O mizernej jakości proewolucyjnych argumentów Dawkinsa i kolegów
Profesor Oksfordu Richard Dawkins cieszy się ostatnio tak dużym zainteresowaniem, że sięgnąłem po jego książkę Bóg urojony. W jednym z rozdziałów kwestionuje on historyczną rzetelność czterech Ewangelii, wytyka wiele rzekomych sprzeczności, a nawet pisze, że autorzy Ewangelii są nieznani i że nieomal na pewno nigdy nie spotkali Jezusa osobiście, na koniec zaś stwierdza, że Ewangelie są wymysłami! Nie jestem uczonym człowiekiem (Dawkins określiłby mnie jako „prostego") i nie mam problemu z tym, żeby uwierzyć w takie słowa Biblii jak: „Rzekł głupi w sercu swoim: nie ma Boga" czy: „Bóg jest wierny, a każdy człowiek jest kłamcą” (Rz 3,4), boję się jednak, że znajdzie się wiele osób, których wiara może zostać narażona na szwank wskutek kłamstw Dawkinsa. Potrzebowaliby dowodów, prawdy, która byłaby w stanie ich ocalić. Czy warto, żeby prosty chrześcijanin, jedynie z Biblią i z maturą, poświęcał swój czas, próbując przeciwstawić się takiemu wykształconemu ateiście?
Oczywiście, że warto! Chrystus zapowiedział: „Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (J 8,31-32). Źródłem naszej pewności siebie nie jest wykształcenie czy inteligencja. Przypomnijmy sobie wyrzut Dawida pod adresem wojska izraelskiego, które trzęsło się przed Goliatem i bało się stawić mu czoła w pojedynku: „...że jest ten Filistyńczyk nieobrzezany, że lży szeregi Boga żywego?” (1 Sm 17,26). Nie podchodził do olbrzyma ostrożnie, z bojaźnią, ale pobiegł co sił w nogach, pewny swego. A gdy Filistyńczyk zaczął z niego szydzić, Dawid zawołał: „wyszedłeś do mnie z mieczem, z oszczepem i z włócznią, a ja wyszedłem do ciebie w imieniu Pana Zastępów, Boga szeregów izraelskich, które zelżyłeś. Dzisiaj wyda cię Pan w moją rękę” (1 Sm 17,46). Dziś potrzebujemy takiej samej śmiałej ufności do Boga!
Jeśli rzeczywiście znamy Pana, znamy Jego Słowo i żyjemy z Nim, to mamy wszystko, co potrzebne, żeby ośmieszyć Dawkinsa. Nie dajmy się zastraszyć temu człowiekowi. On blefuje. Nie jest żadnym autorytetem w sprawie „historycznej rzetelności” czterech Ewangelii. Poczytał sobie kilku krytyków, którzy wychodzą od wstępnego założenia, że Biblia nie jest tym, czym twierdzi, że jest, a następnie usiłują tego dowodzić.
Powstało już mnóstwo książek dowodzących historycznej wiarygodności Biblii, które jasno dowodzą kłamliwości oszczerstw Dawkinsa względem Słowa Bożego. Ja sam też napisałem sporo na temat przytłaczającego dowodu autentyczności Biblii. Przyjmijmy jednak na moment jeszcze prostsze podejście. Pomyślmy przez chwilę.
Twierdzenia krytyków, którzy podważają autorstwo Biblii, są groteskowe. Oni dosłownie uważają, że Biblia jest od początku do końca rozmyślnym fałszerstwem! Powiadają np., że Daniel nie napisał księgi, która nosi jego imię. Że napisał ją wieki później jakiś hochsztapler. Jakie mają na to dowody?
Otóż są pewni, że cuda nie mogą się zdarzać, toteż opowieść o trzech Hebrajczykach chodzących swobodnie w rozpalonym piecu, tak że nawet ich włosy nie zostały osmalone, nie może być prawdą. Niemożliwe jest też, żeby Daniel przeżył w jamie pełnej głodnych lwów, ta opowieść też zatem musi być zmyślona. Takie oto „dowody” proponują krytycy. Oczywiście właśnie takiego czegoś szuka Dawkins, podaje to więc dalej, tak jak gdyby sam zweryfikował wszystkie zarzuty cytowanych przez siebie krytyków.
Księga Daniela zawiera szczegółowe proroctwa co do wydarzeń historycznych, które faktycznie miały miejsce cztery stulecia po Danielu. Krytycy ci nie wierzą w możliwość proroctw natchnionych przez Boga, stąd też z ich punktu widzenia to, co Księga Daniela podaje np. o Antiochu Epifanesie, nie mogło być napisane przez człowieka imieniem Daniel żyjącego za czasów Nebukadnesara, który był naocznym świadkiem i uczestnikiem wydarzeń zapisanych w tej księdze i który otrzymał zawarte w tej księdze proroctwa od Boga. „Daniel” musiał być jakimś anonimowym oszustem, żyjącym 400 lat później. Księgę Daniela należy odrzucić, w przeciwnym wypadku czytelnicy mogliby zacząć wierzyć w proroctwa biblijne, w cuda, a w końcu i w Boga. Tym, co interesuje Dawkinsa, jest dyskredytowanie Biblii, nie interesuje go natomiast prawda, która obnażyłaby jego ateizm i tkwiącą w nim ewidentną głupotę
I tak samo jest z całą Biblią – twierdzą ateiści. Absurdalność ich wywodów nie mieści się w głowie. Oznaczałoby to, że wśród autorów Biblii nie ma ani jednego uczciwego człowieka, że wszyscy oni byli kłamcami! Długi by to musiał być korowód, od Księgi Rodzaju do Apokalipsy! Uczniowie musieliby być postaciami fikcyjnymi; Jezus prawdopodobnie nigdy by nie istniał; Paweł wymyślił inną ewangelię od tej, którą głosił Jezus... i tak ciągnęłoby się to pozbawione logiki rozumowanie.
Aby oszustwo na tak gigantyczną skalę było tak dobrze skoordynowane, stulecie po stuleciu, ktoś musiałby kierować tym procesem zwodzenia! Musiałaby to być istota ponadczasowa i musiałaby mieć choćby pośredni dostęp do ludzkich umysłów. Kim byłby taki ktoś?
Rozmyślne kłamstwa i dwulicowość zarzucają ateiści autorom Biblii, twierdzącym, że otrzymali natchnienie od Boga do napisania tych Pism. A jednak autorzy Biblii brzmią wiarygodnie. Piotr uroczyście zarzeka się: „oznajmiliśmy wam moc i powtórne przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, nie opierając się na zręcznie zmyślonych baśniach, lecz jako naoczni świadkowie jego wielkości” (2 P 1,16). Jan zapewnia: „było od początku, co słyszeliśmy, co oczami naszymi widzieliśmy, na co patrzyliśmy i czego ręce nasze dotykały […] to i wam zwiastujemy” (1 J 1,1-3). Z powagą oznajmia: „właśnie jest uczeń, który składa świadectwo o tych rzeczach i to napisał; a wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe” (J 21,24). Ateiści jednak twierdzą, że słowa te napisał wiele wieków później jakiś hochsztapler podający się za Jana! Czym kierowałby się taki ktoś, kto by mu za to zapłacił?
Także Łukasz zaświadcza: „już wielu podjęło się sporządzenia opisu wydarzeń, które wśród nas się dokonały, jak nam to przekazali naoczni od samego początku świadkowie i słudzy Słowa, postanowiłem i ja, który wszystko od początku przebadałem, dokładnie kolejno ci to opisać, dostojny Teofilu, abyś upewnił się w prawdziwości nauki, jaką odebrałeś” (Łk 1,1-4). Czy więc i Łukasz kłamie? Większej wiary wymagałoby uwierzenie w taki spisek niż uwierzenie w prawdę.
Co więcej, jeśli wszyscy oni są kłamcami i jeśli proroctwa zostały napisane już po fakcie, to dlaczego nie spisano tych proroctw jaśniejszym językiem, jak z pewnością uczyniliby oszuści?
Daniel C. Dennett (jeden z tzw. „Czterech Jeźdźców" ruchu Nowych Ateistów) tłumaczy, w jaki sposób książka Karola Darwina O pochodzeniu gatunków wyraźnie pokazuje, że mechanizm doboru naturalnego jest kluczowym czynnikiem w stwarzaniu (creation, słowo użyte przez Dennetta) nowych gatunków. Przyznaje on, że myśli Darwina co do doboru naturalnego były w zasadzie jedynie „refleksjami” czy „spekulacjami”, zarazem jednak twierdzi, że niedawno uczeni „wyraźnie wykazali” prawdziwość tej koncepcji. Mam duże problemy ze znalezieniem czegokolwiek na poparcie tego twierdzenia. Dennett posługuje się ogólnikami w rodzaju: „Każdy […] kto wątpi, że różnorodność form życia na tej planecie jest wynikiem […] ewolucji, jest ignorantem” albo: „Cóż innego mogłoby być przyczyną ewolucji, jeśli nie mechanizm [doboru naturalnego], który opisał [Darwin]?” Wydaje mi się, że jest to podejście typowe dla wielu ateistycznych uczonych. Zamiast przedstawić faktyczne dowody, prezentują swoje własne pomysły jako niezbity fakt. Miliony lat i niewielkie sukcesywne przekształcenia mają „wyjaśnić” „stwarzanie” nowych gatunków. Moje pytanie brzmi: na jakiej podstawie można coś podobnego nazwać nauką, skoro opiera się to – jak sami przyznają -- na spekulacjach, i czy ktoś przedstawił kiedykolwiek jakiś dowód, że tak istotnie mogło się stać? Dlaczego my oraz nasze dzieci w szkołach publicznych jesteśmy zmuszani do akceptowania jako faktu czegoś, co jest tak subiektywne? Owi „eksperci” mają swobodę wypowiadania dowolnych „twierdzeń”, a my mamy to wszystko przyjmować tylko dlatego, że „oni tak mówią”?
Nie podważamy tego, że mechanizm „doboru naturalnego” w jakiejś mierze funkcjonuje, nie ma on jednak nic wspólnego ze „stwarzaniem nowych gatunków”. Jest to niemożliwe. Nie trzeba być znawcą dziedziny genetyki, aby to wiedzieć. Wystarczy zdrowy rozsądek i pewna znajomość podstawowych faktów. Np. dzisiejsze psy wywodzą się od wilka, a ich ras jest mnóstwo, od ogromych dogów po maleńkie c. Niektórzy ateiści dość przewrotnie nazywają je odmiennymi gatunkami. Ale to nieprawda, są to wszystko psy, hodowane rozmyślnie za pomocą odpowiednich metod selekcji. Możliwość takiej hodowli nie jest wynalazkiem naukowym. Jest wpisana w ich geny (DNA) i zawsze była w ich genach obecna, nie została tam dodana żadna nowa informacja.
W pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju wielokrotnie powtarza się sformułowanie: „według rodzaju swego”, „według ich rodzajów”. Istnieje bariera między poszczególnymi „rodzajami” żywych organizmów, a jest ona określona w DNA. Słowa „według rodzaju swego” są wyraźną deklaracją Boga, że ewolucja jednego „rodzaju” w inny „rodzaj” nigdy nie może nastąpić! Ani też żaden ateista nie jest w stanie przedstawić przykładu utworzenia się w DNA nowej informacji.
Alfabet DNA jest taki sam dla wszystkich żywych organizmów, od roślin przez ryby i ptaki aż po ssaki i ludzi. Wiele się mówi o podobieństwie między DNA szympansów i ludzi. Francis Collins, były kierownik przedsięwzięcia odczytywania genomu ludzkiego Human Genome Project, na podstawie DNA twierdzi nawet, że ludzi i myszy pochodzą od wspólnego przodka. Jednakże podobieństwa DNA nie świadczą na rzecz hipotezy o ewolucji poprzez dobór naturalny. DNA uniemożliwia ewolucję. DNA definiuje każdy „rodzaj”. Aby mogła nastąpić ewolucja jednego gatunku w drugi, DNA musiałoby się radykalnie zmienić. DNA to informacja zapisana słowami. Informacja może pochodzić tylko od inteligentnej istoty mającej określony zamysł. Nie ma innej możliwości stworzenia nowego gatunku („rodzaju”).
Richard Dawkins (czołowa postać w ruchu Nowych Ateistów) został raz zapytany przed kamerami, w jaki sposób nowe informacje mogłyby zostać dodane do genomu. Później nie był jednak zadowolony z odpowiedzi, jakiej udzielił, więc poświęcił cały rozdział w dwóch różnych książkach (A Devil's Chaplainoraz Rozplatanie tęczy) na przedstawienie,w jaki sposób nowa informacja może wejść do genomu. I poniósł w tym przedsięwzięciu sromotną porażkę. Kwestie DNA omawiam szczegółowo w nowej książce Cosmos, Creator, and Human Destiny.
Z PRASY
Associated Press, 17 września 2008
Profesor przerażony chrześcijanami, którzy odrzucają teorię ewolucji
(wyjątki z artykułu)
Pewien profesor zatrudniony na jednym z uniwersytetów sponsorowanych przez Watykan wyraził we wtorek swoje przerażenie z powodu faktu, że niektóre grupy chrześcijan odrzucają teorię ewolucji, krytykując tym samym dosłowną interpretację Biblii. Podkreślając oficjalne stanowisko Kościoła katolickiego, pewien watykański dostojnik powtórzył stanowisko Kościoła, że ewolucja nie jest sprzeczna z wiarą.
Obydwaj wypowiadali się podczas konferencji prasowej poprzedzającej marcową konferencję mającą zainicjować dialog między religią a nauką oraz ocenę teorii ewolucji 150 lat po pierwszej publikacji przełomowej książki Darwina O pochodzeniu gatunków. Forum to jest organizowane przez prestiżowy rzymski Gregoriański Uniwersytet Papieski, cieszący się ogromnymi wpływami w środowiskach watykańskich, oraz przez amerykański Uniwersytet Notre Dame w stanie Indiana.
Papieże już od połowy XX wieku „uznawali wartość naukową teorii ewolucji biologicznej – powiedział dziennikarzom Gennaro Auletta, wykładowca filozofii nauki na Uniwersytecie Gregoriańskim. – Chciałbym zauważyć, że niestety nie można powiedzieć tego samego o wiernych spośród wielu wyznań chrześcijańskich, jak to wynika z doniesień prasowych”. Auletta najprawdopodobniej miał na myśli doniesienia o Kościołach fundamentalistycznych, które opowiadają się za dosłowną interpretacją Biblii, w tym również za tezą, że świat został stworzony w ciągu sześciu dni.
Prałat Gianfranco Ravasi powiedział dzienikarzom: „Jedno jest pewne. Ewolucja nie musi kłócić się z wiarą. Kreacjonizm z czysto teologicznego punktu widzenia ma sens, jednak gdy jest wykorzystywany w dziedzinach naukowych, staje się bezużyteczny”. Cytując zmarłego papieża Jana Pawła II, Ravasi powiedział, że „ewolucja nie może już być uważana jedynie za hipotezę”.
Papież Benedykt XVI przestrzegł w minionym tygodniu przed fundamentalistycznymi dosłownymi interpretacjami Biblii. Powiedział zebranym w Paryżu intelektualistom i uczonym, że struktura Biblii „ze swej natury wyklucza wszystko, co dziś znane jest jako fundamentalizm. W rezultacie słowo Boże nigdy nie może być w prosty sposób utożsamiane z literą tekstu” – powiedział Benedykt.
[Komentarz The Berean Call: Czyż to nie ironia, że Kościół rzymskokatolicki odżegnuje się od dosłownego odczytywania Biblii, które zarzuca fundamentalistom, podczas gdy jednocześnie podtrzymuje swój podstawowy dogmat Eucharystii na podstawie dosłownej interpretacji Ewangelii Jana 6,50-58? Nawet Augustyn dostrzegał, że dosłowne odczytywanie słów o „spożywaniu ciała Chrystusa” służy propagowaniu zła potępionego przez Pismo].
31 października 2008
Publikacja za uprzejmą zgodą Wydawców.
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|