Ice był gorliwym zwolennikiem Northa, zapytał go pewnego razu o biblijne uzasadnienie jego eschatologii. Pomimo kilkakrotnie ponawianego pytania Gary North wbił wzrok w podłogę nie udzielając odpowiedzi.
Podczas naszej dyskusji Tommy wyraził przypuszczenie, że rekonstrukcjonistom zapewne nadal brak biblijnego poparcia dla ich poglądów. Tym razem North jednak odpowiedział: iż jest wydawcą książki Days of Vengeance (Dni pomsty) Davida Chiltona, w której ukazano, jak mowa Jezusa na Górze Oliwnej i prawie cała Apokalipsa Jana wypełniły się w 70 r. n.e. podczas zniszczenia Jerozolimy przez wojska Tytusa. Zauważmy jednak, że teza autora książki nie wynika ze starannej, systematycznej egzegezy tekstu biblijnego, lecz odwrotnie: narzuca na tekst biblijny intepretację z góry przygotowaną, która w żaden sposób nie mogłaby z niego wynikać.


„Mandat władzy”
Podczas naszej dyskusji próbowałem wykazać nie tylko błędność poglądu o „władzy nad ziemią”, ale i piaszczysty fundament całego gmachu rekonstrukcjonizmu. W Księdze Rodzaju 1,26-29 Bóg oznajmił człowiekowi, że jako stworzenie wyższego rodzaju, uczynione na obraz Boży, otrzymuje on władzę nad ziemią i nad wszystkim, co na niej jest: drzewami, roślinami, rybami, ptactwem, zwierzętami i innymi formami życia. Rekonstrukcjoniści wyciągają z tego tekstu cztery mylne wnioski:
1. „Mandat władzy nad ziemią” oznacza też panowanie nad innymi ludźmi, organizowanie rządów i instytucji etc.
2. „Mandat władzy” został utracony przez Adama w chwili pierwszego grzechu.
3. Głównym celem śmierci i zmartwychwstania Chrystusa było przywrócenie człowiekowi władzy nad ziemią i istotami niższymi, którą Adam postradał.
4. Wielkie Posłannictwo z 28 rozdziału Ewangelii Mateusza jest powtórzeniem - w stylistyce Nowego Przymierza - pierwotnego „mandatu władzy nad ziemią” i poleceniem „wykonywania tego samego zadania”.
Na tak chwiejnej podstawie „teologii władzy” wznosi się gmach rekonstrukcjonizmu.
Co utracone, a co nie?
A przecież Psalm 8,7-9 potwierdza to, o czym wszyscy wiemy z doświadczenia (nadal zabijamy muchy i konsumujemy kurczaki): mimo pierwszego grzechu człowiek zachował powierzoną mu przez Boga władzę, która polega na zarządzaniu ziemią i dbaniu o nią. Co więcej, Pismo w swojej rozciągłości potwierdza to, co wynika z Księgi Rodzaju: że „władza” ta nie ma nic wspólnego z panowaniem nad  i n n y m i  l u d ź m i,  lecz jest ograniczona do „owiec i wszelkiego bydła”, „zwierząt polnych”, „ptactwa”, „ryb” itd.
Adam nie utracił wprawdzie władzy nad ziemią, utracił za to związek z Bogiem i mieszkanie w Ogrodzie Eden.


Raj odzyskany?
Naszą dziś nadzieją nie jest jednak powrót do raju. Jako „nowe stworzenie w Jezusie Chrystusie”, otrzymaliśmy obietnicę znacznie wspanialszą: obietnicę życia w nowym, absolutnie doskonałym świecie, do którego grzech i śmierć nie będą mieć wstępu. W odróżnieniu od Adama, który umarł, my otrzymaliśmy życie wieczne i nigdy nie zginiemy. W odróżnieniu od Adama, który mieszkał w ziemskim raju, tylko odwiedzanym przez Boga, my zamieszkamy przed obliczem Boga w niebie, w „domu Ojca, gdzie jest mieszkań wiele”, z którego nigdy nikt nas nie wygna.
Tak więc to nauka o przywróceniu przez ofiarę Chrystusa tego, co Adam utracił, jest „zredukowanym chrześcijaństwem”, którego tak boją się rekonstrukcjoniści!
Dalszym przejawem „redukowania chrześcijaństwa” jest twierdzenie, że Wielkie Posłannictwo wzywa nas do odzyskania rzekomo utraconej „władzy” nad ziemią i stworzeniami na niej. Skandalicznym zniekształceniem Pisma jest uznanie tego Posłannictwa za „mandat kulturalny”, na którego mocy kościół ma zdobyć świat i zaprowadzić na nim Królestwo, bo dopiero wówczas Chrystus będzie mógł powrócić. Pomimo tego ideologia rekonstrukcjonizmu zdobywa sobie popularność wśród wszystkich grup chrześcijańskich, i charyzmatycznych, i nie.


I ty jesteś postmilenialistą?
Jedną z najbardziej wpływowych grup reprezentujących „teologię władzy” jest Koalicja Na Rzecz Przebudzenia (Coalition on Revival, COR), w której zarządzie zasiadają nie tylko czołowi rekonstrukcjoniści jak North, Rushdoony i DeMar, ale i m.in. Robert Weiner z Maranatha, pastorzy John Giminez i John Meares, a także przywódcy ruchu pasterskiego, jak Bob Mumford i Dennis Peacocke. Innymi członkami COR są niestety najsłynniejsze postacie ewangelikalnego chrześcijaństwa, w części prawdopodobnie nieświadome przeogromnego wpływu rekonstrukcjonistów na statut COR. Gary North szczyci się, że choć wielu liderów COR określa się jako premilenialiści [czyli wierzący, że Tysiącletnie Królestwo jeszcze nie nastało i szatan nie został jeszcze związany], to de facto stali się oni „praktykującymi postmilenialistami”.

Ogniem i mieczem...
Wracając do naszej publicznej dyskusji: North i DeMar, nie potrafiąc poprzeć swojej eschatologii biblijną egzegezą, przyjęli taktykę powtarzania, że eschatologia (czyli interpretacja proroctw dotyczących dni ostatnich) nie ma tu żadnego znaczenia i że w naszym sporze chodzi o kwestie etyczne. Jest wręcz przeciwnie: podobnie jak oni, i my mocno wierzymy, że każda dziedzina życia chrześcijanina powinna być poddana Jezusowi Chrystusowi i że prowadzenie się chrześcijan musi być bez zarzutu.
Nie wierzymy natomiast, że niewierzący świat można „schrystianizować” nakłaniając go do stosowania „norm biblijnych”. Wymowne jest wyjaśnienie przez apostoła Pawła porażki Izraela: „Co było niemożliwe dla Prawa, ponieważ ciało czyniło je bezsilnym...” (Rz 8,3). Nawet gdyby dobre życie o własnych siłach było możliwe, dawałoby grzesznikowi blichtr sprawiedliwości własnej, tym bardziej utrudniający mu dostrzeżenie potrzeby Chrystusa jako Zbawiciela i Pana. COR jednak głosi, że kościół „ma biblijny mandat”, aby odgrywać „w świecie rolę przywódczą [...] przekształcając świat, wpływając nań, aby przystosował się do norm biblijnych [...] przed powrotem Chrystusa”. [...]


...i dopiero wtedy?
Próba wpasowania Pisma do błędnej foremki „teologii władzy” rodzi dziwaczne teorie i sprzeczności. Oskarża się nas o „eschatologię defetyzmu” i „obrzydliwego pesymizmu” za to, że wierzymy, iż Chrystus przyjdzie po swoją oblubienicę, zabierze ją do siebie, poślubi ją i powróci wraz z nią i wojskami niebieskimi, aby ocalić Izrael, pokonać nieprzyjaciół i władać ziemią w pokoju i sprawiedliwości przez tysiąc lat! „Eschatologią zwycięstwa” została natomiast okrzyknięta teoria, że musi upłynąć jeszcze  m i n i m u m  36 600 lat, lat bezbożności i śmierci pochłaniającej ludzi niewierzących, aby chrześcijanie stopniowo zdobyli władzę nad światem  - a dopiero wówczas Chrystus powróci! Zwolennicy tego poglądu nie chcą więc widzieć Chrystusa na tronie Tysiącletniego Królestwa. Ten, który tu na ziemi został upokorzony, odrzucony i ukrzyżowany, nie będzie mógł zostać tu na ziemi wywyższony, uczczony i zwycięski, zasiadając na tronie Milenium. Ponieważ „władza” jest „zadaniem przydzielonym nam”, osobista ingerencja Chrystusa z nieba byłaby klęską! „Zwycięstwem” ma być natomiast osiągnięcie tego wszystkiego przez nas pod nieobecność Jezusa.

Jezus w osobie Tytusa
Mówiąc ściśle, rekonstrukcjoniści twierdzą, że Chrystus już przyszedł. Obietnica rychłego nadejścia była rzekomo w przekonaniu ówczesnych chrześcijan pocieszającą wieścią, że przybędzie On  p o d  p o s t a c i ą  a r m i i  r z y m s k i e j,  a b y  z n i s z c z y ć  J e r o z o l i m ę! Zaślubiny Baranka z 19 rozdziału Apokalipsy ich zdaniem również nie należą do przyszłości, której mielibyśmy wyczekiwać, lecz są symbolem nowego znaczenia Eucharystii, spełniającego się od czasu wyklęcia Izraela przez Boga (co nastąpiło w chwili zburzenia Jerozolimy w 70 r. n.e.) i oznaczającego, że Izraelem jest teraz kościół.
Gary North chciałby zachwycić nas perspektywą, że do roku 2000 „chrześcijanie i [niewierzący] konserwatyści znajdą się na najwyższych urzędach państwowych wybrani śmiesznie małą większością głosów” [od redakcji -- mamy dziś już rok 2010, a Ameryka robi się z roku na rok coraz mniej chrześcijańska]. Wokół kolejnego Marszu Chrześcijan na Waszyngton i przejęcia przez nas władzy robi się wrzawa tak wielka, że zatracamy perspektywę nieba. Czas najwyższy, aby oblubienica Chrystusowa szykowała się na zaślubiny w niebie i na spotkanie z Oblubieńcem. Aby kościół wołał: „Kochamy cię, Panie Jezu! Przyjdź i weź nas do siebie! Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź! Przyjdź, Panie Jezu!”

W miłości Chrystusowej
Dave Hunt

CIB Bulletin maj 1988
(za uprzejmą zgodą Autora).

Pisz do nas: kontakt@tiqva.pl