GMO-fakty
Nieskomplikowany przepis na głód na ziemi
W Polsce ważą się losy ważnej ustawy o GMO, czyli o organizmach (roślinach i zwierzętach) genetycznie modyfikowanych. Media nie pokazują prawdziwej sytuacji. Czemu jeszcze nikt o tym nie nakręcił horroru? Chyba dlatego, że to zbyt prawdziwe!
Wbrew temu, co twierdzą genetycy, a za nimi powtarza wiele mediów, obawa przed GMO nie jest histerią, a rośliny modyfikowane genetycznie nie są wcale dobrodziejstwem dla ludzkości. Jest to prosty sposób na doprowadzenie do głodu na ziemi i uzależnienie całej ludzkości od łaski tych, którzy w swoich laboratoriach zachowają jedyne zdolne do kiełkowania nasiona.
Pisząc „z perspektywy wiejskiej”, wiem, że nie tak łatwo jest wyhodować coś do jedzenia -- ziemia jest już bardzo skażona chemią, rośliny chorują wskutek zakłóconej równowagi ekosystemu. Teraz dochodzą do tego GMO -- rośliny genetycznie modyfikowane, i to modyfikowane nie genami innych roślin, ale i np. marchewka z genem myszy czy inne rośliny z genem świni albo dajmy na to pająka. W odróżnieniu od reakcji większości rządów europejskich obecne polskie władze zdają się traktować GMO liberalniej niż poprzednicy. To, że w tej chwili teoretycznie uprawy genetycznie modyfikowane zajmują tylko ograniczone, wyznaczone obszary, nie przeszkadza się rozprzestrzeniać zmutowanym genom -- nasiona i pyłki wędrują z wiatrem na długie kilometry.
Nieszkodliwe?
Uczeni, którzy nie dali się jeszcze zakneblować/przepłacić koncernom, zwracają uwagę na trzy niebezpieczeństwa:
1. brak badań potwierdzających bezpieczeństwo spożywania GMO przez ludzi i zwierzęta,
2. brak badań potwierdzających bezpieczeństwo GMO dla organizmów żywych (z badań niezależnych wynika, że giną np. biedronki i pszczoły) oraz
3. brak badań potwierdzających bezpieczeństwo GMO dla świata roślin (rośliny modyfikowane zachowują się agresywnie, wypierając roślinność naturalną, maleje bioróżnorodność systemu -- czyli docelowo zostałyby same mutanty).
Koncerny twierdzą, że badania nie wykazują szkodliwości GMO -- i nic w tym dziwnego, ponieważ oficjalne badania, które muszą być zaakceptowane przez koncerny produkujące modyfikowane nasiona, tej szkodliwości oczywiście nie wykażą. Z badań nieoficjalnych i praktycznie w tej chwili już nielegalnych wyłania się całkiem inny obraz -- szkodliwości pod wszystkimi trzema względami.
Koncerny oczywiście każą sobie płacić za swoje podejrzane nasiona, każdorazowo co roku. Wysiew nasion uzyskanych z roślin wyhodowanych z koncernowych nasion jest po pierwsze nielegalny (wykorzystywanie cudzej własności intelektualnej!), a po drugie, często z takich nasion i tak nie wyrasta nic do jedzenia. Dlatego co roku trzeba kupować nasiona na nowo.
W Polsce mieliśmy dotąd nasiona zbierane i wysiewane „z dziada pradziada", jak to człowiek robił od tysięcy lat. Jeśli te zdrowe nasiona zostaną skażone (w sytuacji polskiego bezhołowia jest to tylko kwestia czasu) i zaczną z nich wyrastać jakieś mutanty (z nasion papryczek kupionych na placu wyrosły nam dziwadła nienadające się do jedzenia), będziemy mogli uśmiechać się tylko do ponadnarodowych koncernów o łaskę udostępniania ich zmodyfikowanych nasion. Z drugiej strony zakłócenie równowagi biosystemu (czyli np. wyginięcie biedronek i pszczół) i tak uniemożliwi normalne „po Bożemu" uprawy, choćbyśmy nawet mieli czyste, normalne nasiona. Bez tych robaczków rośliny albo w ogóle nie rosną, albo bardzo chorują i giną.
Co słychać na polach
Po drodze z Wrocławia na moją wieś ciągną się hektary wykupione przez koncerny. Na nich hoduje się rośliny, które potem kupujemy w sklepach. Ciekawe jest np. to, że ziemie te są poza sezonem zawsze czarne, czyste, tj. nigdy nie uświadczy się na tych polach żadnego chwasta. Nasze małe poletko wystarczy od schyłku zimy do schyłku jesieni zostawić na tydzień, a już rośnie na nim gęsty kobierzec chwastów, a po dwóch tygodniach niepielenia w lesie chwastów trudno nieraz wypatrzyć zasiane rośliny. Jakie więc rośliny siane są na tych rozległych hektarach, że rosną i owocują, choć warunków tych nie zdzierży żaden wszędobylski chwast?
Genetycy są szczególnym gatunkiem uczonych, bardziej niż inni uczeni przekonanym o swej nieomylności i zbawczej roli dla ludzkości. Tworzą swoje nowe gatunki, bawiąc się w Boga, który przecież stworzył wszystkie żywe organizmy na ziemi „według ich rodzajów" (1 Ks. Mojżeszowa 1).
Ale Bóg powiedział: "bogami jesteście, [...] lecz pomrzecie jak ludzie" (Psalm 82,6-7). Poniekąd zabawnym prztyczkiem w nos dla głupców w białych fartuchach jest fakt, że coraz większe połacie upraw GMO w USA, a także np. w Indiach i Pakistanie, dręczą superchwasty i insekty, które nic nie robią sobie z upraw genetycznie modyfikowanch i chroniącego je roundupu (środka roślinobójczego, który zabija generalnie wszystko prócz getycznie modyfikowanych roślin). Wyrastające na 2-2,5 metra chwasty nie boją się niczego -- ani herbicydów, ani kombajnów, którym nie pozwalają się wyrywać.
Hinduscy rolnicy odbierają sobie życie. Pewien amerykański farmer wydał w ciągu kwartału pół miliona dolarów, żeby pozbyć się mutantów -- na próżno. Podobnie jak on bezradne są koncerny. Jedyna ich rada -- mieszać roundup ze starszymi herbicydami, takimi jak 2,4-D, podstawowy składnik broni chemicznej Agent Orange, użytej m. in. w wojnie wietnamskiej, podejrzewany o wywoływanie poważnych chorób, m. in. nowotworów, i z tego powodu zakazany np. w krajach skandynawskich. Mały pluskwiak Lygus lineolaris tak się rozpanoszył w uprawach modyfikowanej bawełny, że zżera je i nie ma na niego siły. Ciekawe, jakie plagi nastąpią w chwili, gdy białe kitle wymyślą coś na monstrualną lebiodę, przymiotno i sorgo i na małego pluskwiaka.
GMO a dni ostatnie
Biblia zapowiada, że w dniach poprzedzających Drugie Przyjście Chrystusa wśród dręczących świat kataklizmów będzie m. in. głód (Ew. Mateusza 24,7; Apokalipsa 6,5-6). Dopóki człowiek ma kawałek ziemi i nasiona do wysiewania na niej, a Bóg daje sprzyjającą pogodę, głód na całej ziemi jest niemożliwy.
To jednak może się w każdej chwili zmienić. Bóg nadal może obdarzać świat korzystnym klimatem, jednak uprawa może stać się niemożliwa. Chodzi nie tylko o skażenie chemiczne i wyjałowienie i pustynnienie ziemi wskutek agresywnej, niszczycielskiej polityki upraw w ostatnim stuleciu.
W życie mogą też wejść pewne rozwiązania prawne (totalitarnych przepisów ludność wiejska doświadczała już nieraz, choćby w Związku Radzieckim). Scenariusz taki wydaje się całkiem prawdopodobny, jeśli uwzględnić, że już w tej chwili polscy politycy głośno mówią o pozbawieniu statusu rolnika małych gospodarstw wiejskich. Jest to przyśpieszanie już zachodzącego nienaturalnego trendu. Na polskiej wsi trzeba dziś przejechać nieraz wiele kilometrów, żeby zobaczyć krowę czy kurę, które hoduje się już niemal wyłącznie w nieludzkich fabrykach, gwałcąc Boży zamysł i miłosierdzie (Ks. Przysłów 12,10; 5 Ks. Mojżeszowa 25,4). Małorolni rolnicy pójdą więc pracować „przy taśmie" w koncernach, a produkować żywność, schemicyzowaną i modyfikowaną genetycznie, będą tylko obszarnicze firmy spełniające określone restrykcyjne warunki (np. korzystające tylko z koncernowych nasion i karmiące modyfikowane genetycznie bydło modyfikowanymi genetycznie paszami).
Uwieńczeniem tych wysiłków są manipulacje biologiczne -- zjawisko bezprecedensowe w dziejach -- które pozbawią ludzi dostępu do nasion rodzących rośliny uprawne.
Głód -- tak jak inne kataklizmy -- prędzej czy później musi nastąpić. Dla ludzi ufających Bogu nie jest to jednak powód, żeby upadać na duchu. Bóg potrafi wybawić z każdej sytuacji, a uczniowie Jezusa otrzymali tylko takie polecenia: nie lękać się, czuwać i podnieść głowę, kiedy się to wszystko zacznie dziać (Ew. Mateusza 24, Marka 13, Łukasza 21).
Co do głodu - kiedy w Izraelu nastała susza i głód, a prorok Eliasz chronił się na pustkowiu przed ówczesnym reżimem, Bóg potrafił skłonić nawet dzikie kruki, żeby codziennie przynosiły mu jedzenie, a później sam go karmił (1 Ks. Królewska 17). Jesteśmy w jeszcze lepszej sytuacji, ponieważ wiemy, że „zaraz po udręce tych dni" (Ew. Mateusza 24,29) przyjdzie Chrystus i zniszczy tych, „którzy niszczą ziemię" (Apokalipsa 11,18).
GMO jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi niszczenia ziemi. Modlimy się i czekamy na „czasy ochłody" i „odnowienia wszechrzeczy", które przyniesie Chrystus wracając na ziemię (Dzieje Ap. 3,20-21). A „kto będzie wzywał imienia Pańskiego, będzie zbawiony" (Dzieje Ap. 2,21).
W Polsce ważą się losy ważnej ustawy o GMO, czyli o organizmach (roślinach i zwierzętach) genetycznie modyfikowanych. Media nie pokazują prawdziwej sytuacji. Czemu jeszcze nikt o tym nie nakręcił horroru? Chyba dlatego, że to zbyt prawdziwe!
Wbrew temu, co twierdzą genetycy, a za nimi powtarza wiele mediów, obawa przed GMO nie jest histerią, a rośliny modyfikowane genetycznie nie są wcale dobrodziejstwem dla ludzkości. Jest to prosty sposób na doprowadzenie do głodu na ziemi i uzależnienie całej ludzkości od łaski tych, którzy w swoich laboratoriach zachowają jedyne zdolne do kiełkowania nasiona.
Pisząc „z perspektywy wiejskiej”, wiem, że nie tak łatwo jest wyhodować coś do jedzenia -- ziemia jest już bardzo skażona chemią, rośliny chorują wskutek zakłóconej równowagi ekosystemu. Teraz dochodzą do tego GMO -- rośliny genetycznie modyfikowane, i to modyfikowane nie genami innych roślin, ale i np. marchewka z genem myszy czy inne rośliny z genem świni albo dajmy na to pająka. W odróżnieniu od reakcji większości rządów europejskich obecne polskie władze zdają się traktować GMO liberalniej niż poprzednicy. To, że w tej chwili teoretycznie uprawy genetycznie modyfikowane zajmują tylko ograniczone, wyznaczone obszary, nie przeszkadza się rozprzestrzeniać zmutowanym genom -- nasiona i pyłki wędrują z wiatrem na długie kilometry.
Nieszkodliwe?
Uczeni, którzy nie dali się jeszcze zakneblować/przepłacić koncernom, zwracają uwagę na trzy niebezpieczeństwa:
1. brak badań potwierdzających bezpieczeństwo spożywania GMO przez ludzi i zwierzęta,
2. brak badań potwierdzających bezpieczeństwo GMO dla organizmów żywych (z badań niezależnych wynika, że giną np. biedronki i pszczoły) oraz
3. brak badań potwierdzających bezpieczeństwo GMO dla świata roślin (rośliny modyfikowane zachowują się agresywnie, wypierając roślinność naturalną, maleje bioróżnorodność systemu -- czyli docelowo zostałyby same mutanty).
Koncerny twierdzą, że badania nie wykazują szkodliwości GMO -- i nic w tym dziwnego, ponieważ oficjalne badania, które muszą być zaakceptowane przez koncerny produkujące modyfikowane nasiona, tej szkodliwości oczywiście nie wykażą. Z badań nieoficjalnych i praktycznie w tej chwili już nielegalnych wyłania się całkiem inny obraz -- szkodliwości pod wszystkimi trzema względami.
Koncerny oczywiście każą sobie płacić za swoje podejrzane nasiona, każdorazowo co roku. Wysiew nasion uzyskanych z roślin wyhodowanych z koncernowych nasion jest po pierwsze nielegalny (wykorzystywanie cudzej własności intelektualnej!), a po drugie, często z takich nasion i tak nie wyrasta nic do jedzenia. Dlatego co roku trzeba kupować nasiona na nowo.
W Polsce mieliśmy dotąd nasiona zbierane i wysiewane „z dziada pradziada", jak to człowiek robił od tysięcy lat. Jeśli te zdrowe nasiona zostaną skażone (w sytuacji polskiego bezhołowia jest to tylko kwestia czasu) i zaczną z nich wyrastać jakieś mutanty (z nasion papryczek kupionych na placu wyrosły nam dziwadła nienadające się do jedzenia), będziemy mogli uśmiechać się tylko do ponadnarodowych koncernów o łaskę udostępniania ich zmodyfikowanych nasion. Z drugiej strony zakłócenie równowagi biosystemu (czyli np. wyginięcie biedronek i pszczół) i tak uniemożliwi normalne „po Bożemu" uprawy, choćbyśmy nawet mieli czyste, normalne nasiona. Bez tych robaczków rośliny albo w ogóle nie rosną, albo bardzo chorują i giną.
Co słychać na polach
Po drodze z Wrocławia na moją wieś ciągną się hektary wykupione przez koncerny. Na nich hoduje się rośliny, które potem kupujemy w sklepach. Ciekawe jest np. to, że ziemie te są poza sezonem zawsze czarne, czyste, tj. nigdy nie uświadczy się na tych polach żadnego chwasta. Nasze małe poletko wystarczy od schyłku zimy do schyłku jesieni zostawić na tydzień, a już rośnie na nim gęsty kobierzec chwastów, a po dwóch tygodniach niepielenia w lesie chwastów trudno nieraz wypatrzyć zasiane rośliny. Jakie więc rośliny siane są na tych rozległych hektarach, że rosną i owocują, choć warunków tych nie zdzierży żaden wszędobylski chwast?
Genetycy są szczególnym gatunkiem uczonych, bardziej niż inni uczeni przekonanym o swej nieomylności i zbawczej roli dla ludzkości. Tworzą swoje nowe gatunki, bawiąc się w Boga, który przecież stworzył wszystkie żywe organizmy na ziemi „według ich rodzajów" (1 Ks. Mojżeszowa 1).
Ale Bóg powiedział: "bogami jesteście, [...] lecz pomrzecie jak ludzie" (Psalm 82,6-7). Poniekąd zabawnym prztyczkiem w nos dla głupców w białych fartuchach jest fakt, że coraz większe połacie upraw GMO w USA, a także np. w Indiach i Pakistanie, dręczą superchwasty i insekty, które nic nie robią sobie z upraw genetycznie modyfikowanch i chroniącego je roundupu (środka roślinobójczego, który zabija generalnie wszystko prócz getycznie modyfikowanych roślin). Wyrastające na 2-2,5 metra chwasty nie boją się niczego -- ani herbicydów, ani kombajnów, którym nie pozwalają się wyrywać.
Hinduscy rolnicy odbierają sobie życie. Pewien amerykański farmer wydał w ciągu kwartału pół miliona dolarów, żeby pozbyć się mutantów -- na próżno. Podobnie jak on bezradne są koncerny. Jedyna ich rada -- mieszać roundup ze starszymi herbicydami, takimi jak 2,4-D, podstawowy składnik broni chemicznej Agent Orange, użytej m. in. w wojnie wietnamskiej, podejrzewany o wywoływanie poważnych chorób, m. in. nowotworów, i z tego powodu zakazany np. w krajach skandynawskich. Mały pluskwiak Lygus lineolaris tak się rozpanoszył w uprawach modyfikowanej bawełny, że zżera je i nie ma na niego siły. Ciekawe, jakie plagi nastąpią w chwili, gdy białe kitle wymyślą coś na monstrualną lebiodę, przymiotno i sorgo i na małego pluskwiaka.
GMO a dni ostatnie
Biblia zapowiada, że w dniach poprzedzających Drugie Przyjście Chrystusa wśród dręczących świat kataklizmów będzie m. in. głód (Ew. Mateusza 24,7; Apokalipsa 6,5-6). Dopóki człowiek ma kawałek ziemi i nasiona do wysiewania na niej, a Bóg daje sprzyjającą pogodę, głód na całej ziemi jest niemożliwy.
To jednak może się w każdej chwili zmienić. Bóg nadal może obdarzać świat korzystnym klimatem, jednak uprawa może stać się niemożliwa. Chodzi nie tylko o skażenie chemiczne i wyjałowienie i pustynnienie ziemi wskutek agresywnej, niszczycielskiej polityki upraw w ostatnim stuleciu.
W życie mogą też wejść pewne rozwiązania prawne (totalitarnych przepisów ludność wiejska doświadczała już nieraz, choćby w Związku Radzieckim). Scenariusz taki wydaje się całkiem prawdopodobny, jeśli uwzględnić, że już w tej chwili polscy politycy głośno mówią o pozbawieniu statusu rolnika małych gospodarstw wiejskich. Jest to przyśpieszanie już zachodzącego nienaturalnego trendu. Na polskiej wsi trzeba dziś przejechać nieraz wiele kilometrów, żeby zobaczyć krowę czy kurę, które hoduje się już niemal wyłącznie w nieludzkich fabrykach, gwałcąc Boży zamysł i miłosierdzie (Ks. Przysłów 12,10; 5 Ks. Mojżeszowa 25,4). Małorolni rolnicy pójdą więc pracować „przy taśmie" w koncernach, a produkować żywność, schemicyzowaną i modyfikowaną genetycznie, będą tylko obszarnicze firmy spełniające określone restrykcyjne warunki (np. korzystające tylko z koncernowych nasion i karmiące modyfikowane genetycznie bydło modyfikowanymi genetycznie paszami).
Uwieńczeniem tych wysiłków są manipulacje biologiczne -- zjawisko bezprecedensowe w dziejach -- które pozbawią ludzi dostępu do nasion rodzących rośliny uprawne.
Głód -- tak jak inne kataklizmy -- prędzej czy później musi nastąpić. Dla ludzi ufających Bogu nie jest to jednak powód, żeby upadać na duchu. Bóg potrafi wybawić z każdej sytuacji, a uczniowie Jezusa otrzymali tylko takie polecenia: nie lękać się, czuwać i podnieść głowę, kiedy się to wszystko zacznie dziać (Ew. Mateusza 24, Marka 13, Łukasza 21).
Co do głodu - kiedy w Izraelu nastała susza i głód, a prorok Eliasz chronił się na pustkowiu przed ówczesnym reżimem, Bóg potrafił skłonić nawet dzikie kruki, żeby codziennie przynosiły mu jedzenie, a później sam go karmił (1 Ks. Królewska 17). Jesteśmy w jeszcze lepszej sytuacji, ponieważ wiemy, że „zaraz po udręce tych dni" (Ew. Mateusza 24,29) przyjdzie Chrystus i zniszczy tych, „którzy niszczą ziemię" (Apokalipsa 11,18).
GMO jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi niszczenia ziemi. Modlimy się i czekamy na „czasy ochłody" i „odnowienia wszechrzeczy", które przyniesie Chrystus wracając na ziemię (Dzieje Ap. 3,20-21). A „kto będzie wzywał imienia Pańskiego, będzie zbawiony" (Dzieje Ap. 2,21).
Orla
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|