Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią,

ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce.

2 Tym. 4:3

Ruch Słowa Wiary i pozytywnego wyznawania cz.3

                                                                     
Część III

WIEDZA OBJAWIONA
Swą niebiblijną doktrynę nauczyciele Ruchu Wiary uzasadniają twierdzeniem, iż Bóg obdarzył ich większym niż innych rozumieniem Swego Słowa. Nazywają to wiedzą objawioną i utrzymują, że Słowo Boże nie przynosi skutków tym, którzy usiłują je pojąć umysłem, gdyż głębsze prawdy Boże można pojąć jedynie w duchu. Ponieważ zaś oni sami posiedli sekret słuchania Boga właśnie duchem, przeto otrzymali zrozumienie, jakiego nie udziela się tym, którzy posługują się tylko umysłem.
Okazuje się zatem, że jak w przypadku wszystkich sekt Ruch Słowa Wiary opiera się na przesłance, iż umysł jest wrogiem Boga i trzeba go odrzucić na rzecz porozumienia za pomocą wyłącznie ducha. Przeoczono tu jednak pewną prawdę: że bez względu na to, skąd pochodzi dana myśl, nasz umysł musi ją ocenić na podstawie jej zgodności z Pismem Świętym.
Osobie o skłonnościach do mistycyzmu idea odrzucenia umysłu wyda się kluczem do wszelkich tajemnic Bożych i statusu kapitana własnego losu. Jednak poważnie wierzącemu, zdecydowanemu iść za Jezusem bez względu na cenę, koncepcja ta pachnie czarnoksięstwem.
Wiara w wiedzę tajemną wyrasta z gnostycyzmu, greckiej filozofii, głoszącej wyzwolenie od ograniczeń fizycznego świata za pomocą wiedzy wyższej. Klucz do wiedzy wyższej może zdobyć tylko członek kasty wtajemniczonych w gnozę, gdyż wtajemniczenie owo daje mu władzę nad sferą fizyczną.
Gnostycyzm wkradł się do kościoła właśnie pod hasłami „wyższego wtajemniczenia”. To tę ideę obala Paweł w Liście do Kolosan, wskazując na jedyną tajemnicę Bożą, ukrytą w Chrystusie, który jest w nas jako nadzieja chwały (Kol 1,25-27).
Gnostycyzm i jego współczesny odpowiednik: poselstwo Ruchu Wiary oferują pewną formułę magiczną, która jednakże - mimo twierdzeń pewnych osób, którym praktyki magiczne przyniosły wymierne korzyści - nie zdaje egzaminu.

Magiczne kapłaństwo
W.B. Crowe tak definiuje termin „magia”:
Słowo „magia” przyszło do nas za pośrednictwem łaciny i greki z języka perskiego, wywodząc się od słowa oznaczającego dzieło kapłanów albo mędrców. Działalność tego rodzaju była i jest wykonywana dla dobra ludzkości. Słowo to zmieniło jednak pierwotne znaczenie i obecnie jest zazwyczaj stosowane do określenia czynów samolubnych, a nawet szkodliwych. Wielu autorów dla czynów tego rodzaju rezerwuje miano „czarnej magii”. Lecz ta bywa często parodią bądź perwersją dzieł dokonywanych przez kapłanów.12
Bliższe spojrzenie na koncepcję „wiedzy objawionej” wykaże, iż ludzie twierdzący, że otrzymali ją od Boga, stawiają się właśnie w pozycji kapłanów. Głoszą bowiem, że zwykły chrześcijanin nie może wiedzy objawionej otrzymać sam, a wyłącznie za pośrednictwem nauczyciela Słowa Wiary, który pełni rolę pośrednika pomiędzy nim a Bogiem. Kapłan Ruchu Wiary udziela tejże wiedzy tajemnej osobom gotowym uznać jego kapłańską rolę.
Oczywiście nie używa się nigdy słowa „kapłan”, gdyż to zwróciłoby chrześcijanom uwagę na niebiblijność urzędu, jaki nauczyciele ci sobie przypisali. Kapłan jest jednak kapłanem nie na podstawie samej nazwy, lecz tego, co wykonuje.
W odróżnieniu od prawdziwych sług Jezusa kapłani oczekują - a nieraz i żądają - rekompensaty od ludzi, którym służą nauczaniem i modlitwą wstawienniczą. To charakterystyczna cecha nauczycieli Ruchu Wiary: ich uczniowie dowiadują się, iż aby modlitwa była skuteczna, muszą posiać ziarna wiary w organizacji misyjnej danego nauczyciela-kapłana. Podkreśla się, i to mocno, iż dar finansowy dowodzi zgodności między daną osobą a nauczycielem. Bez takiej zgodności modlitwy nie będą przez Boga wysłuchane.
Aby zatem osiągnąć korzyść z sekretnej wiedzy, którą Bóg powierzył tylko im, trzeba się stać partnerem ich organizacji misyjnej.
Inna technika z oręża czarów stosowana przez kapłanów Słowa Wiary to „punkt kontaktu”. Trzeba mianowicie dotknąć czegoś, czego dotkął kapłan bądź nad czym się modlił, aby jego magiczna siła przeszła na wierzącego. Zasadę tę par excellence stosują m.in. Oral Roberts, Rex Humbard, Robert Tilton, Peter Popoff i John Avanzini.
Kapłani magii nie wzdragają się przed użyciem klątw bądź gróźb, aby wymusić na naiwnych poddaństwo duszy i portfela. Słuchacze dowiadują się, że jeśli nie prześlą „daru wiary”, i to w największej osiągalnej dla nich kwocie, to nie mogą oczekiwać, że Bóg da im ich cud. Jednak groźba nigdy nie brzmi w pełni jak groźba, kapłani wykorzystują sformułowania typu „cud mógłby nie nastąpić” zamiast np. „cud nie nastąpi”. Tę samą zasadę niejednoznaczności stosuje się też w drugą stronę: w obietnicach dla uczniów, które np. „będą mogły” się spełnić, ale nie - że „spełnią się na pewno”.
Przykład takiej praktyki znalazłem w apelu Orala Robertsa o środki finansowe z lutego 1990 roku: „Bóg dał mi słowo dla ciebie [...] Wierzę, że pomoże ci On w tym miesiącu ZŁĄ WIEŚĆ przezwyciężyć DOBRĄ WIEŚCIĄ! (wyróżnienie Robertsa).
Autor apelu nie pisze: „Pomoże ci On...”, lecz zmyślnie opatrzył swą „obietnicę” komentarzem: „Wierzę, że pomoże Ci On...” Dzięki temu spełnił też wymogi prawa, i Poczta Stanów Zjednoczonych nie może odmówić mu obsługi z tytułu zbierania środków finansowych za pomocą fałszywych twierdzeń. Komentarz „Wierzę, że...” pozwala mu też uniknąć pozwania do sądu za niedopełnienie obietnicy.
Następnie Oral Roberts (czy też jego pracownik) pisze:
Trzymasz w dłoniach list, który jest w sposób nadprzyrodzony pomyślany jako źródło CUDOWNEJ INFORMACJI i POKRZEPIENIA! Zrodził się on z boskiego słowa wiedzy, które Bóg objawił mi dzisiaj rano!
Kiedy przeczytasz następne słowa, do których napisania skłania mnie Duch Święty (w tej właśnie chwili), przez wiarę, to spodziewam się, że szkodliwe skutki jakiejkolwiek ZŁEJ NOWINY, która być może cię dosięgła, zostaną usunięte przez pewną potężną, osobistą DOBRĄ NOWINĘ, która przychodzi od Boga za moim pośrednictwem do ciebie [wyróżnienie Robertsa].
Czytelnicy podobnych listów rzadko uświadamiają sobie, że kapłan taki twierdzi, iż otrzymał od Boga natchnione słowo o autorytecie równym Biblii. A jest to praktyka wśród nauczycieli Ruchu Wiary dość powszechna.
W następnych słowach Roberts informuje wszystkich swoich prenumeratorów: „Czuję, że Jezus chce, abym przesłał ci małą plakietkę, która głosi: Nie bój się - TYLKO WIERZ. Plakietka ta jest punktem kontaktu: osobistym słowem Bożym do ciebie, że możesz przemienić swoją Złą Nowinę w Dobrą Nowinę”.
Lecz ażeby platkietkę tę otrzymać, trzeba odpowiedzieć na apel Robertsa, załączając arkusz modlitewny z wyszczególnionymi potrzebami. Oral Roberts położy na niego swoją prawą rękę, przez którą - jak czuje - płynie moc Boża. W dalszych słowach wyjaśnia:
A TERAZ BARDZO WAŻNA SPRAWA: Z wiarą dołącz do listu zwrotnego dar Ziaren Wiary DLA BOGA. Kiedy będziesz wysyłał swój dar do naszej misji, chcę, abyś uczynił drugą rzecz, którą Jezus nakazał uczynić w sprawie prawdziwego ziarna wiary. [...] Mówi On, że aby zdarzył się nasz cud, trzeba zarówno SIAĆ jak i MÓWIĆ! Takie jest Jezusowe prawo czynienia z naszej wiary ZIARNA. POWIEDZ to sobie głośno: Sieję moje ziarno ZE WZGLĘDU NA POTRZEBĘ przeniesienia mojej góry ZŁEJ WIADOMOŚCI [wyróżnienia Robertsa].
Jeśli Oral mówił prawdę, jeśli wierzył - naprawdę wierzył - że Jezus chciał, aby wszystkim prenumeratorom wysłano wspomnianą plakietkę, to dlaczego jej po prostu nie wysłał? Dlaczego najpierw domaga się zobowiązania finansowego od każdej osoby?
Odpowiedź mamy oczywiście gotową: plakietka nie zadziała jako punkt kontaktu, dopóki dana osoba nie wyśle swego daru ziaren wiary.
Wielu ludzi, zwłaszcza uważanych za udrowicieli, wykorzystuje w celu gromadzenia funduszy właśnie metodę punktu kontaktu. Co miesiąc rozsyłają taki czy inny tani gadżet opakowany w górnolotnie brzmiący, szmirowaty apel o pieniądze. Nauczyciele ci nakazują uczniom albo np. namaścić się zawartością tej przesyłki, albo potrzeć nią bolące miejsce, albo też owinąć ją wokół szyi i tym podobne nonsensy, a następnie odesłać ją, aby kapłani mogli pomodlić się nad nią powtórnie.
Niektóre przykłady to chusta modlitewna Orala Robertsa czy wizerunek podeszew butów Roberta Tiltona, służący do stawania na nim podczas modlitwy. Jednym z najdziwaczniejszych pomysłów jest złota podkowa Rexa Humbarda, którą trzeba sobie wieszać na szyi na tasiemce dostarczonej przez jego speców od gromadzenia pieniędzy.
Gadżety te są przeważnie zaopatrzone w komentarz, że punkt kontaktu może zadziałać tylko wtedy, jeśli obdarowany prześle możliwie największy dar finansowy.
W czym jest to lepsze od skandalicznego sprzedawania odpustów, które roznieciło płomień Reformacji? W czym jest to lepsze od znienawidzonego przez Jezusa „kapłanoksięstwa”?
Niestety, szwindle te obliczone są przede wszystkim na osoby starsze i niedołężne, skłonne chwytać się wszelkich desek ratunku.
Kapłani Ruchu Wiary iście po mistrzowsku usadzili się na tronie pośredników między Ojcem a Jego dziećmi, które padają ofiarą ich fałszywych obietnic. Zdołali zbudować w ramach kościoła sektę, która zagraża tkance wiary i niszczy życie lokalnych wspólnot. Zaraza rozrasta się jak rak, a to głównie dzięki mass mediom - zwłaszcza chrześcijańskiej telewizji, radiu i literaturze. Potężna machina hipnotyzuje ludzi młodych w wierze, niedojrzałych, łatwowiernych, którzy dają sobie wmówić, że nie można podejść do Boga ani też nic od Niego otrzymać, jeśli nie uzna się nauk orędowników Słowa Wiary. I wyzbywają się własnej wiary, polegając na „wierze” swoich nauczycieli.

SKOŁOWANI WIERZĄCY
Nie doświadczając finansowego eldorado, zwolennicy Ruchu Wiary zaczynają cierpieć od dotkliwego poczucia winy, sądząc, że nie mają dość wiary, aby otrzymać to, czego pragną. Poczucie winy wzmaga się jeszcze pod wpływem oskarżeń z ust ich nauczycieli, zarzucających im brak wiary w ich słowa. To nie nauczyciel się myli - ale uczeń! Jeśli zatem pragnie on żyć w zgodzie z Bogiem, to musi się jeszcze wiele o wierze nauczyć. Musi wydać jeszcze dużo, dużo pieniędzy na kasety, książki i oraz „ziarna wiary”. Zasili to oczywiście skarbce kapłanów.
Kapłani Słowa Wiary zarabiają więc bez względu na to, czy ich uczniowie otrzymują „błogosławieństwa” materialne, czy też nie. Tych, którzy nie doświadczają zdrowia i pomyślności, przekonuje się, iż nie nauczyli się władać prawami sukcesu i tak zwanego boskiego uzdrowienia. Muszą zatem kupować kolejne kasety, książki i publikacje, nie wspominając już o gadżetach - punktach kontaktu. A nie ma nic za darmo. Nawet jeśli jest, to z komentarzem, że niezbędny jest dar finansowy, aby dowieść ich wiary.
Ci, którym udało się doświadczyć zdrowia i materialnego dobrobytu, sami z siebie chcą się uczyć dalej, aby mieć jeszcze więcej. W końcu nawet człowiek najbogatszy i najzdrowszy znajdzie w życiu jakiś odcinek wymagający ulepszenia, na którym może skupić uwagę. Zatem i oni nie przestaną kupować i przesyłać kapłanom kolejnych darów.
Cóż jednak myśleć o świadectwach osób, które dzięki praktykowaniu nauk Słowa Wiary doświadczyły pomyślności? Nauczyciele Ruchu Wiary urządzają sobie zabawę w liczby. W wielomilionowej rzeszy ich zwolenników zawsze znajdzie się szereg osób, które stwierdzą, że po wysłaniu daru „ziarna wiary” doświadczyły niebywałego sukcesu finansowego. Lecz takie świadectwa usłyszymy również w gronie osób praktykujących czary oraz praktyków innych metod obiecujących pomyślność materialną w zamian za dar finansowy.
Gdybym w tej chwili zwrócił się do kilkuset tysięcy osób i oznajmił im, że staną się bogaci drapiąc się po nosie w samo południe przez dziesięć dni z rzędu, to z pewnością w tak wielkiej rzeszy znalazłoby się szereg osób, które już to odziedziczyły majątek, już to dostały podwyżkę - co nie było oczywiście skutkiem mej rady, ale normalnego biegu wypadków. Lecz osoby te skojarzyłyby zapewne niespodziewaną odmianę losu z zaleconym przeze mnie postępowaniem, i to tylko dlatego, że po prostu  chciały mi wierzyć.
Sprawdzianem Bożego pochodzenia danej nauki jest nie jej pozorna „skuteczność”, lecz jej zgodność z prawidłowo odczytywanym Pismem Świętym.

BUTA
Jednym z najgorszych znamion działalności kapłanów ogarniętych żądzą zysku jest ich buta i pogarda, z jaką traktują swoich zwolenników. Wzrokiem miotają błyskawice, potrafią wyzywać słuchaczy od głupców, rzucają na nich klątwy, jeśli nie zechcą zasiać „ziarna wiary”. Niektórzy posuwają się nawet do tego, by straszych swoich uczniów, że niezasianie pieniędzy w tej konkretnej organizacji sprowadzi na nich wielkie katastrofy: nędzę, choroby, rozwody i inne przekleństwa.
Nauczyciele Słowa Wiary głośno chełpią się doskonałym zdrowiem i obnoszą się z bogactwem, jakie zyskali na frymarczeniu Słowem Bożym. Możecie być jednak pewni, że każdy z nich zadbał o to, aby ziemskie te skarby dobrze ubezpieczyć przed pożarem i kradzieżą, ich majątek obejmuje też polisę ubezpieczeniową na zdrowie. Podobnie jak my, wychodząc z domu oni także dobrze zamykają za sobą drzwi.
Szczycąc się sukcesem, znaczą trasę swych wojaży pasmem duchowych zgliszcz, pozostawiając miejscowym pastorom i badaczom sekt naprawę szkód, jakie poniosły rozczarowane dusze, załamane swoim brakiem „wiary”.

KORZENIE HEREZJI
Choć obecnie za głównego rzecznika Słowa Wiary uchodzi Kenneth Copeland, żaden z orędowników tej nauki nie ma wątpliwości co do tego, kto jest ojcem tego ruchu: Kenneth E. Hagin, zwany kordialnie „Tatą” Haginem. Wielu przypisuje Haginowi otwarcie im oczu na prawdę o wiedzy objawionej i o skuteczności wypowiadanego słowa, jeśli idzie o uzdrowienie i pomyślność materialną.
Jednakże porównanie pism Hagina i książek E.W. Kenyona, napisanych blisko 40 lat wcześniej, wykaże, że teorie Hagina nie są oryginalne, lecz zostały przepisane z dzieł Kenyona. W wielu przypadkach plagiat jest tak jaskrawy, iż zgadza się niemal co do przecinka. Udokumentował to w książce A Different Gospel D.R. McConnell. Tłumacząc niewiarygodne wprost podobieństwo swoich tekstów do pism Kenyona Hagin broni się w rozbrajający sposób: przecież objawienie dawał im obu ten sam Duch Święty!
Jeśli to prawda, to byłby to jedyny w dziejach tego rodzaju przypadek działania Ducha Świętego właśnie w taki sposób. Nawet cztery Ewangelie nie są podobne jedna do drugiej w takim stopniu, w jakim Hagin naśladuje Kenyona.
Liczy się jednak nie tyle to, czy Hagin przepisywał Kenyona, czy też nie, lecz fakt, skąd pochodzą idee zaproponowane przez obydwóch. Ponieważ rewelacje Kenyona poprzedziły Hagina i ponieważ jest mało prawdopodobne, że Hagin nie popełnił plagiatu, warto zajrzeć do biografii Kenyona i sprawdzić, co ukształtowało jego światopogląd.

Wpływy Nowej Myśli
Kenyon zaprzeczał, że głosi naukę religijną. Faktem jest jednak, że kształcił się głównie pod okiem tych, którzy tę właśnie filozofię wyznawali. Wielki wpływ miał na niego zwłaszcza okres spędzony w Emerson College School of Oratory (Kolegium Krasomówstwa im. Emersona), nazwanym imieniem jednego ze swych najsłynniejszych wykładowców Charlesa Wesleya Emersona, wyznawcy metafizyki Nowej Myśli. Emerson przystał do ruchu nauki religijnej w 1903 roku i pozostał w nim aż do śmierci w 1908 roku.
Filozofia przyjęta przez Kenyona stanowiła mieszankę Nowej Myśli z biblijnym chrześcijaństwem i najwyraźniej była obliczona na połączenie najlepszych cech obu tych światów.
Nie jest do końca jasne, czy w okresie studiów Kenyon osobiście uznawał czy odrzucał Nową Myśl, natomiast pewnikiem historycznym jest fakt, że w Emerson College był przez dłuższy czas wystawiony na jej nauki i praktyki uzdrowicielskie. Misją kolegium było kształcenie absolwentów, którzy wierzyliby, praktykowali i głosili ewangelię Nowej Myśli autorstwa Charlesa Emersona.13
Pomimo że Kenyon głośno odcinał się od niektórych podstawowych założeń metafizyki, to jego pisma odzwierciedlają jego skłonność właśnie ku takim założeniom. McConnell cytuje Kenyona:
Nie zajmujemy się mistycyzmem, filozofią czy metafizyką. Zajmujemy się rzeczywistościami [...] zajmujemy się podstawymi prawami bytu człowieka, wielkimi prawami duchowymi, które władają niewidzialnymi siłami życia.
Nie jest to żadna nowa metafizyka czy filozofia. Jest to rzeczywistość. To Bóg wdziera się w sferę zmysłów. To Bóg udziela swej własnej natury duchowi ludzkiemu.
Nie jest to psychologia ani metafizyka. To jest fakt absolutny. Bóg staje się częścią naszej własnej świadomości.14
McConnell wyjaśnia:
W każdym z tych przypadków Kenyon twierdzi, że jego nauka nie jest metafizyką, lecz bezpośrednio po takim twierdzeniu zamieszcza jakiś podstawowy dogmat metafizyki.
Mówiąc na przykład o wielkich prawach duchowych, które rządzą niewidzialnymi siłami życiowymi, wyznaje  deizm, czyli pogląd metafizyczny, iż wszechświatem rządzą bezosobowe prawa duchowe, nie zaś osobowy, wszechmocny Bóg. Kiedy pisze o Bogu wdzierającym się do sfery zmysłów, proponuje dualizm, czyli taki metafizyczny pogląd na rzeczywistość, według którego sfera duchowa i sfera fizyczna wzajemnie się wykluczają, a nawet są sobie przeciwne. W końcu mówiąc o Bogu, który udziela duchowi człowieka własnej natury i staje się częścią naszej świadomości, Kenyon opowiada się za deifikacją, czyli pogląd metafizycznym, według którego zbawienie jest równoznaczne z ubóstwieniem człowieka (mimo że w dopiero przytaczanym cytacie krytykuje Nową Myśl za takie nauczanie).
Nie ma wprawdzie żadnego dowodu na to, że Kenyon postępował tak rozmyślnie, jednak wśród przywódców dzisiejszych sekt tego typu praktyka [tj. oficjalne odcinanie się od danego poglądu, a potem uznawanie go za swój, tylko w nieco innych słowach] jest standardowym narzędziem służącym do robienia mętliku w myślach osób indoktrynowanych, tak by unieszkodliwić ich zdolność rozumowania.15
Jezus powiedział:
Nie ma bowiem drzewa dobrego, które by rodziło owoc zły, ani też drzewa złego, które by rodziło owoc dobry.
Każde bowiem drzewo poznaje się po jego owocu, bo nie zbierają z cierni fig ani winogron z głogu (Łk 6,43-44).
Nie twierdzę, że wszyscy orędownicy nauk Słowa Wiary są nieuczciwi - twierdzę natomiast, że głoszą błąd. Jeśli zaś spojrzymy na korzenie Ruchu Wiary, spostrzeżemy, że gnostyczne drzewo, z którego wyrosła ich filozofia, jest złe. I odwrócimy się od ich nauk ku czystemu Słowu prawdy.

Koniec

Media Spotlight. A Biblical analysis of religious and secular media. Special Report.
(za uprzejmą zgodą Wydawcy).

Przypisy:

12 W.B. Crow, A History of Magic, Witchcraft and Occultism, Wilshire Book Co., Hollywood, CA, 1968, s. 12.
13 D.R. McConnell, A Different Gospel, Hendrickson Publishers, Peabody, MA, 1988, s. 41.
14 Ibid., s. 45.
15 Ibid.
                                                                               

Pisz do nas: kontakt@tiqva.pl