Komentarze nie są natchnione
"Poradnik czytelnika Biblii"
Proszę o wybaczenie, że w „Poradniku czytelnika Biblii” wypisuję częstokroć truizmy. Dzieje się tak dlatego, że poradnik taki w zasadzie w ogóle nie byłby nikomu potrzebny, gdybyśmy wszyscy i zawsze o tych truizmach pamiętali. Biblia nie jest księgą dla wtajemniczonych, i jeśli podchodzimy do niej bez uprzedzeń i odgórnych założeń, daje się czytać wprost i „normalnie”.
Chciałabym przypomnieć więc, że komentarze umieszczane pod tekstem Biblii nie są natchnione. Natchnione nie są też odsyłacze do innych wersetów, tytuły drukowane tłustą czcionką czy kursywą nad poszczególnymi partiami tekstu, a nawet podział na rozdziały i wersety! Wszystko to są „pomoce redakcyjne” dodawane w okresach późniejszych i przez poszczególnych tłumaczy i wydawców Biblii.
Podziału na rozdziały i wersety dokonano dopiero w średniowieczu. I choć ogólnie rzecz biorąc była to praca pożyteczna, ponieważ spełniła swoistą rolę kodyfikacyjną (można dziś napisać np. „Ezechiel 13,9” i wszyscy sami znajdą sobie werset, bez konieczności przytaczania jego treści), to musimy uważać, aby ten nienatchniony podział nie przeszkadzał w interpretacji natchnionego tekstu. Początek czy koniec rozdziału skłania nas bowiem zazwyczaj do ignorowania tego, co powiedziano wcześniej bądź później, a co może stanowić podstawę zrozumienia danego fragmentu. (Proponuję ćwiczenie: Przeczytać werset Hbr 11,1 „jak jest”, nie zważając na wcześniejszy kontekst. Otrzymamy werset, który stanowi sztandarowe wsparcie błędnych doktryn Kennetha Hagina i innych głosicieli nauki umysłu. Następnie przeczytajmy ten werset „jak leci”, rozpoczynając od wcześniejszego kontekstu - od rozdziału 10 werset 32, a nawet 19. W wyniku tego doświadczenia ukaże się nam obraz zupełnie innej wiary - wiary biblijnej, w odróżnieniu od haginowskiej „wiary” metafizycznej).
Podobnie przedstawia się sprawa z tytułami dodawanymi przez redaktorów poszczególnych wydań. Tytuły te mają oczywiście w zamierzeniu spełnić rolę pomocną, zwracając uwagę na podstawowe kwestie poruszone w tekście i pomagając się w nim orientować, zwłaszcza jeśli słabo go znamy. Z drugiej jednak strony mogą nas ograniczyć, ponieważ sugerując się nagłówkiem w swej gnuśności przeoczymy w danym fragmencie coś, czego nagłówek ten nie uwzględnił. Może stać się jeszcze gorzej: może się zdarzyć, że redaktor tekstu dokonał błędnej jego interpretacji, a zatem błędnie go zatytułował. Jeśli kierujemy się przede wszystkim nagłówkami, nie muszę mówić, że nasza interpretacja takiego fragmentu wypadnie źle. Bądźmy więc wdzięczni za trud redaktorów, który nieraz okaże się pomocny, pamiętajmy jednak, że nie ma on rangi Słowa Bożego i że do nas należy zbadanie zawartości danego natchnionego fragmentu.
Tak samo jest z odsyłaczami do innych miejsc. Są one niezwykle cenne, nie można jednak zapominać, że również odzwierciedlają stanowisko redaktora. Ceńmy je więc, ponieważ bardzo często okażą się przydatne, zawsze jednak sami oceniajmy, czy redaktor słusznie kieruje nas w dane miejsce i czy wynikające z tego stanowisko jest zgodne z całością nauczania Biblii. Warto zaglądać do odsyłaczy w różnych wydaniach Biblii; da nam to bogatsze spojrzenie na sprawę i niejako większy wybór ścieżek poszukiwań.
Po tak długim wstępie nie muszę już chyba pisać wiele o samych komentarzach. W Polsce nie mamy wprawdzie wiele Biblii z komentarzami, ale dużo z nich korzystamy. Wielu z nas czytuje Biblię w innych językach, także z komentarzami. Komentarze są miejscem wykładania poglądów redakcji lub podawania rzeczowych uwag (z przewagą jednych bądź drugich elementów w zależności od wydania). Bywa nawet nieraz, że chcąc skuteczniej lansować swój pogląd, redaktor nadaje mu brzmienie rzeczowej informacji, podczas gdy jest to zmyślne przekręcenie faktów (przyznaję, że nie jest to zwyczaj nagminny, ale zdarza się). Ostrożnie więc z komentarzami - czytajmy (choć obowiązku nie ma!), ale bezwzględnie sprawdzajmy, a kiedy się do tego nadają - korzystajmy. „W s z y s t k o sprawdzajcie, co d o b r e, tego się trzymajcie”.
Na koniec dodam jeszcze, że Biblia jest s a m o w y s t a r c z a l n a. Wielu twierdzi, że ponieważ była ona pisana w określonym czasie i miejscu, to jest dobrze zrozumiała tylko dla tamtych ludzi, a chcąc ją pojąć, trzeba mieć czerpane spoza samej Biblii bogactwo informacji na temat kultury, geografii etc.
Choć nie odmawiam wartości ani atrakcyjności studiom historyczno-kulturoznawym (są na pewno potrzebne temu, kto zabiera się za tłumaczenie z języków oryginalnych), to nie zgadzam się, że mają one zasadniczą wagę dla zrozumienia Biblii. Znaczyłoby to bowiem, że Bóg nie potrafił wymyślić doskonałego sposobu zakomunikowania swego zamysłu całemu światu. Wówczas tubylec w dżunglach Gwinei nie zrozumiałby głębi poselstwa Biblii, jeśli nie wybrałby się na studia historyczne i kulturoznawcze pozabiblijnych źródeł historycznych; że narody, do których apostołowie zanieśli Ewangelię (niektórzy dotarli hen w głąb Azji), musiałyby przechodzić wstępny kurs o podobnym profilu.
Duch Święty da nam zrozumienie natchnionej Biblii, trzeba ją tylko czytać - do czego przede wszystkim sama się zachęcam.
Chciałabym przypomnieć więc, że komentarze umieszczane pod tekstem Biblii nie są natchnione. Natchnione nie są też odsyłacze do innych wersetów, tytuły drukowane tłustą czcionką czy kursywą nad poszczególnymi partiami tekstu, a nawet podział na rozdziały i wersety! Wszystko to są „pomoce redakcyjne” dodawane w okresach późniejszych i przez poszczególnych tłumaczy i wydawców Biblii.
Podziału na rozdziały i wersety dokonano dopiero w średniowieczu. I choć ogólnie rzecz biorąc była to praca pożyteczna, ponieważ spełniła swoistą rolę kodyfikacyjną (można dziś napisać np. „Ezechiel 13,9” i wszyscy sami znajdą sobie werset, bez konieczności przytaczania jego treści), to musimy uważać, aby ten nienatchniony podział nie przeszkadzał w interpretacji natchnionego tekstu. Początek czy koniec rozdziału skłania nas bowiem zazwyczaj do ignorowania tego, co powiedziano wcześniej bądź później, a co może stanowić podstawę zrozumienia danego fragmentu. (Proponuję ćwiczenie: Przeczytać werset Hbr 11,1 „jak jest”, nie zważając na wcześniejszy kontekst. Otrzymamy werset, który stanowi sztandarowe wsparcie błędnych doktryn Kennetha Hagina i innych głosicieli nauki umysłu. Następnie przeczytajmy ten werset „jak leci”, rozpoczynając od wcześniejszego kontekstu - od rozdziału 10 werset 32, a nawet 19. W wyniku tego doświadczenia ukaże się nam obraz zupełnie innej wiary - wiary biblijnej, w odróżnieniu od haginowskiej „wiary” metafizycznej).
Podobnie przedstawia się sprawa z tytułami dodawanymi przez redaktorów poszczególnych wydań. Tytuły te mają oczywiście w zamierzeniu spełnić rolę pomocną, zwracając uwagę na podstawowe kwestie poruszone w tekście i pomagając się w nim orientować, zwłaszcza jeśli słabo go znamy. Z drugiej jednak strony mogą nas ograniczyć, ponieważ sugerując się nagłówkiem w swej gnuśności przeoczymy w danym fragmencie coś, czego nagłówek ten nie uwzględnił. Może stać się jeszcze gorzej: może się zdarzyć, że redaktor tekstu dokonał błędnej jego interpretacji, a zatem błędnie go zatytułował. Jeśli kierujemy się przede wszystkim nagłówkami, nie muszę mówić, że nasza interpretacja takiego fragmentu wypadnie źle. Bądźmy więc wdzięczni za trud redaktorów, który nieraz okaże się pomocny, pamiętajmy jednak, że nie ma on rangi Słowa Bożego i że do nas należy zbadanie zawartości danego natchnionego fragmentu.
Tak samo jest z odsyłaczami do innych miejsc. Są one niezwykle cenne, nie można jednak zapominać, że również odzwierciedlają stanowisko redaktora. Ceńmy je więc, ponieważ bardzo często okażą się przydatne, zawsze jednak sami oceniajmy, czy redaktor słusznie kieruje nas w dane miejsce i czy wynikające z tego stanowisko jest zgodne z całością nauczania Biblii. Warto zaglądać do odsyłaczy w różnych wydaniach Biblii; da nam to bogatsze spojrzenie na sprawę i niejako większy wybór ścieżek poszukiwań.
Po tak długim wstępie nie muszę już chyba pisać wiele o samych komentarzach. W Polsce nie mamy wprawdzie wiele Biblii z komentarzami, ale dużo z nich korzystamy. Wielu z nas czytuje Biblię w innych językach, także z komentarzami. Komentarze są miejscem wykładania poglądów redakcji lub podawania rzeczowych uwag (z przewagą jednych bądź drugich elementów w zależności od wydania). Bywa nawet nieraz, że chcąc skuteczniej lansować swój pogląd, redaktor nadaje mu brzmienie rzeczowej informacji, podczas gdy jest to zmyślne przekręcenie faktów (przyznaję, że nie jest to zwyczaj nagminny, ale zdarza się). Ostrożnie więc z komentarzami - czytajmy (choć obowiązku nie ma!), ale bezwzględnie sprawdzajmy, a kiedy się do tego nadają - korzystajmy. „W s z y s t k o sprawdzajcie, co d o b r e, tego się trzymajcie”.
Na koniec dodam jeszcze, że Biblia jest s a m o w y s t a r c z a l n a. Wielu twierdzi, że ponieważ była ona pisana w określonym czasie i miejscu, to jest dobrze zrozumiała tylko dla tamtych ludzi, a chcąc ją pojąć, trzeba mieć czerpane spoza samej Biblii bogactwo informacji na temat kultury, geografii etc.
Choć nie odmawiam wartości ani atrakcyjności studiom historyczno-kulturoznawym (są na pewno potrzebne temu, kto zabiera się za tłumaczenie z języków oryginalnych), to nie zgadzam się, że mają one zasadniczą wagę dla zrozumienia Biblii. Znaczyłoby to bowiem, że Bóg nie potrafił wymyślić doskonałego sposobu zakomunikowania swego zamysłu całemu światu. Wówczas tubylec w dżunglach Gwinei nie zrozumiałby głębi poselstwa Biblii, jeśli nie wybrałby się na studia historyczne i kulturoznawcze pozabiblijnych źródeł historycznych; że narody, do których apostołowie zanieśli Ewangelię (niektórzy dotarli hen w głąb Azji), musiałyby przechodzić wstępny kurs o podobnym profilu.
Duch Święty da nam zrozumienie natchnionej Biblii, trzeba ją tylko czytać - do czego przede wszystkim sama się zachęcam.
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|