Telewizyjne świadectwo Billy'ego Grahama
2 stycznia 2000 roku Billy Graham wystąpił w programie Tony'ego Snowa w konserwatywnej amerykańskiej telewizji Fox News. Wygłosił wtedy kilka kontrowersyjnych wypowiedzi.
Jedna z nich była szczególnie szeroko komentowana - prezentujemy ją w omówieniu „Najsłynniejszy ewangelista zakazał głosić ewangelię". Ale Billy Graham wypowiadał się też na temat innych kwestii. Postanowiliśmy niektóre z nich skomentować.
Na przykład, na pytanie, co sądzi o deklaracji George'a W. Busha o tym, kto jest jego ulubionym myślicielem czy filozofem. Bush wymienił Jezusa Chrystusa.
Billy Graham odpowiedział: „No cóż, z mojego punktu widzenia jest to wspaniała odpowiedź. Dla milionów młodych ludzi, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, Jezus Chrystus jest największym człowiekiem w dziejach świata. A dla mnie jest on największą osobą w dziejach ludzkości i wszechświata. Nie możemy tego udowodnić, nie można tego sprawdzić w probówce ani przez żadne prawo astronomiczne, ale przez wiarę wierzę w to, ponieważ naucza tego Biblia".
Graham na to: „Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale cieszę się, że mamy przywódców politycznych, którzy wierzą w Boga, i że było tak już od czasów Jerzego Waszyngtona. Napisałem właśnie niewielką książkę o Waszyngtonie i rozdają ją teraz odwiedzającym Mount Vernon [dawnej siedzibie Waszyngtona - przyp. red.]. Jestem zdumiony, analizując jeszcze raz życie Jerzego Waszyngtona, jak często odwoływał się on do swojej wiary w Boga".
Komentarz redakcji: Jezus Chrystus ( Jahwe jest zbawieniem, Mesjasz) to Słowo, które stało się ciałem. Bóg Ojciec posłał na ziemię swojego Syna. Jezus będąc na ziemi udowodnił wielokrotnie, poprzez cuda i znaki, kim jest. Wszechmogący Bóg stał się człowiekiem, umarł za grzeszników i zmartwychwstał trzeciego dnia. To są fakty, o których mówi Biblia. Jeśli chodzi o wiarę w Jezusa, to Biblia wspomina, że demony też wierzą w Boga i drżą (Jk 2,19). Graham nie skomentował, jak wygląda w praktyce wiara tych polityków. Zadziwiające jest to, że Graham powołuje się na wiarę w Boga Jerzego Waszyngtona, który był masonem http://www.wolnomularz.pl/slawni_masoni.htm). Pisząc książkę o nim nie można pominąć tak istotnego faktu, ponieważ wolnomularstwo jest zaprzeczeniem chrześcijaństwa.
Tony Snow przypomniał, że Graham był przyjacielem, doradcą i powiernikiem wielu prezydentów, poczynając od prezydenta Trumana. I zapytał Grahama, czy według niego objęcie urzędu prezydenta czyni ludzi bardziej aroganckimi, czy bardziej pokornymi.
Graham odrzekł: „Myślę, że czyni ich bardziej pokornymi. Myślę, że większość prezydentów jest zdumiona ogromem odpowiedzialności, jaka spada na nich z chwilą objęcia urzędu, i niewyobrażalną ilością czekającej ich pracy. Trzeba wiedzieć, że dzisiejszy prezydent dźwiga na sobie znacznie większą odpowiedzialność niż prezydent sprzed kilku lat. Gdybym miał osobiście dokonać zmian w konstytucji czy mieć na to jakiś wpływ, to sugerowałbym, żeby prezydent był kimś w rodzaju monarchy i dopiero pod sobą miał premiera".
Komentarz redakcji: Pismo Święte mówi, aby nie mieć nic wspólnego z bezowocnymi uczynkami ciemności, lecz je raczej karcić. Żaden prezydent USA nie potwierdził swoimi rządami, że jest osobą narodzoną na nowo, która idzie śladami Jezusa Chrystusa. Zmiana konstytucji nie zmieni faktu, że ten świat pogrążony jest w grzechu i tylko Jezus Chrystus jest w stanie zaprowadzić sprawiedliwy rząd. Dziwi natomiast fakt, że Billy Graham, zamiast głosić ewangelię i oczekiwać Królestwa Bożego, chce zmieniać ten świat. W dodatku robi to wspólnie z politykami.
Tony Snow był ciekaw, czy Billy Graham proponowałby też skrócenie kadencji prezydenta, czy osiem lat w Białym Domu to nie za długo dla zwykłego śmiertelnika.
Graham odpowiedział: „Tak, uważam, że to za długo. Uważam, że to za długo - choć niekoniecznie uważam, że urząd prezydenta ma za dużą władzę. Uważam, że potrzebujemy władzy. Ale potrzebujemy, żeby władza ta była zdecentralizowana i delegowana do innych, którzy zostali wybrani przez naród amerykański".
Komentarz redakcji: W odpowiedzi warto zacytować werset z księgi Ozeasza, gdzie Bóg mówi do Izraela: ,,Powołują królów, lecz beze mnie, ustanawiają książąt, lecz bez mojej wiedzy. Ze swojego srebra i złota uczynili sobie bałwany na własną zgubę". Dziwi fakt, że Billy Graham, znający Słowo Boże, uważa, że władza wybrana przez naród obejmujący ludzi wszelkich przekonań i orientacji może być lepsza dzięki jej reorganizacji strukturalnej. Biblia stwierdza, że dobra władza to taka, która trwa w posłuszeństwie Słowu Bożemu i jest wybierana przez Boga, czego nie można powiedzieć o rządzie USA. Biblia mówi również, że władza jako hierarchia jest ustanowiona przez Boga. Władcy jednak, nawet jeśli Bóg dopuszcza ich do władzy, wcale nie muszą być powoływani przez Boga. Natomiast poddanie się władzy nie oznacza wcale współpracy z nią w celach niezgodnych ze słowem Bożym.
Na pytanie Snowa o silny ostatnio ruch na rzecz małżeństw homoseksualnych Graham odparł: „Jestem temu przeciwny. Uważam, że Biblia byłaby temu zdecydowanie przeciwna".
Tony Snow zadał wtedy pytanie, czy osoby duchowne nie odczuwają nieraz pokusy do zbyt surowego osądzania osób, które uważają za grzeszników.
Billy Graham przytaknął, że tak jest, i dodał: „Uważam, że powinniśmy ich kochać i akceptować, i przyjmować z otwartymi ramionami, choć nie przyjmujemy ich w pełni do naszego grona jako wierzący i jako chrześcijanie, dopóki nie nawrócą się ze swoich grzechów i nie zmienią swojego sposobu życia. Ale jeśli chodzi o przyjaźnie na co dzień i wspólne wypełnianie pewnych funkcji, to nie uważam, że powinno się tu czynić jakąś różnicę. Mam wielu przyjaciół, którzy nie uważają się za wierzących w Chrystusa”.
Komentarz redakcji: Kolejna politycznie poprawna wypowiedź Grahama. Dystansuje się od małżeństw homoseksualnych nie potępiając jednocześnie homoseksualizmu. Krytycznie odnosi się do zachowania osób, które uważają homoseksualistów za grzeszników, i zachęca do akceptowania homoseksualistów i przyjmowania przy jednoczesnym oczekiwaniu, aż nawrócą się ze swoich grzechów. Swoją wypowiedzią wytwarza mętlik u słuchacza, który nie wie, co ma w końcu myśleć o homoseksualistach. Czy należy im mówić, że są grzesznikami, czy nie? Przyjmować ich z otwartymi ramionami, czy głosić im ewangelię? Graham prezentuje tu typową dla polityka postawę. Dogodzić obu stronom. Nie obrazić homoseksualistów i nie narazić się chrześcijanom piętnującym grzech homoseksualizmu.
Gospodarz programu przypomniał o sporze związanym z decyzją Konwencji Południowych Baptystów o wysłaniu ewangelistów do Chicago, aby ewangelizowali Żydów i muzułmanów. Czy tak powinna postępować Konwencja Baptystów? - dopytywał Snow.
Billy Graham powiedział: „Bronię swojej denominacji, jestem względem niej lojalny. Wierzę w nią. W naszej denominacji są naprawdę fantastyczni ludzie. Nigdy jednak nie namawiałem muzułmanów do nawrócenia. Nigdy też nie namawiałem do nawrócenia Żydów - odrzekł Graham. - Wierzę, że powinniśmy rozgłaszać fakt, że 'Bóg cię kocha, Bóg jest gotowy ci przebaczyć, Bóg może cię zmienić', a Chrystus i jego królestwo są otwarte dla każdego, kto się nawróci i wiarą przyjmie go jako pana i zbawiciela".
Komentarz redakcji: Billy Graham sam sobie zaprzecza. Z jednej strony mówi, że nigdy nie ewangelizował Żydów (ewangelia to głoszenie śmierci Jezusa Chrystusa za grzechy ludzi i Jego zmartwychwstania) i muzułmanów, z drugiej zachęca do nawrócenia do Jezusa Chrystusa. Kolejny raz prezentuje się jako polityk który nie chcąc narazić się żydom i muzułmanom, krytykuje ewangelizowanie ich. Jednocześnie zachęca do głoszenia wiary w Jezusa Chrystusa. Szkoda tylko, że wyklucza z tego grona żydów i muzułmanów. Biblia mówi nam, że ewangelia ma być głoszona wszystkim (Mk 16,15; Kol 1,23). Billy Graham niestety ma na ten temat własne zdanie.
Snow przypomniał, że około tydzień wcześniej Louis Farrakhan, duchowy przywódca nawiązującej do islamu sekty Nation of Islam, powiedział grupie osób, że otarł się o śmierć i doznał pewnego przeżycia, które całkowicie go odmieniło, i że odtąd chce być człowiekiem głoszącym jedność i harmonię między ludźmi i prezentującym naukę moralną. Dziennikarz zapytał Grahama, czy jego zdaniem Farrakhan może odegrać rolę jednoczącą.
Graham odpowiedział: „Wątpię, czy może. Znam go. Poprosił mnie ostatnio, czy może przyjechać i zobaczyć się ze mną, i ja tego chcę, ale kiedy dogrywano spotkanie, rozchorował się ciężko. Jednak jego poglądy i moje poglądy będą bardzo rozbieżne i byłoby nam bardzo ciężko - moglibyśmy być przyjaciółmi, ale trudno byłoby nam powiedzieć, że jesteśmy tacy sami albo że moglibyśmy być tacy sami pod względem religijnym”.
Dziennikarz był ciekaw, kto zdaniem Grahama przemówi pierwszy, gdy Graham znajdzie się w niebie - on czy Bóg.
Ewangelista odpowiedział: „Kiedy się tam znajdę, jestem pewien, że Jezus powie, że mnie przyjmie. Ale sądzę, że powie: Dobrze, nasz sługo dobry i wierny. Albo być może powie: Znalazłeś się w niewłaściwym miejscu".
Dziennikarz nie dowierzał, czy Billy Graham aby naprawdę martwi się, że mógłby w niebie usłyszeć, że znalazł się w niewłaściwym miejscu. Ewangelista potwierdził:
„Tak, ponieważ nie... nie jestem człowiekiem sprawiedliwym. Ludzie stawiają mnie na piedestale, na którym w swoim osobistym życiu wcale nie stoję. Uważają, że jestem kimś lepszym, niż faktycznie jestem. Nie jestem takim dobrym człowiekiem, jak się ludziom wydaje. Gazety i czasopisma, i telewizja zrobiły ze mnie świętego. Ja nim nie jestem. Nie jestem Matką Teresą. Bardzo to przeżywam.
Komentarz redakcji: Człowiek będący dla całego cywilizowanego świata symbolem poselstwa o tym, że Bóg pojednał świat ze sobą przez ofiarę swojego Syna i że każdy, kto w Niego wierzy, będzie zbawiony, oznajmia nagle publicznie, że nie jest pewien swojego zbawienia, ponieważ nie jest dostatecznie sprawiedliwy! Wynika stąd, że Billy Graham co innego głosi, a w co innego wierzy. Wymieniając w takim kontekście Matkę Teresę z Kalkuty jako wcielenie sprawiedliwości, Billy Graham zapomniał po pierwsze o przekonaniach tej katolickiej świętej, a po drugie, o jej drugim, „niemedialnym” obliczu, krytykowanym w licznych publikacjach. (Zwięzłe podsumowanie przyczyn tej krytyki można znaleźć np. tutaj: http://www.michaelparenti.org/motherteresa.html, http://newhumanist.org.uk/622. Są to świeckie głosy krytyczne. Ewangeliczni chrześcijanie dodawali do tego, że Matka Teresa nie uznawała za potrzebne, aby głosić umierającym Chrystusa).
Tony Snow zapytał o przyszłość. Czy zdaniem Grahama Amerykę czekają lepsze, czy gorsze czasy.
Graham odpowiedział: „Myślę, że... będą to czasy najlepsze i czasy najgorsze. Myślę, że w takim właśnie jesteśmy dziś punkcie, ponieważ mamy w tej chwili do dyspozycji narzędzia, aby zmienić świat na lepsze albo na gorsze”.
Komentarz redakcji: Pytanie -- po co zmieniać na lepsze świat, skoro ma to zrobić dopiero Chrystus, gdy przyjdzie w chwale po raz drugi? Ciekawe, jakie narzędzia ma na myśli Billy Graham. Słowo Boże mówi, że w ostateczne czasy będzie coraz gorzej, świat będzie popadał w coraz większy grzech, a kościół w odstępstwo (2 Tym 3,1-5). Degeneracja postępuje już od czasów apostolskich i będzie postępować aż do przyjścia Pana.
Dziennikarz chciał się dowiedzieć, jakie jest najgłębsze życzenie Grahama na przyszłość.
Ewangelista odrzekł: „Moim najgłębszym życzeniem jest, aby Pan powrócił i przyniósł światu pokój, ponieważ patrząc w przyszłość bardzo się niepokoję o tę całą technologię, która może zniszczyć rodzaj ludzki".
Komentarz redakcji: Jezus powiedział o sobie: Nie „mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz" (Mt 10,34). Owszem, w czasie wyznaczonym przez Boga nadejdzie Jego królestwo i zapanuje pokój, kiedy Jezus, Książę Pokoju, zacznie rządzić narodami „laską żelazną" (Obj 19,15). Ale zanim to nastąpi, ziemię i jej mieszkańców czekają jeszcze największe kataklizmy w dziejach (Mt 24,21-22) i sąd Boży, a Jezus powróci, aby stoczyć zwycięską bitwę z synem bezprawia i armiami władców tego świata (Ap 19,11-21). Nie przyjdzie więc na ziemię, niosąc od razu pokój, przyjdzie walczyć!
Jeśli więc w tej chwili przyszedłby jakiś „Pan" przynosząc „pokój", z pewnością nie byłby nim Chrystus. Bo „gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną" (1 Tes 5,3). Na jakiego w takim razie „Pana" czeka Billy Graham?
Być może jednak słynny ewangelista zastosował tu skrót myślowy. Ale w takim razie z jakiego powodu Billy Graham czeka na pokój od „Pana"? Z powodu postępu technologicznego!
Lecz to nie rozwój technologii zagraża życiu na ziemi, ale ludzki grzech. To nie bomba atomowa czy rakiety sprawiły największe ludobójstwa XX wieku, ale bezbożni ludzie zabijający nieomal gołymi rękami: siepacze Hitlera i Stalina, zaślepieni nienawiścią nacjonaliści w dawnej Jugosławii, sługusy Pol Pota w Kambodży, walki międzyplemienne i rozmaite „armie boże" w Afryce albo Mao, który jednym ruchem pióra potrafił zagłodzić na śmierć w ciągu 2-3 lat kilkadziesiąt milionów Chińczyków - i pustoszący wiele krajów wirus AIDS. Do wytracenia ludzkości nie potrzeba technologii - wystarczy serce, które odrzuciło jedynego Boga. Jaką ewangelię głosi Billy Graham?
Cały wywiad jest dostępny pod adresem: http://www.deceptioninthechurch.com/graham2.html
***********************************************************************************************************************
Dlaczego postanowiliśmy skomentować dziwne wypowiedzi Billy'ego Grahama? Czy nie mamy nic lepszego do roboty, jak wytykać potknięcia wierzącym?
Billy Graham jest dla całego świata symbolem ewangelicznego chrześcijaństwa, a nawet ewangelii. Tymczasem publicznie daje wyraz przekonaniom, które są bardzo dalekie zarówno od chrześcijaństwa jak i od ewangelii. W życiu wielu z nas poselstwo Billy'ego Grahama odegrało ważną rolę, pomagając nam zbliżyć się do Boga. Zadaliśmy więc sobie pytanie: jak to możliwe, że człowiek, który był narzędziem Boga, poszedł na kompromis ze światem.
Nasuwa się jedna odpowiedź: Billy Graham już stosunkowo wcześnie próbował „zdobywać świat dla Chrystusa". Już jako młody ewangelista przestawał z wielkimi tego świata, był przyjacielem amerykańskich prezydentów i coraz bardziej wikłał się w politykę. W 1960 roku wraz z innymi postaciami amerykańskiego chrześcijaństwa, w tym słynnym w Kościele okultystą Normanem Vincentem Pealem (ojciec ruchu pozytywnego myślenia), próbował nie dopuścić do wyboru Johna F. Kennedy'ego na prezydenta (mowa o tym m. in. w książkach Carol George God's Salesman i Shauna A. Caseya The Making of a Catholic President: Kennedy vs. Nixon). O samym Peale'u, blisko związanym z wieloma prezydentami, w tym właśnie z Nixonem, w 1966 roku na forum Narodowej Rady Kościołów Graham wypowiedział się, że nie zna nikogo, kto zrobiłby dla Królestwa Bożego więcej niż Norman Peale i jego żona (http://en.wikipedia.org/wiki/Norman_Vincent_Peale). Jakiś czas temu amerykańską opinię publiczną zbulwersowało ujawnienie nagrań rozmowy Billy'ego Grahama z prezydentem Nixonem z 1973 roku, w której Graham w przypadku wygrania przez Nixona wyborów zaleca mu ukrócenie wpływów lobby żydowskiego, które nazywa „synagogą szatana" (http://www.counterpunch.org/vestgraham.html; http://www.observer.com/node/45705).
Być może próby wpływania na polityków Billy Graham uznał za specyficzny sposób bycia solą ziemi. Zapomniał jednak o takich słowach Jezusa o Jego uczniach: „Nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata" (J 17,16) i: „Królestwo moje nie jest z tego świata" (J 18,36). I o takich słowach z Nowego Testamentu: „Nasza ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa" (Flp 3,20) oraz: „O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi" (Kol 3,2).
Zapieranie się prawdy to logiczny koniec tych, którzy próbują wikłać się z tym światem w obce jarzmo (2 Kor 6,14). Dziś nie pamięta o tym także pastor Rick Warren, chcący zjednoczyć cały świat dla pokoju. I nie pamiętają o tym rzesze wierzących, którzy uważają, że zdołają na ziemi w zastępstwie Chrystusa zbudować Królestwo Boże.
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|